reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Nasze porody (bez komentarza)

To może i ja zdarze opisać poród, zanim sie Amelka obudzi.

Wiec w nocy z soboty ( 14.01) na niedziele zaczęły męczyć mnie nieregularne bole jak na @, nic nowego więc zbytnio sie nie przejelam. Pózniej zaczęłam liczyc co ile, i wyszło ze co 10min, co 7min i tak wkoło. Koło godziny 3 rano byłam już zmęczona i pomyślałam, ze spróbuje jakoś mimo wszystko zasnąć, i wtedy usłyszałam głośne PYK - i poczułam ze mam bardzo mokro miedzy nogami. Zerwalam sie z łóżka, poszłam budzić A. Który na początku mnie zignorowal i spał dalej :D poszłam pod prysznic, obudzilam znów A. Który sie zerwał z łóżka, ubralam sie, zadzwoniłam do mamy, i kiedy wsiadalam do samochodu polała sie kolejna porcja wód. Czułam skurcze co 6min, a pózniej co 3min, ale takie bardzo lekkie. W szpitalu przyjęto mnie na oddział, zrobili usg, zbadali rozwarcia - zaledwie niecałe 2cm, i podlaczyli pod KTG. Skurcze nasilily sie, dostałam trzy nawadniajace kroplowki, chodziłam, i długo siedziałem pod prysznicem. ( polecam bardzo, ogromnie pomaga!!), minęły dwie godziny, polozna trafiła mi sie taka, ze zero zainteresowania okazywała, zawolalam ja, i mówi ze nadal rozwarcie na 2cm.. Uh. Podlaczyli mi oksytocyne, KTG, i zaczął sie koszmar. Po 10min, miałam skurcze 99/100, nieprzerwanie praktycznie, aż wreszcie zaczęłam płakać z bólu, i krzyczeć. Lezalam pod Oksy dwie godziny, mimo maksymalnych skurczy i moich blagan, o Zzo - uzasadnione tym, ze ' rozwarcie jest zbyt male'. Byłam wściekła, zmęczona, obolala.. Wreszcie przyszedł inny lekarz, i stwierdził ze mogę dostać znieczulenie. Zanim pojawił sie anastezjolog minęła oczywiście wieczność. Dwie kobiety, które otwarcie przyznały ze już jakiś czas temu kwalifikowalam sie do Zzo, jednak oni teraz wola poczekać i sie upewnić, bo zbyt dużo kobiet myśli tylko osobie i chce znieczulenie od zaraz kiedy tylko mogą.. Aha. Nie bolało, czułam tylko dyskomfort, jednak zaraz potem wszystkie bole minęły i czułam sie jak w niebie. Cały czas miałam połączona Oksy, i widziałam ze skurcze są maksymalne. Po dwóch godzinach, znieczulenie zaczęło minąć, jednak rozwarcie nadal tylko na 7cm.. Akurat przyszła nowa gin na wieczora zmianę, zbadała mnie, kazała liczyc skurcze które czuje, i wyprosilam ja o jeszcze trochę znieczulenia.. Po godzinie, czułam regularne skurcze co 3min, nie bolesne (ze względu na Zzo), zebrali sie lekarze, odlaczyli mnie od Oksy, i okazało sie, ze bez tego moje skurcze ustały. Ze względu na to, ze akcja porodowa ustala, musiałam mieć cc. Przewieziono mnie na blok o godzinie 21, założyli cewnik, dostałam znieczulenie ( i nie obyło sie bez głupich komentarzy anastezjolog ' no i po co ja kwalifikowaliscie wcześniej na Zzo?), i zaczęło sie. Jak dla mnie MĘKA. Czułam szarpanie, jakby dwoje lekarzy włożyło mi ręce w brzuch, i przewracalo wszystkie narządy, ciągnęło, błazna jest pod brzuchem a ich ręce miałam aż pod piersiami więc.. Pamietam, ze dwa razy krzyknelam z bólu, i zobaczyłam jak wyciągają Amelke.. Lekarze kończyli, jednak to nie było ważne - najważniejsza była ona, i moment w którym dali mi ja pocalowac, i dostał ja pod opiekę A. Mnie przeniesiono na sale, A. Przyszedł, pokazał mi mała na zdjęciach, a pózniej zasnelam z wyczerpania.. Koniec :)
 
