Pati26
Mama Marcela i Samuela
- Dołączył(a)
- 22 Wrzesień 2005
- Postów
- 2 357
no to teraz ja...
jak wiecie termin porodu wyznaczony na 22 pażdziernika(poniedziałek)
dzień wcześniej-w niedziele od rana twardniał brzuch i od czasu do czasu czułam skurcze...więc umówiłam się ze swoją położną ze przyjedzie do mnie rano zbadać mnie i zobaczyć czy coś sie rozkręca;-)
wieczorem postanowiliśmy z mężem poprzytulac się troszke i pomóc maleńkiemu w podjęciu decyzji o opuszczeniu cieplutkiego brzuszka
rano powtórzyliśmy przytulanki,mężuś zrobił sniadanko a ja poszłam wziąć ciepłą kąpiel...
gdy wyszłam z wanny zaczełam odczuwać skurcze...delikatne
o 10.30 przyjechała połozna
zbadała mnie i stwierdziła..."oooo bardzo ładnie,szyjka miękka,rozwarcie 2 cm...no Kochana dzisiaj urodzimy....ładnie się wszystko zaczęło"
myślę sobie super...wcale nic nie boli a ona twierdzi ze dzisiaj bede synka tulić
dała mi też 2 czopki scopolan i kazała wziąć o 15tej a póżniej wziąć ciepłą kąpiel w wannie
posiedziała chwilke mowi ze jakby co to mamy dzwonić i pojechała
siedzieliśmy tak sobie z mężem...gadaliśmy o tym czy rzeczywiscie dane mi dzisiaj bedzie urodzić,
zartowaliśmy sobie i ogólnie cały czas zwała a w między czasie coś pobolewało w dole i brzuch się napinał niemiłosiernie...ale to nie bolało
o 14.25 postanowiłam jechac z mężem do szkoły po Samuelka i zawieżć go do moich Rodziców
Sławek miał opory,ale ja się smiała ze mnie wytrzesie w aucie i szybciej urodzę
jak podjechaliśmy pod szkołę i chciałam wysiąść chlusnęły mi wody po raz pierwszy....
spodnie calutkie mokrusieńkie,siedzenie w aucie również a ja i mój mąż zawał serca w oczach
no i dawaj ...poleciał bo starszego syna do szkoły, wsadzilismy go w taxi i pojechał do dziadków a my gaz i do chaty
w miedzy czasie zadzwoniłam do poloznej
ona ze nie mam panikowac i sie w domu polozyc
aaaa no i ze ona za pol godzinki bedzie
w końcu dotarliśmy pod nasz blok,teraz czekała nas przeprawa na 3 piętro z chlustającymi wodami
wysiadłam z auta i wolnym krokiem udałam sie do swojego m...
za mna pokażna linia,normalnie jak wyciek oleju z silnika zaznaczałam całą trasę
uff
jestesmy...Sławek z nerwów nie moze znależć kluczy,ja stoje i zaciskam nogi
wchodze do domu staję w korytarzu,bez słowa ściągam spodnie,gacie a mój mąż leci do łazienki po ręcznikii lokuje mnie pół naga na łózku...
zaczynam ryczeć bo wydaje mi się ze skoro wyleciało tyle wody to synuś napewno sie udusi zanim zdążę go urodzić
Sławek nerwowy jak cholera siedzi przy mnie i mnie pociesza
14.50-w koncu jest polożna...
bada mnie rozwarcie 2,5 cm
zaczynają się skurcze
wody przestały leciec ,zaczynam chodzić bo przy każdym skurczu bola krzyże
chodzę i chodzę
Sławek pije kawę z położną ,ja chodzę
15.30-skurcze umiarkowanie bolesne co 5 minut
16.15-cały czas chodzę skurcze dość bolsne co 3-4 minuty
postanawiamy jechac do szpitala
w samochodzie praktycznie co chwile skurcze...cholernie bolesne,Sławek prowadzi,położna trzyma mnie za rękę i każe oddychać...tak tez robię,oddychanie pomaga
16.50 jesteśmy w szpitalu...
