Jestem polskim pracownikiem delegowanym za granicę ;-) Sama słodycz
Ponieważ dotarłam już parę lat temu do kresu awansu, finansowo jest mniej więcej tak jak we Francji.
Tutejszym nauczycielom płacą kiepsko (jak na lokalne warunki), a poza tym zasady są kosmiczne...
Najpierw, żeby zacząć pracować, trzeba się bić o miejsca w konkursie... Niektórzy piszą te egzaminy wstępne (po studiach) co roku przez wiele lat... Po to, by potem trafić do miejsca, które im się narzuci - czasem trzeba się przeprowadzić 900 km od domu albo pracować w 3 miejscach jednocześnie, z dojazdem 1h pomiędzy każdym z nich... Każdy musi odrobić kilka lat w tzw. strefach edukacji priorytetowej, czyli najtrudniejszych mieszanych dzielnicach newralgicznych miast... I gdzieś tak po 10-15 latach można nazbierać tyle punktów, by poprosić o "łaskę" tzw. "połączenia z rodziną", czyli pracy w tym samym regionie co Twój mąż i dzieci...
Naprawdę nie wiem, co popycha tutejszych nauczycieli do wyboru tego zawodu...