Ostatnia edycja:
reklama
Witam Was Mamuśki
Wczoraj wróciliśmy do domu razem z naszym Małym Bartusiem. Tak po w skrócie....
W zeszły wtorek 10.01. pojechałam do szpitala na rutynowe ktg, bo byłam po terminie a że bolał mnie okropnie brzuch po prawej stronie ii promieniował z dołu zostałam w szpitalu na patologii. Dostałam tam gorączki prawie 38stopni. Całe szczęście na dyżurze była położna ze szkoły rodzenia, która zajmuje się pacjentkami rewelacyjnie. Zawsze sprawdza, pyta, dogląda. Musieliśmy troszkę poczekać na panią doktor, bo była jakaś operacja, w której uczestniczyli wszyscy lekarze na ginekologii. Kiedy przyszła natychmiast podano mi pyralginę z rozkurczowym lekarstwem. I potem zero jedzenia przez popołudnie, tylko kroplówki i antybiotyk. W nocy miałam konsultację z chirurgiem, który wykluczył wyrostek, bo tego się obawiano. Po lekach bóle przeszły.
Następnego dnia robiono mi ktg i próbę oksytocynową. Niestety nie było skurczy. Jak już myślałyśmy z położną, że to skurcz to parabolka na ktg opadała natychmiast. Położna na zmianie też była super. Mówiła, że może w nocy się coś ruszy. Tak się wtedy nakręciłam, że już z radości myślałam, że urodzę. Niestety w nocy nie spałam wcale i nic się nie zadziało. W czwartek kolejna próba oksy i znowu brak skurczy. Popołudniu podłączono mnie do ktg na około 3 h i zaczęło się dziać coś niepokojącego. Pielęgniarka co jakiś czas zanosiła wydruk lekarzowi i lekarz sam przychodził. Tętno maluszka spadało a ja nie wiedziałam co się dzieje. Nic mi nie mówili, żebym się nie zdenerwowała chyba. Na nocnej zmianie kolejna super położna zawołała mnie na pobranie krwi. Założyła mi drugi welflon i z koleżanką powiedziała mi w tajemnicy, że jutro będę miała cc ale mam nikomu nie mówić, tylko iść spokojnie spać i że będzie wszystko ok.
13.01. rano odwiedził mnie mój prowadzący lekarz, który chciał abym miała cc już tydzień wcześniej i powiedział, że wyszło na to co on uważał. Wiedziałam już wtedy, że to on będzie robił m cc. Podano mi kroplówki, zrobiono ktg, na którym tętno Maluszka było już ok i zrobiono badanie ginekologiczne. Dali mi papierki do podpisania i szybko założono cewnik. Potem poznałam bardzo fajnego Pana anestezjologa, który naprawdę potrafił mnie rozluźnić na cc. Ogólnie wszyscy, którzy brali udział w cc rozmawiali i nie wiadomo, kiedy zleciał czas. Mój lekarz puszczał mi oczko:) i wszyscy byli zdziwieni, że jestem taka zdyscyplinowana i opanowana. Podczas cc nic nie czułam prócz lekkiego szarpania w brzuchu i dwóch nacisków lekarki na żebra przy wyciąganiu Małego. Jak Go wyjęli to myślałam, że się tam popłaczę ze wzruszenia.
Potem przewieźli mnie na pooperacyjną salę i tam już czułam ból. Podali mi przeciwbólowe ale i oksy na obkurczanie macicy. Najgorsze było ugniatanie brzucha przez położną. Byłam podłączona pod aparaturę i okazało się, że prawie im tam schodzę. Miałam bardzo wysokie ciśnienie a niski puls 40-50. Konsultowano to z anestezjologiem, który powiedział, ze to może być reakcja na znieczulenie. Całe szczęście byłam przytomna i nic w piersiach mnie nie uciskało. Przynieśli mi na chwilkę Bartusia ale pani pielęgniarka od niemowlaków nie dla mi Go do piersi, za co jestem zła, bo stwierdziła, ze nie ma co ciągnąć i potem Go już nie widziałam od godziny 13 do 8 następnego dnia. Przez to podobno nie wzbudziła się u mnie laktacja.
14.01. kroplówki i leki przeciwbólowe. Masakra strasznie bolało. Wszystko. Nie maiłam siły, żeby wstać a przynieśli mi Małego i musiałam już radzić sobie sama. Całe szczęście, że Mój Mąż mógł przyjeżdżać często, to mi pomagał. Tego dnia chodziłam już wieczorem w miarę normalnie.
Po dwóch dniach przeszliśmy już na salę z 3-ma innymi noworodkami. Niestety panie pielęgniarki od maluszków nie były już takie fajne jak położne. Nikt nie pomógł mi wzbudzić laktacji i strasznie się męczyłam. Położne kazały m go przystawiać jak najczęściej i się nie denerwować . Pokarmu dostałam w czwartej dobie ale niewiele i tak jest do dziś. Mam strasznie poranione brodawki, że jak mi ssie to płakać z bólu można. Musimy dokarmiać Maluszka, bo jest głodny. Ale jest taki cudowny, że ciągle się wzruszam jak Go widzę i jak się uśmiecha słodko przez sen.
 
