reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Niepłodość i... reszta świata.

Mnie też takie uwagi nie przeszłyby przez usta... Ale to jedna z koleżanek - bo mam też inne, podobne do Twojej właśnie: ktoś ma zostać wieczorem, pracować dodatkowo, zrobić coś po godzinach... = oczywiście ja, bo nie mam dzieci. A ona je ma, więc nie życzy sobie, by brać ją pod uwagę. Tylko ja też muszę mieć czas, by kiedyś móc te dzieci mieć ;-) Oczywiście rozumiem, że inaczej wygląda rozkład czasu mamy i nie-mamy. Ale dlaczego mam pracować za kogoś??
Takie sytuacje są powszechne, u mnie też kobiety z dziećmi mają więcej praw niż reszta. Na szczęście u nas nie ma nadgodzin, ale i tak jest to widoczne. Dla mnie dopuszczalne jest jedynie poproszenie koleżanki, żeby została, albo się zamieniła, bo ktoś nie ma z kim dzieci zostawić, ale nigdy w ten sposób, że się należy i ma większe prawa niż osoby bezdzietne. Np przed świętami, przecież raczej każdy ma rodzinę, z którą chce je spędzić, nie tylko ci co mają dzieci chcą mieć święta. Na codzień też osoby bezdzietne mają życie, obowiązki, problemy.
Zwłaszcza, jak ktoś chce mieć dzieci, a nie może.
 
reklama
Dzięki!
Może rzeczywiście brakuje mi dystansu - w kwestii komentarzy. Bo jeśli chodzi o posiadanie dzieci to chyba jest OK, też nie płaczę widząc ciężarne kobiety... Chcieliśmy spróbować, mieć pewność, że wykorzystaliśmy swoje szanse; w sumie niewiele czasu już mi zostało, więc jak się nie uda - trudno.
Chyba nawet chciałabym, żeby ludzie pytali o jakieś konkretne rzeczy - ale oni wolą po prostu komentować... Stąd też chyba nie zaczynam tematu.
O jakich konkretnie komentarzach mówisz? U mnie np ludzie po prostu pytają, czy nie planujemy dziecka (no bo już 1,5 roku po ślubie, to jak to xD) i wtedy otwarcie mówię, że nie możemy zajść i tyle. Wtedy ludzie chyba są zakłopotani, bo często dają właśnie te durne rady typu, musicie wyluzować, albo jeźdzcie na wakacje. Nóż mi się w kieszeni otwiera jak ktoś mówi takie rzeczy, ale staram się myśleć, że skoro to są jacyś moi znajomi to raczej nie mówią tego w złej wierze, tylko powtarzają utarte slogany, bo nie wiedzą jak inaczej zareagować, a nic nie powiedzieć to głupio.
Sorry za przydługi wywód xD
 
Takie sytuacje są powszechne, u mnie też kobiety z dziećmi mają więcej praw niż reszta. Na szczęście u nas nie ma nadgodzin, ale i tak jest to widoczne. Dla mnie dopuszczalne jest jedynie poproszenie koleżanki, żeby została, albo się zamieniła, bo ktoś nie ma z kim dzieci zostawić, ale nigdy w ten sposób, że się należy i ma większe prawa niż osoby bezdzietne. Np przed świętami, przecież raczej każdy ma rodzinę, z którą chce je spędzić, nie tylko ci co mają dzieci chcą mieć święta. Na codzień też osoby bezdzietne mają życie, obowiązki, problemy.
Zwłaszcza, jak ktoś chce mieć dzieci, a nie może.
U nas też nie ma nadgodzin - tzn. takich, które są płatne. Wszystko co poza godzinami pracy jest rodzajem wolontariatu. Czy to będą zebrania, szkolenia czy inne rzeczy - często wystarczy, by była na nich jedna osoba. Zgadnijmy, która? ;-) A od wyższego szczebla usłyszę jedynie uwagi w stylu: "Dlaczego Ciebie przepełnia jakieś nieuzasadnione poczucie niesprawiedliwości?". No nie wiem, gwiazd trzeba spytać, na pewno nie koleżanki, za które muszę coś robić...
 