ja z mężem idę na izbę przyjęć
skurcze są częste i bolesne jak cholera już chyba co 2 minuty
odpowiadam na jakies pytania,przebieram się i sio na porodówkę
położna i mąż już na mnie czekają,łózko do rodzenia przygotowane
ja zaczynam być przerazona......zwłaszcza ze jadąć na porodówkę słyszę jak na sali obok krzyczy(drze się jak cholera) jakaś rodząca
położyłam się na łozko,podłączyli mi te wszystkie precjoza i przyszedł lekarz
boli mnie jak cholera jest 17.15
lekarz bada i stwierdza 5 cm rozwarcia...
myślę sobie odpowiedni moment na ZZO
położna podłącza oksytocynę a ja prosze Sławka zeby dzwonil po anastezjologa
zaczynaja się tępe zajebiś..cie bolące skurcze....
Sławek trzyma mnie za rękę a ja go gryze z bólu
17.45 przychodzi anestezjolog
musi czekać az lekarz mnie zbada i moze zakładać znieczulenie
lekarz mnie bada i stwierdza" 8-9 cm rozwarcia,zadne znieczulenia tylko rodzimy moja droga za chwilke"
a ja na to "pan kłamie", "zróbcie mi znieczulenie"
podchodzi moja położna i mówi do mnie Rybka zaraz rodzimy nie upieraj sie
18.00
bole są okropne...nagle czuję jakby mi miało wszytko dołem wyleciec i krzycze do położnej ...pani Violetko,niech mi pani pomoże bo zaraz Wam tu wszystko okicham.........
ona sie spojrzała i dawaj......
zaczeła w migu rozkładać cały majdan,ubrała fartuch,postawiła jupitery jak na stadionie piłkarskim które miały chyba oświetlać drogę Marcelkowi
i krzyczy...rodzimy,rodzimy
no i zaczeliśmy przeć...
18.10 Marcelek wyskoczył.....
wrzaskunek piękny mamusi
ufffffffffff
jak wiecie termin porodu wyznaczony na 22 pażdziernika(poniedziałek)
dzień wcześniej-w niedziele od rana twardniał brzuch i od czasu do czasu czułam skurcze...więc umówiłam się ze swoją położną ze przyjedzie do mnie rano zbadać mnie i zobaczyć czy coś sie rozkręca;-)
wieczorem postanowiliśmy z mężem poprzytulac się troszke i pomóc maleńkiemu w podjęciu decyzji o opuszczeniu cieplutkiego brzuszka
rano powtórzyliśmy przytulanki,mężuś zrobił sniadanko a ja poszłam wziąć ciepłą kąpiel...
gdy wyszłam z wanny zaczełam odczuwać skurcze...delikatne
o 10.30 przyjechała połozna
zbadała mnie i stwierdziła..."oooo bardzo ładnie,szyjka miękka,rozwarcie 2 cm...no Kochana dzisiaj urodzimy....ładnie się wszystko zaczęło"
myślę sobie super...wcale nic nie boli a ona twierdzi ze dzisiaj bede synka tulić
dała mi też 2 czopki scopolan i kazała wziąć o 15tej a póżniej wziąć ciepłą kąpiel w wannie
posiedziała chwilke mowi ze jakby co to mamy dzwonić i pojechała
siedzieliśmy tak sobie z mężem...gadaliśmy o tym czy rzeczywiscie dane mi dzisiaj bedzie urodzić,
zartowaliśmy sobie i ogólnie cały czas zwała a w między czasie coś pobolewało w dole i brzuch się napinał niemiłosiernie...ale to nie bolało
o 14.25 postanowiłam jechac z mężem do szkoły po Samuelka i zawieżć go do moich Rodziców
Sławek miał opory,ale ja się smiała ze mnie wytrzesie w aucie i szybciej urodzę
jak podjechaliśmy pod szkołę i chciałam wysiąść chlusnęły mi wody po raz pierwszy....
