reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Obniżenie narządów po porodzie

Chcę, tylko czasu nie cofnę.

Urodziłam trójkę dzieci.
Pierwsze przez cesarskie cięcie i to po nim miałam i mam największe problemy w tym też seksulane.
Większość moich koleżanek rodzi dzieci koło 4kg. Ja rodziłam takie koło 3kg ale patrząc po znajomych to u mnie było dużo ciężej. Moja koleżanka, rekordzistka urodzila 5kg po cesarce i nie ma zadnych skutkow ubocznych (a "maluch" to juz 10 latek). Przy ostatnim porodzie miałam pęknięta szyjkę macicy. W takcie ciąży nietrzymanie moczu ale dla mnie "wina" była ciąża, a nie to jak została rozwiązana. Obecnie 6 miesięcy po nie odczuwam skutków ubocznych. A nawet za specjalnie nie ćwiczyłam z fizjo i w domu bo nie mam na to czasu. Dźwigam i ogólnie robię dużo bo muszę.

Także moim zdaniem to nie jest wina 4kg dziecka. I kompletnie nie zgodzę się z lekarzem u którego byłaś. Szczególnie, że rekomendacje jasno wskazują wagę powyżej 4.5kg dopiero jako ewentualne wskazanie do cesarskiego cięcia
 
reklama
Miesiąc temu urodziłam syna siłami natury 4310kg. Mam obniżenie narządu rodnego: wypada mi m. in. pęcherz i macica. Jestem załamana. Lekarz nie widzi sensu w ćwiczeniach ani laserze, proponuje jedynie operację, która jak wiadomo również ma skutki uboczne. Karmię piersią (mam dylemat czy odstawić, bo tego nie chcę). Nie wiem, kiedy miałaby być operacja, ale raczej nieprędko. Nie mam pojęcia, czy jest to kwestia miesięcy czy lat. Czy naprawdę nie ma dla mnie ratunku? Nie wyobrażam sobie dalszego funkcjonowania (podnoszę chociażby dziecko, wózek). Wcześniej chodziłam na siłownię, teraz to abstrakcja. O seksie nie wspomnę, tego nie wyobrażam sobie już w ogóle :( Czy CC mogło mnie przed tym uchronić?
Poszłabym do fizjoterapeuty uroginekologicznego ;-)
 
Także moim zdaniem to nie jest wina 4kg dziecka. I kompletnie nie zgodzę się z lekarzem u którego byłaś. Szczególnie, że rekomendacje jasno wskazują wagę powyżej 4.5kg dopiero jako ewentualne wskazanie do cesarskiego cięcia
No właśnie, 4.5 kg. Też znam te rekomendacje, dlatego nie nalegałam na CC a lekarz też nie widział konieczności przeprowadzenia cięcia. Fakt, dziecko było duże, ale sama jestem wysoka, mam sporą miednicę. Zresztą, teraz można tylko gdybać.
Czytałam o mniejszych dzieciach i o tym, że ich mamy również mają problemy. Czytałam, bo wśród bliskich nie słyszałam o takim problemie.
Po CC mogłabym mieć inne komplikacje, albo i nie. Tak samo, jak po porodzie SN. Stało się, że cierpię. To wszystko nakłada się na początki macierzyństwa, z którego po latach walki powinnam się cieszyć, a płaczę.
Łapię się na tym, że działam jak robot: zmieniam pieluchę, karmię, tyle. Zero głębszych emocji, choć oczywiste jest, że kocham syna. Przecież to dziecko nie jest niczemu winne.
To i tak nic. Ogromną niechęć czuję przede wszystkim do siebie, choć to też nie moja wina.
Cały czas mam w głowie słowo: operacja. Nawet jeśli dziś przestanę karmić piersią, to ustanie laktacji trwa... oczekiwanie na miesiączkę trwa... ustabilizowanie hormonalne trwa... oczekiwanie na operację, po której można być różnie, również trwa. A co przez te wszystkie miesiące... Co myśleć, jak żyć, skąd czerpać siłę.
 
No właśnie, 4.5 kg. Też znam te rekomendacje, dlatego nie nalegałam na CC a lekarz też nie widział konieczności przeprowadzenia cięcia. Fakt, dziecko było duże, ale sama jestem wysoka, mam sporą miednicę. Zresztą, teraz można tylko gdybać.
Czytałam o mniejszych dzieciach i o tym, że ich mamy również mają problemy. Czytałam, bo wśród bliskich nie słyszałam o takim problemie.
Po CC mogłabym mieć inne komplikacje, albo i nie. Tak samo, jak po porodzie SN. Stało się, że cierpię. To wszystko nakłada się na początki macierzyństwa, z którego po latach walki powinnam się cieszyć, a płaczę.
Łapię się na tym, że działam jak robot: zmieniam pieluchę, karmię, tyle. Zero głębszych emocji, choć oczywiste jest, że kocham syna. Przecież to dziecko nie jest niczemu winne.
To i tak nic. Ogromną niechęć czuję przede wszystkim do siebie, choć to też nie moja wina.
Cały czas mam w głowie słowo: operacja. Nawet jeśli dziś przestanę karmić piersią, to ustanie laktacji trwa... oczekiwanie na miesiączkę trwa... ustabilizowanie hormonalne trwa... oczekiwanie na operację, po której można być różnie, również trwa. A co przez te wszystkie miesiące... Co myśleć, jak żyć, skąd czerpać siłę.
Do psychologa też powinnaś się wybrać, bo jesteś jeszcze w połogu, i dla mnie brzmi jakbyś była bardzo blisko depresji poporodowe.
 