O jakich konkretnie komentarzach mówisz? U mnie np ludzie po prostu pytają, czy nie planujemy dziecka (no bo już 1,5 roku po ślubie, to jak to xD) i wtedy otwarcie mówię, że nie możemy zajść i tyle. Wtedy ludzie chyba są zakłopotani, bo często dają właśnie te durne rady typu, musicie wyluzować, albo jeźdzcie na wakacje. Nóż mi się w kieszeni otwiera jak ktoś mówi takie rzeczy, ale staram się myśleć, że skoro to są jacyś moi znajomi to raczej nie mówią tego w złej wierze, tylko powtarzają utarte slogany, bo nie wiedzą jak inaczej zareagować, a nic nie powiedzieć to głupio.
Sorry za przydługi wywód xD
Ja bardzo lubię dużo czytać (i pisać też :p)
W sumie jest to dobra taktyka - taka odpowiedź wprost. Czasem ludzie pytają przekornie, a odpowiedź mega na serio może da im do myślenia... Często jest też chyba tak, że gdy mówisz o jakimś problemie to ktoś czuje się w obowiązku coś poradzić, i stąd się biorą te cenne sugestie o wyluzowaniu;-)
 
Ja bardzo lubię dużo czytać (i pisać też :p)
W sumie jest to dobra taktyka - taka odpowiedź wprost. Czasem ludzie pytają przekornie, a odpowiedź mega na serio może da im do myślenia... Często jest też chyba tak, że gdy mówisz o jakimś problemie to ktoś czuje się w obowiązku coś poradzić, i stąd się biorą te cenne sugestie o wyluzowaniu;-)
Dokładnie. Grunt to mieć dystans do tego wszystkiego. Wiem, że to ciężkie, każdy przeżywa to na swój sposób... ja w ciągu tych 20 miesięcy nieudanych starań przeszłam już chyba wszystkie możliwe stany psychiczne, rozpacz, załamanie, złość na świat, apatia. Teraz od stycznia jakoś mi się zmieniło (nie wiem na jak długo), ale ustaliłam sobie plan działania. I jeśli to nie wypali, to mniej więcej na koniec roku kończę ze staraniami. Odstawiam leki, przestaję łazić na baani, wyliczać. I może ta świadomość, że to się kiedyś skończy (w taki czy inny sposób) podziałała na mnie tak, że jakoś się zdystansowałam.
 
Takie sytuacje są powszechne, u mnie też kobiety z dziećmi mają więcej praw niż reszta. Na szczęście u nas nie ma nadgodzin, ale i tak jest to widoczne. Dla mnie dopuszczalne jest jedynie poproszenie koleżanki, żeby została, albo się zamieniła, bo ktoś nie ma z kim dzieci zostawić, ale nigdy w ten sposób, że się należy i ma większe prawa niż osoby bezdzietne. Np przed świętami, przecież raczej każdy ma rodzinę, z którą chce je spędzić, nie tylko ci co mają dzieci chcą mieć święta. Na codzień też osoby bezdzietne mają życie, obowiązki, problemy.
Zwłaszcza, jak ktoś chce mieć dzieci, a nie może.
Z drugiej strony wiem, że jest jeszcze druga strona medalu: moje posiadające dzieci koleżanki w większości przypadków nie mogą liczyć na swoich mężów... Ja zawsze pracowałam, potem wyszłam za mąż, i pracowałam dalej. Wiele z moich koleżanek zrezygnowało z pracy i wróciło do niej mając kilkuletnie już dzieci. Dla ich mężów był to lekki szok - i w rezultacie praca czy nie praca, one wciąż mają robić absolutnie wszystko w domu, a szczególnie brać na siebie 100% tego, co dotyczy dzieci. Zebranie po godzinach nie wchodzi w grę, bo i dzieci same, i awantura o brak kolacji dla rodziny... Więc szczerze im współczuję, ale... to też nie jest mój problem. To kwestia zbudowania zdrowych relacji...
 