Ostatnia edycja:
Alice- gratuluje odwagi :-) Super, ze juz tulisz Maluszka :-) Myslalas o nakladkach na piersi? Polecam- ja do tej pory uzywam :-) Bardzo fajnie sie w nich karmi, a na poczatku bez nich mialam poranione sutki. A odkad zaczelam ich uzywac jest wszystko ok :-)
 
Gabryś szkoda, że poród okazał się traumą. Na szczęście nagroda jest wielka.

Alice jesteś bardzo dzielną kobietką. Uważam, że to okropne, że w szpitalu nie znalazł się nikt, kto by Ci pomógł prawidłowo przystawić Maluszka. Bo jak dzidzia dobrze chwyta brodawkę to nie ma mowy o poranionych brodawkach. Mojemu Maluszkowi do tej pory nie zawsze się udaje (ma za krótkie wędzidełko pod językiem) ale jak czuję dyskomfort to od razu przerywam i przystawiam jeszcze raz. Czasami złapie dobrze za 5 razem.

A masz możliwość skorzystania z pomocy doradcy laktacyjnego?
 
Ostatnia edycja:
No to teraz moja opowieść :-)
W sobotę 14tego w nocy zaczęły mnie męczyć skurcze. Nie chciałam panikować więc poczekałam aż będą w miarę regularne i o 7 rano kiedy już było co 5-7 min pojechaliśmy na porodówkę. Na bloku porodowym oczywiście ktg na 1,5h. Wszystko było ok tylko że rozwarcie 2 cm i nie chciało się powiększać. Dostałam jakiś zastrzyk który miał albo wywołać akcję albo wyciszyć skurcze. No i wyciszył i pojechałam do domu. Na porodówkę wróciłamw nocy z niedzieli na poniedziałek z tą samą historią. Tym razem rozwarcie się powiększało więc wszystko szło w dobrą stronę. Tylko że powiększyło się do 7cm i ani rusz więcej. na szczęście ok 13 pojawił się mój lekarz prowadzący i obiecał że jakoś to przyspieszymy bo nie ma się co męczyć (byłam już wtedy 13 godzin na bloku porodowym). Dostałam czopki i nic, kolejne dwie godziny bólów a szyjka ani rusz. Przyszedł inny lekarz i nie uprzedzając mnie podczas skurczu "mechanicznie" otworzył mi tą szyjkę, bo maluszek już bardzo naciskał i chciał wyjść. Dodam że mam tyłozgięcie i samo badanie i masaż szyjki był niesamowicie bolesny. Miałam wrażenie że mi włożył rękę po łokieć. Jestem z siebie bardzo dumna, że nie kopnęłam go w twarz albo nie zaklęłam siarczyście. No i dostałam kroplówkę (tą na wywoływanie), bo coś nagle mi się skurcze dla odmiany zaczęły wyciszać. Kiedy poczułam parte, uparłam się żeby rodzić na stojąco bo szczerze mówiąc nie wyobrażałam już sobie żeby się położyć na tym łóżku z takimi skurczami. Położna trochę oponowała ale że szło mi w ten sposób całkiem nieźle - dała mi spokój. Kiedy już było widać główkę, wskoczyłam na fotel i po 10 min miałam już na brzuszku mojego maluszka :-D Był taki śliczny że nie mogłam się na niego napatrzeć. Mimo że spuchnięty i taki jakiś grafitowy. Przyszedł na świat o 15:50, 16 stycznia. Miał 3080g i 54cm, dostał 10 pkt. Przy porodzie miałam fantastyczną położną i dwóch świetnych lekarzy. No i oczywiście mojego ukochanego który okazał się niezastąpioną pomocą :) Mały ma dziś tydzień i puki co to cud-dziecko. Jest zdrowy jak ryba i interesuje go tylko cyc i spanko :) Teraz rozumiem dlaczego nie mówi się szczegółowo o prorodach i bólach, ale faktycznie są to bóle o których szybko się zapomina kiedy patrzy się na małego zadowolonego bobasa :)
 
reklama
Do góry