spodnie calutkie mokrusieńkie,siedzenie w aucie również a ja i mój mąż zawał serca w oczach
no i dawaj ...poleciał bo starszego syna do szkoły, wsadzilismy go w taxi i pojechał do dziadków a my gaz i do chaty
w miedzy czasie zadzwoniłam do poloznej
ona ze nie mam panikowac i sie w domu polozyc
aaaa no i ze ona za pol godzinki bedzie
w końcu dotarliśmy pod nasz blok,teraz czekała nas przeprawa na 3 piętro z chlustającymi wodami
wysiadłam z auta i wolnym krokiem udałam sie do swojego m...
za mna pokażna linia,normalnie jak wyciek oleju z silnika zaznaczałam całą trasę
uff
jestesmy...Sławek z nerwów nie moze znależć kluczy,ja stoje i zaciskam nogi
wchodze do domu staję w korytarzu,bez słowa ściągam spodnie,gacie a mój mąż leci do łazienki po ręcznikii lokuje mnie pół naga na łózku...
zaczynam ryczeć bo wydaje mi się ze skoro wyleciało tyle wody to synuś napewno sie udusi zanim zdążę go urodzić
Sławek nerwowy jak cholera siedzi przy mnie i mnie pociesza
14.50-w koncu jest polożna...
bada mnie rozwarcie 2,5 cm
zaczynają się skurcze
wody przestały leciec ,zaczynam chodzić bo przy każdym skurczu bola krzyże
chodzę i chodzę
Sławek pije kawę z położną ,ja chodzę
15.30-skurcze umiarkowanie bolesne co 5 minut
16.15-cały czas chodzę skurcze dość bolsne co 3-4 minuty
postanawiamy jechac do szpitala
w samochodzie praktycznie co chwile skurcze...cholernie bolesne,Sławek prowadzi,położna trzyma mnie za rękę i każe oddychać...tak tez robię,oddychanie pomaga
16.50 jesteśmy w szpitalu...
ja z mężem idę na izbę przyjęć
skurcze są częste i bolesne jak cholera już chyba co 2 minuty
odpowiadam na jakies pytania,przebieram się i sio na porodówkę
położna i mąż już na mnie czekają,łózko do rodzenia przygotowane
ja zaczynam być przerazona......zwłaszcza ze jadąć na porodówkę słyszę jak na sali obok krzyczy(drze się jak cholera) jakaś rodząca
położyłam się na łozko,podłączyli mi te wszystkie precjoza i przyszedł lekarz
boli mnie jak cholera jest 17.15
lekarz bada i stwierdza 5 cm rozwarcia...
myślę sobie odpowiedni moment na ZZO
położna podłącza oksytocynę a ja prosze Sławka zeby dzwonil po anastezjologa
zaczynaja się tępe zajebiś..cie bolące skurcze....
Sławek trzyma mnie za rękę a ja go gryze z bólu
17.45 przychodzi anestezjolog
musi czekać az lekarz mnie zbada i moze zakładać znieczulenie
lekarz mnie bada i stwierdza" 8-9 cm rozwarcia,zadne znieczulenia tylko rodzimy moja droga za chwilke"
a ja na to "pan kłamie", "zróbcie mi znieczulenie"
podchodzi moja położna i mówi do mnie Rybka zaraz rodzimy nie upieraj sie
18.00
bole są okropne...nagle czuję jakby mi miało wszytko dołem wyleciec i krzycze do położnej ...pani Violetko,niech mi pani pomoże bo zaraz Wam tu wszystko okicham.........
ona sie spojrzała i dawaj......
zaczeła w migu rozkładać cały majdan,ubrała fartuch,postawiła jupitery jak na stadionie piłkarskim które miały chyba oświetlać drogę Marcelkowi
i krzyczy...rodzimy,rodzimy
no i zaczeliśmy przeć...
18.10 Marcelek wyskoczył.....
wrzaskunek piękny mamusi
ufffffffffff