Wczorajsza wizyta na pierwszym ktg w szpitalu..
Mój gin przyjmuje popołudniu i kazał mi się tak umówić na to ktg, żeby potem do niego na konsultację przyjść. Więc umówiłam się na 17 (najpóźniejsza dostępna), ze względu na dosyć daleki dojazd do szpitala, a mój M kończy pracę o 17. Więc miałam nadzieje, że urwie się wcześniej i przyjedziemy razem. Ale nie udało mu się wyrwać, musiałam jechać sama (na szczęście pojechała ze mną mama), bo najpierw busem do krk, potem autobusem 40 min do szpitala.
Założyłam sobie kartę, wchodzę na ktg, kolejki nie ma. 3 kozetki, na jednej tylko dziewczyna sobie leży. Ja się położyłam na drugiej i pół godziny leżenia. Było całkiem fajnie, bicie serduszka tak fajnie uspokaja, że aż mi się spać zachciało :-). Po skonczonym zapisie położna mówi, że macica się dosyć mocno spina i poród może się wg niej zacząć w każdej chwili.. Więc ja taka podekscytowana idę na konsultację do gina, a tam zonk. Dużo dziewczyn siedzi i kolejka. Jestem jakaś szósta. Ale czekam i czekam i czekam (w międzyczasie była awantura, bo komuś zgubili kartę), mija pół godziny, przede mną dalej 4 osoby, nagle kolejka utknęła. Okazuje się, że lekarz zrobił sobie niezapowiedzianą półgodzinną przerwę. Noż myślałam, że oszaleję
Po godzinie weszłam do gabinetu, a on mnie potraktował tak, jakbym była intruzem. Popatrzył na ktg, nic nie powiedział na jego temat, nie zbadał mi szyjki, kazał odstawić magnez, zrobił usg - ale powiedział tylko tyle, że mały ma ok 3 kg, łożysko się nie starzeje, ilość wód w normie.. I dziękuję, to wszystko, proszę się umówić na następne ktg za tydzień.
To ja się go pytam ile daje mi czasu do rozpakowania - czy jest szansa, że to już (tak mówiła położna!), czy przyszły tydzień czy pochodzę do terminu? A on mówi, że ten tydzień na pewno nie,a potem to zobaczymy. Normalnie wkurzył mnie
. Taka totalna olewka.
Pewnie dlatego, że to na nfz była wizyta, normalnie chodziłam do niego do centrum medycznego, to się zachowywał całkiem inaczej.
No i wyszłam od niego, po ponad 2h w sumie i się rozpłakałam.
I ja nie wyobrażam sobie jechać za tydzień znowu komunikacją miejską na ktg, jak nie urodzę do tego czasu to chyba urodzę w tym autobusie... (Jak poszłam się na następne ktg umówić, to położna ze współczuciem na mnie popatrzyła i życzyła mi, żebym do tego czasu urodziła
). I tego się trzymam
:-);-)