My staraliśmy się ponad 3 lata (prawie 4) i miałam wiele przejść, dodam, że jestem po operacjach na jajnikach, terapiach hormonalnych itp. Nic nie skutkowało. W dodatku na ostatnim kawałeczku jajnika, jaki mi został, znów pojawiła się torbiel. Załamałam się, czekałam już tylko na ostatnią operację i pożegnanie się z rodzicielstwem biologicznym.
Zaczęliśmy nawet starania adopcyjne, bowiem nie chciałam czekać a myślałam o adopcji już od dłuższego czasu.
Kiedy spóźniała mi się miesiączka pomyślałam, że już "tam" mi nic nie działa i tak też powiedziałam mojemu M, który właśnie wyjeżdżał na 2 tyg. Jednak po kilku dniach postanowiłam zrobić sobie test. Wyszedł pozytywny. Byłam w takim szoku, że nie wiedziałam co robić. Zadzwoniłam do mojego gina, który kazał zrobić bHCg.
Jednak tego dnia dowiedziałam się, że zmarła moja ukochana Babcia, przepłakałam cały dzień i dostałam okres. Załamka. Ale bardziej byłam załamana Babcią, niż okresem, bo już wcześniej straciłam nadzieje na dzieci.
Poszłam jednak do gina na następny dzień bardziej przełożyć wizytę, niż rozmawiać o ew. ciąży. Ten jednak szybko mnie na usg i pokazuje mi ciążę maciczną a nawet bijące serduszko. Jak wypisywał mi kartę ciąży, to byłam blada z szoku. Nawet sprawdził, czy dam radę sama stać i chodzić hahaha
Mojemu M postanowiłam jakoś fajnie powiedzieć, a nie tak przez komórkę, ale nie mogłam czekać 2 tyg, jak wróci. Zrobiłam więc mu mms-a i wysłałam zdj takich maluśkich skarpetek z podpisem "z 5 mm pozdrowieniami".
M był w takim szoku, że nawet nie załapał, że chodzi o ciążę i że na prawdę w niej jestem. Zadzwonił więc i wtedy mu powiedziałam. Była to ciąża zagrożona, więc prosiłam, aby się nie chwalił jeszcze, ale mój M to ekstrawertyk, więc po naszej rozmowie zadzwonił do kogo mógł i wszystkim opowiadał, że jestem w ciąży.
Nie mogłam się doczekać, kiedy wróci, wtedy mogliśmy się już do woli nacieszyć sobą i tą wspaniałą nowiną o ciąży. Długo nam zajęło, by uwierzyć, że to prawda :-). A tu mój MMS do M: