Troszke o moim porodzie...
Cesarka była planowana, o 11:30 juz leżałam na stole, gdzie mnie zaczęto znieczulać. Byłam pozytywnie nastawiona, ale niestety bałam się cholernie mimo wszystko. Anestezjolog podał mi znieczulenie w kręgosłup, poczułam przyjemne ciepełko, rozchodzące się po nogach i automatycznie mnie to uspokoiło - do czasu - kiedy zaczęło się krojenie, ja wszystko czułam, w sensie dotyk, ale nie ból, po czym im głębiej się do mnie dobierali, tym mocniej to wszystko odczuwałam i w końcu zaczęłam krzyczeć z bólu. Znieczulenie nie działało - ta sama sytuacja co z Wikiem
Decyzja o znieczuleniu ogólnym, słyszę: "Zaraz będzie Pani spała" no i git, zasnęłam... po czym nagle się budzę i słyszę odgłosy z operacji, pikanie urządzeń, szum urządzeń i głos mojej ginki... O fuck
czuję rurę w gardle... zaczęlam się denerwować, bo znowu czuję ból - ***** mać - obudziłam się w czasie operacji
Czułam się jakbym tam była tylko mózgiem zamkniętym w ciele, które nic nie może zrobić... Ani otworzyć oczu, ani ruszyć palcem, tylko oddech przyspieszyłam, ale rura mi przeszkadzała. Zauważyli że udało mi się łypnąć okiem i wyjęli mi rurę.
Słyszę: "ma Pani syna" i tylko udało mi się wyharczeć "ile?" oni "3400" no i spoko ufff...
Potem mnie przewieźli na pooperacyjną, zwymiotowałam ofkors, bo jakżeby inaczej, bolało jak sam pierun, dostałam przeciwwymiotny, Kuba mnie ściskał za rękę a ja się znowu modliłam żeby było już kilka dni później.
Wpadła moja ginka i mówi że łożysko było strasznie duże, męczyli się z krwotokiem u mnie i w związku z tym straciłam duzo krwi i trzeba będzie mi badać krew co chwilę bo liczą się nawet z transfuzją. Ja powiedziałam że nie chcę żadnej transfuzji, a oni mi na to że jak będzie 8 to muszą podać
eh... ale sie udało spadło mi do 10,4 i na tym poziomie wypisałam się na własne żądanie ze szpitala.
Opieka bardzo dobra, troskliwie się mną zajęli, ale męczył mnie zaduch w salach i drące się noworodki i wyjące inkubatory. Chryste
jak czlowiek ma wypoczywać w takich warunkach po ciężkim porodzie?
Dlatego mimo, że nie chcieli mnie puścić do domu przez tą anemię to wypisałam się na własne żądanie. Robię sobie zastrzyki w brzuch, łykam żelazo i się oszczędzam i na pewno więcej śpię niż w szpitalu, Kuba mi pomaga przy Wiktorze i przy Igim, choć ten mały ssak to tylko je i śpi
Dziękuję za uwagę