No właśnie, 4.5 kg. Też znam te rekomendacje, dlatego nie nalegałam na CC a lekarz też nie widział konieczności przeprowadzenia cięcia. Fakt, dziecko było duże, ale sama jestem wysoka, mam sporą miednicę. Zresztą, teraz można tylko gdybać.
Czytałam o mniejszych dzieciach i o tym, że ich mamy również mają problemy. Czytałam, bo wśród bliskich nie słyszałam o takim problemie.
Po CC mogłabym mieć inne komplikacje, albo i nie. Tak samo, jak po porodzie SN. Stało się, że cierpię. To wszystko nakłada się na początki macierzyństwa, z którego po latach walki powinnam się cieszyć, a płaczę.
Łapię się na tym, że działam jak robot: zmieniam pieluchę, karmię, tyle. Zero głębszych emocji, choć oczywiste jest, że kocham syna. Przecież to dziecko nie jest niczemu winne.
To i tak nic. Ogromną niechęć czuję przede wszystkim do siebie, choć to też nie moja wina.
Cały czas mam w głowie słowo: operacja. Nawet jeśli dziś przestanę karmić piersią, to ustanie laktacji trwa... oczekiwanie na miesiączkę trwa... ustabilizowanie hormonalne trwa... oczekiwanie na operację, po której można być różnie, również trwa. A co przez te wszystkie miesiące... Co myśleć, jak żyć, skąd czerpać siłę.

Trwa bo 9 miesięcy też trwało zanim się ten człowiek stworzył, a ciało przestawiło na niego w brzuchu.
Nie wiem skąd masz te presję czasu, ale w mojej ocenie przede wszystkim nawet nie dałaś ciału skończyć połogu.

Przykładowo nie pamiętam kiedy cofnęło się moje nietrzymanie moczu dokładnie, ale na bank w połogu jeszcze był problem.

Poszukaj psychologa i daj sobie odpocząć, naprawdę - a potem będziesz myśleć co dalej.
 
Trwa bo 9 miesięcy też trwało zanim się ten człowiek stworzył, a ciało przestawiło na niego w brzuchu.
Nie wiem skąd masz te presję czasu, ale w mojej ocenie przede wszystkim nawet nie dałaś ciału skończyć połogu.

Przykładowo nie pamiętam kiedy cofnęło się moje nietrzymanie moczu dokładnie, ale na bank w połogu jeszcze był problem.

Poszukaj psychologa i daj sobie odpocząć, naprawdę - a potem będziesz myśleć co dalej.
Presja czasu... poniekąd wynika z mojej niecierpliwości, z tego, że raczej zawsze byłam zdrowa, a jeśli coś się wydarzyło, starałam się od razu zniwelować problem, a druga sprawa: lekarz postawił sprawę zerojedynkowo. Wiem, to to tylko opinia jednego lekarza, będę to jeszcze konsultować z innym, czy jest choć cień szansy zmienić sytuację chociażby ćwiczeniami, ale jakoś mnie to tak strasznie zabolało. Może dlatego, że czułam, że coś jest nie tak, ale jednocześnie takiej diagnozy też się nie spodziewałam. Przed ciążą uprawiałam sport, teraz czuję się, jak kaleka. A jak jestem w łazience i spoglądam w lustro, w którym widać ten opadający pęcherz, to już w ogóle.
 
Ja także jestem zdania, że psycholog to dobry pomysł..
Jak połóg się skończy umow się także do fizjoterapeuty, bo pytałam kolezanki- u niej skończyło się na zabiegu, ale były duże szanse, że wszystko się ustabilizuje, dzięki ćwiczeniom. Fizjo oceni, czy to kwestia mięśni czy urazów, zerwań i dobierze odpowiednie terapie.
Nie poddawaj się, trzymam mocno kciuki!
 
Presja czasu... poniekąd wynika z mojej niecierpliwości, z tego, że raczej zawsze byłam zdrowa, a jeśli coś się wydarzyło, starałam się od razu zniwelować problem, a druga sprawa: lekarz postawił sprawę zerojedynkowo. Wiem, to to tylko opinia jednego lekarza, będę to jeszcze konsultować z innym, czy jest choć cień szansy zmienić sytuację chociażby ćwiczeniami, ale jakoś mnie to tak strasznie zabolało. Może dlatego, że czułam, że coś jest nie tak, ale jednocześnie takiej diagnozy też się nie spodziewałam. Przed ciążą uprawiałam sport, teraz czuję się, jak kaleka. A jak jestem w łazience i spoglądam w lustro, w którym widać ten opadający pęcherz, to już w ogóle.
To daj sobie czas. Nie wywieraj na siebie presji. Nosiłaś dziecko 9 miesięcy, ciało się zmieniało.. Urodziłaś dziecko.. nie wymagaj cudów w miesiąc.
 
reklama
Ja także jestem zdania, że psycholog to dobry pomysł..
Jak połóg się skończy umow się także do fizjoterapeuty, bo pytałam kolezanki- u niej skończyło się na zabiegu, ale były duże szanse, że wszystko się ustabilizuje, dzięki ćwiczeniom. Fizjo oceni, czy to kwestia mięśni czy urazów, zerwań i dobierze odpowiednie terapie.
Nie poddawaj się, trzymam mocno kciuki!
Rozmawiałam dziś wstępnie z fizjoterapeutką. Jeśli więzadło jest zerwane, w grę wchodzi tylko operacja i żadne ćwiczenia nie pomogą. Muszę udać się do uroginekologa, bo byłam u "normalnego" ginekologa.
 
Do góry