Dziewczyny wygrałam wszystko co mogłam wygrać w życiu. Mój chłopczyk jest zdrowy wynik prawidłowy. Mam nadzieje ze wszystkie nasze dzieci bo wszystkie dzieci nasze są - musza być zdrowe


.
Gratuluję i zazdroszczę. Ja miałam mieć wynik dzisiaj. Ale powiedzieli, że najszybciej poniedziałek albo wtorek... Bo próbki muszą jeszcze trafić do analizy przez genetyka. Ech, strasznie długo to trwa. Nie ma nic gorszego niż czekanie niczym na wyrok śmierci.
Moja amniopunkcja była całkowicie bezbolesna. Do końca nie wiem czemu, bo z nerwów dostałam bólów brzucha i skurczy, więc byłam na nospie. Naczytałam się trochę o tej amniopunkcji i wywnioskowałam, że boli wtedy, gdy z nerwów mocno napina się brzuch. Zrobilam, co mogłam, by zwiotczeć i leżeć bez ruchu. Na monitorze oglądałam, jak córka uciekła w drugi kąt macicy i tam schowała się przed igłą. Nie było szansy, żeby się na igła czy coś, bo zwiała jak małe zwierzątko ucieka przed zagrożeniem. Tak to wyglądało.

Potem chwilą dziwnego ssania i było już po wszystkim.
Po samym badaniu czułam się dobrze fizycznie. Siadała mi za to psychika. Pierwszy raz w życiu nie mogłam spać, jeść, ogólnie byłam jak warzywo. Cały czas brzuch mi się wstawiał, twardniał, ale trudno stwierdzić, czy że stresu, czy po pobraniu. Dostałam więc kolejne leki od ginekologa, tym razem na uspokojenie, po których spałam. Drugiego dnia, znalazłam plamę w nocy na łóżku i pojechaliśmy do szpitala. Spędziłam tam dobę, sprawdzali mi czy nie ma ubywania wód płodowych. Profesor, który ze mną rozmawiał powiedział, że tak się zdarza, że mogło dojść do jednorazowego wycieku, ale że nie widać w usg i testach, żeby dalej coś wyciekało i że nie ma znacznego ubytku, więc żeby się nie martwić. Kazali wracać do domu i sprawdzać samemu. Nic się na szczęście już nie powtórzyło.
Za to potem miałam w życiu kompletny armagedon. Zalanie mieszkania, brak prądu, zagrożenie pożarem, oraz rozbicie samochodu. Liczę, że wykorzystałam już limit nieszczęć w swoim życiu. I że ta wiadomość, na której najbardziej mi zależy, będzie dla mnie szczęśliwa. Trzymajcie za nas kciuki.
Ja osobiście żałuję tych 2,5 tys wydany na test Nifty. U nas ten test pokazał niskie ryzyko w oparciu o dna płodowe córki. A i tak skończyło się na amniopunkcji, bo usg połówkowe wykazało dwa markery zespołu Downa. Każdy robi, co uważa, ale gdybym drugi raz była w tej sytuacji, od razu zrobiłabym amniopunkcję. Te 2,5 tys mogą być potem bardzo potrzebne na rehabilitację, a jedyne co się zyskało to chwila złudnej pewności, że wszystko jest okej.