Kasia Kucińska
Majowa Czerwcówka '06 :)
W poniedziałek dostałam telefon ze żłobka, że Martusia ma gorączkę i biegunkę, i żeby ją jak najszybciej odebrać. Zadzwoniłam po męża, pojechaliśmy, a tu okazuje się, że Martuś miała temperaturę ponad 40 st. i drgawki, a do tego biegunka. Pojechaliśmy do przychodni, opowiadam pani doktor co się wydarzyło, a ona na to, że w takim razie pisze skierowanie do szpitala. Wpadliśmy do domu przebrać Martę, bo zrobiła kupę i była cała spocona, i pojechaliśmy do szpitala, i tam już zostaliśmy. Pobrali krew i kupę do badania, siusiu nie robiła długo więc ją scewnikowali, a potem kroplówka, bo nic nie piła bardzo długo, jedna kupa za drugą, więc było bardzo duże ryzyko, że się odwodni. Podejrzeń całe mnóstwo, od rotawirusa, przez grypę żołądkową, salmonellę, do sepsy. W nocy prawie nie spałam i tylko oglądałam co chwilę nóżki czy się plamy nie pojawiają, ale na szczęście nie. Temperatura jeszcze raz jej skoczyła na 40,2 po chłodnej kąpieli spadła, w nocy znów 39,8 godzinę po podaniu ibufenu, więc robiłyśmy jej okłady, w środę rano wyniki badania krwi były dużo gorsze niż przy przyjęciu więc dostała antybiotyk- na szczęście trafiony, bo wieczorem już nie miała temperatury, i do tej pory nie ma. Okazało się, że w pośpiechu ktoś nie zaznaczył na skierowaniu, że z kału ma być posiew, więc dopiero w czwartek rano okazało się, że to salmonella. Myszka moja mała tak się wymęczyła, większość czasu spała bardzo niespokojnie albo leżała na kolanach przytulona i popłakiwała, robiła po kilkanaście kup dziennie, większość z krwią, dopiero od wczoraj jest trochę lepiej, mniej kup i nie ma już w nich krwi, cały czas była pod kroplówką, wczoraj zaczęła pić jakieś rozsądne ilości i jeść cokolwiek, to w południe odłączyli kroplówkę. Dziś już nawet trochę jadła, chciała się bawić, humorek troszkę lepszy, więc może powoli zacznie dochodzić do siebie. Do poniedziałku mamy antybiotyk, zobaczymy jakie będzie miała wyniki, może już nas puszczą do domu. Tylko skąd ona to cholerstwo mogła złapać???