reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Nasze porody (bez komentarza)

To i ja szybko opiszę

W nd czułam się nawet OK, pojechaliśmy z Ł jeszcze obrączki wybierać po czym moja mama mówi, że czuje ze będę rodzić. Ja tylko czulam jak maly mi po szyjce daje kopa. Stracilam nadzieję, na poród. Liczylam godziny az pojde na ktg i ze dstane skierowanie i będzie coś wiadomo.

No więc o 4.30 zaczęlo się twardnienie brzucha które nie dawało mi spać. Po 10 minutach skurcze co 6 minut. Bolesne w końcu! Pochodzilam po schodach, usiadlam przy kominku, posiedzialam na necie ale już nieźle bolało. Mówię nie jadę, poczekam do skurczy co 4 min. Po 6 wzięłam prysznic, dopakowałam się i po 7 z Ł. pojechaliśmy. W aucie bylo najgorzej, chciałam już byc na miejscu. Na IP bylismy punkt 8, przebieranko, badanie i......7cm rozwarcia-szok. Zrobili lewatywke i po tym szybko rozwarcie skoczyło do 9cm. Wody nadal były więc pozwolilam im przebić. Po 10 minutach pojawil się Franio. Szybki poród. Parte troche bolaly z racji gabarytów mlodego ale nie dałam się. Okupiłam to małym, płytkim pęknieciem i stracilam dużo krwi. Maly jak mi go polozyli przestał plakac....byl taki grubiutki....no...jest w sumie :)))))
obyło sie bez znieczulenia...tylko połoznej nogi na glowe zalozylam hehe...biedna :-)

generalnie cały poród od przyjscia n IP 1h32min.Drugi porod lepszy o niebo :)
 
reklama
Oto my:

Wylądowałam w szpitalu w czwartek ze skierowaniem. Położyli mnie w sali zrobili KTG i tyle. Oczywiście Mała uciekała przed KTG w związku z czym w środku nocy zamiast 20 min badania, leżałam plackiem godzinę prawie.
Rano o 8 zabrano mnie na porodówkę w celu podania oxy. W międzyczasie pojawił się S. No i zaczęło się chodzenie po korytarzu z podpiętą oxy i co chwila na KTG.
Byłam na jedynej chyba sali dwuosobowej, w której brak było prysznica. Jedna ze studentek załatwiła mi wejście pod prysznic później w pokoju jakiś dziewczyn, które już urodziły.
Skurcze zaczęły się niemal od razu, baaardzo delikatne. Nie wiem o której były takie do przemruczenia, potem takie, że szłam pod prysznic a potem takie, że prawie umarłam gryząc łóżko. Co dwie minuty bój jak jasny pieron. I nie uwierzę, że nikt nie pamięta tego bólu, bo ja pamiętam i nie zapomnę go raczej.

Cały czas trzymaliśmy się wersji, że nie biorę ZZO. Rzeczywistość mnie przerosła jednak. Mnie i mojego S, który widziałąm, że był przerażony bólem, jaki przeżywam. Zawołał lekarza, żeby podali mi znieczulenie. Było jakoś koło 19, kiedy przyszedł jakiś młody patafian i patrzy w moją kartę i mówi, że jak ciąża będzie przenoszona równe 2 tygodnie to ZZO będzie za darmo. Myślałam, że go zabiję, bo niby co to miało być???? Że niby mam leżeć tu jeszcze 5 godzin z bólami? Głupek jeden.
Ostatecznie zawołał panią od ZZO, która zlitowała się nade mną o godzinie 20, kiedy to miałąm dopiero 4 cm rozwarcia.

Po podaniu znieczulenia wszystko poszło z górki. Co chwila przychodziła położna, kobieta baardzo miła i pomocna, młoda, mówiła mi ile mam cm. Coraz bardziej wzrastało. Kazała mi tylko mówić, jak zacznie mi się chcieć bardzo kupę :)

No i za chwilę zaczęło mi się baaaaardzo chcieć. Przyleciała położna, robiłam co mówila i ten okres porodu trwał niecałe pół godziny. Mała wystrzeliła jak z procy. Brzydka i pomarszczona, mały farfocelek. Od razu przyssała się do cyca. S uronił łezkę.

Gdyby nie te skurcze to wszystko by było spoko. Znieczulenie myślałam, że spowolni wszystko a w zasadzie przyspieszyło. Mogłabym jeszcze raz iść rodzić, nawet teraz, gdyby nie te skurcze :) Bo samo przeciskanie małej przez kanał rodny, że tak powiem, nie było jakieś traumatyczne i bolesne.