Dokładnie. Grunt to mieć dystans do tego wszystkiego. Wiem, że to ciężkie, każdy przeżywa to na swój sposób... ja w ciągu tych 20 miesięcy nieudanych starań przeszłam już chyba wszystkie możliwe stany psychiczne, rozpacz, załamanie, złość na świat, apatia. Teraz od stycznia jakoś mi się zmieniło (nie wiem na jak długo), ale ustaliłam sobie plan działania. I jeśli to nie wypali, to mniej więcej na koniec roku kończę ze staraniami. Odstawiam leki, przestaję łazić na baani, wyliczać. I może ta świadomość, że to się kiedyś skończy (w taki czy inny sposób) podziałała na mnie tak, że jakoś się zdystansowałam.
Podpinam się pod ten plan. Jeśli do końca tego roku nic się nie uda, w 2023 wejdę z jakimś innym projektem ;-) Ale trzymam kciuki!
 
Dziewczyny z ludźmi to jest tak, że im nigdy niedogodzisz. Jak nie masz dziecka to pytaja kiedy będzie. Jak masz jedno to kiedy drugie. Jak masz dwoje chlopcow/dziewczynek to czas na trzecie odmiennej płci. I wiecznie coś, gdzie moga wsadzić swój nos. Co prawda mam dzieciaki, ale pomiędzy nimi odstęp 9 lat i co się przez ten okres nasłuchałam, że czemu drugiego nie ma 🤣 Puszczałam to po jakimś czasie mimo uszu.
Życzę Wam by spełniły się Wasze marzenia a ludzi miejcie w poważaniu, bo im się nie da dogodzić a zawsze i tak ktoś będzie lepszy czy bardziej zmęczony 😉
 
no to nie wiem, ja może mam jakichś dziwnych ludzi wokół i fajną ekipę w pracy, bo w naszym bliskim otoczeniu nikt nie zadaje głupich pytań, tak jak pisałam, zdarzają się wyjątki ale to z reguły są jacyś dalecy znajomi którzy nie mają dla mnie znaczenia. W pracy nikt nie traktuje mnie inaczej ze względu na brak dzieci, ale też może dlatego, że na zespół sześcioosobowy połowa ma dzieci a połowa nie ;) A rodzinę poinformowałam i czuję od nich mega wsparcie ale bez uprzykrzania się. Teściowie wiedzą o moim poronieniu, bo akurat jak zaczęłam krwawić to zepsuł nam się akumulator i narzeczony cały w nerwach pobiegł do nich pożyczyć auto (mieszkają obok) więc musiał im powiedzieć co się dzieje, ale od tamtej pory też nie zadają pytań, są neutralni i dyskretni. może mam szczęście ;) Swoim rodzicom nie mam odwagi powiedzieć o stracie bo pękłyby im serca :(
 
reklama
Jeżeli mogę to jako osoba z drugiej strony chciałabym powiedzieć, że chyba problem jest właśnie w tym, że się w ogóle o tym nie mówi. Więc jak już człowiek napotyka na taką informację to totalnie nie wie co powiedzieć, a nic nie powiedzieć też wydaje się głupie.

Np. będąc teraz w szpitalu z ciążą pozamaciczną, dołożono mi dziewczynę również z cp, nie chcąc wyjść na taką co się nic nie odzywa i jest "dzika" rzuciłam coś w stylu: wiem, co czujesz ... no ale okazało się, że jednak nie wiem bo jej sytuacja jest dużo trudniejsza od mojej. No i potem cały pobyt z nią (4 dni) aż się bałam odezwać, żeby tylko jej nie urazić, ba dziś mija 3 tygodnie, a ja nadal się zastanawiam czy jej nie uraziłam czymkolwiek później. Więc to nie zawsze jest tak, że osoby bo drugiej stronie tylko myślą jak dowalić do pieca
 
Do góry