Pękłam w 2 miejscach, przez znieczulenie. Zrobiły mi się kruche tkanki, czy coś takiego.

Jeśli chodzi o szpital - porodówka wypas, wszyscy pomocni, oprócz tego patafiana, cały czas ktoś jest, studentki bardzo uczynne. Poporodówka już nie taka fajna :)
 
Gośka jak mi podawali oxy przez godzinę, to doskonale pamiętam te skurcze i ten ból. Też ostatnie 10 min oxy przed decyzją ordynatora o cc to gryzłam oparcie łóżka z bólu. Wtedy myślałam, że jak tak będę leżeć godzinami a rozwarcia ani widu ani słychu to umrę:szok:
I dlatego na samą myśl o porodzie nie chciałabym powtórki z rozrywki...(może kiedyś zdanie zmienię) ale boję się teraz bardziej porodówki, niż w czasie ciąży, gdzie to było obce, nieznane mi doświadczenie...
 
Nie wiem czy to ja jestem jakas bardzo odprona? bo na mnie skurcze nie zrobily jakiegos wielkiego wrazenia, bolec bolaly, ale nie bylo to jakies traumatyczne...

Gośka wspolczuje wspomnien skurczy ..
 
To może i ja w końcu się wypowiem po długim czasie (jakoś wcześniej nie miałam czasu pisać):

15.12 odebrałam wyniki wątrobowe. Nie były dobre. Po Waszych propozycjach i opiniach zadzwoniłam do gin i ona kazala mi jechać na IP. P. wrócił po pracy i jak mnie zobaczył od razu powiedział jedziemy do szpitala (byłam zaryczana i zestresowana, że małej coś się stanie). W szpitalu diagnoza: cholestaza ciężarnych i zatrzymanie na patologii. Trzymali mnie tydzień. Wyniki się poprawiły i nic się nie działo. Na kontrole miałam się stawić po świętach. No i się stawiłam. Pobranie krwi, wyniki ok, do domu. Następna kontrola 02.01 wyniki wątrobowe pogorszone znów witałam się z patologią. Po trzech dniach leżenia i nadal brania leków (proursan+essientiale) ordynator powiedział, że urodzę do ustalonego terminu, tj. 09-01. Wyznaczył próby wywołania.
05-01 wieczorem założyli mi balonik na szyjkę w celu zrobienie małego rozwarcia. Jak rano o 6 (
06-01) szłam na porodówkę to jeszcze go miałam. Dostałam oxy i czekałam. Chodziłam, słuchałam muzyki i nic. Potem druga dawka oxy. Coś tam się zaczęło dziać ale to tak jak przy miesiączce. Po badaniu gin balonik wypadł (2cm rozwarcia) podjęto decyzję wracam na patologię. Jutro znów próba.
07-01 z rana na badaniu przekłuto pęcherz płodowy i szybko na porodówkę. Dostałam znów oxy. Po pierwszej dawce były skurcze co 3-4 min więc zadzwoniłam po P i moją mamę. Ból był ale do zniesienia. Zaczęłam skakać na piłce i pomagało. Potem skurcze co 1min. Po KTG i badaniu gin mimo oxy stwierdzono, że rozwarcie nie idzie- nadal 2 cm- i szykujemy się na cc. W małym skrucie po 15min Juleczka była już na świecie.

Teraz jak sobie przypominam całą tą walkę to nie pamiętam tego, że: płakałam jak leżałam na patologii, że tyle prób wywołania, że ból (choć do zniesienia jak dla mnie). Julka jest najważniesza. :-)
 
Marcia mi tez skurcze zaczęły sie ok 4. Gdybym była w domu i czekała bym na skurcze co 5 min to nie zdązyłabym na porodówkę.:happy:
 
Alka ja też już chciałabym drugie :-p tylko kurcze troszkę z kasą ciężko.. nie wiadomo jak to będzie :/ i jak zwykle finanse ograniczają..
jakbym wygrała w totka to tak z 3-4 bym sobie zrobiła :-D
 
Fazer- prawda jest taka że zawsze "coś" przeszkadza. My się jednak zdecydowaliśmy i nie żałuję- jakoś dajemy radę. U nas różnica to 2 lata 1 miesiac i 1 dzień- zależało nam żeby rocznikowo były 3 lata różnicy bo potem ciezko z kasą jak się ma dwójkę na studiach czy dwójkę w szkole średniej- widzę jak jest u mnie w domu rodzinnym.
 
reklama
Do góry