Agus, moze byc dokladnie tak jak u mnie
powiem ci, ze pomogly mi bardzo gorace kapiele (temp wody 37-38st). I to pomogly nie tylko na bole, ale wlasnie po jednej takiej kapieli sama juz z wanny ledwo wyszlam.
U mnie zaczelo sie po wspomnianiej kapieli. z wanny pomogl mi juz wyjsc maz, bo zrobilo mi sie wrecz slabo. Chwile pozniej zlapalo mnie pierwszy raz tak na prawde mocno. I powtarzalo sie przez caly dzien co 20-30 min. Ale trwalo bardzo krotko. Wieczorem poszlam na kolejny spacer z mezem po czym zaleglam na kanapie. Maz nawet powiedzial, ze chyba cos chyba sie dzieje, bo pies dziwnie przy mnie lazi non stop. Pozniej mialam wrazenie, ze skurcze sa coraz czesciej i byly bardzo bolesne. maz mowi: licz te przy ktorych mowisz "o k**wa". I faktycznie - skurcze co 10-12 min. J. mowi jedziemy, ja mowie, ze nie, ze to jeszcze nie to. tesciowa lazi zdenerwowana i marudzi o lepszosci polskiej sluzby zdrowia nad irlandzka doprowadzajac mnie tym do szalu. i tak wytrzymalam 2h, scielam sie z tesciowa i poszlam pod prysznic ale oznajmilam mezowi, ze pojedziemy do szpitala jak beda co 4-5 min. Nie wytrzymalam tych co 7-8 wpakowali mnie do samochodu i pojechalismy.
Na porodowke dojechalismy o 2am. przyjeli mnie od razu - padlo cudowne "are you in labor?", ja mowie po polsku, (znowu) "k**wa nie widac?", maz mowi ze jestem. i ogolnie strescil co i jak. Po "przegladzie" okazalo sie, ze wody mi jeszcze nie odeszly, ale rozwarcie mam 2-3cm, skurcze co 12 min ale mnie zostawia. Pojechalam na sale przedporodowa zwijajac sie z bolu. dostalam srodek przeciwbolpwy ktory po godzinie przestal dzialac, a nie chcieli dac mi wiecej (dostalam solpadine dopiero na drugi dzien ok 10 rano). Ok 11 przyszla pielegniarka, rozwarcie niecale 3cm caly czas, za wczesnie zeby jechac na porodowke, dwa nie ma na niej wolnego lozka. Solpadine nie pomoglo wcale. Kazali mi chodzic, wiec wybralam sie z mezem spacerowac, ale doszlam tylko do lazienki siusiu i z powrotem do lozka. Polozna mowi wez kapiel, ale mam czekac na wolna wanne. I spacerowac. Srodkow przeciwbolowych wiecej nie dostane. O gaz juz nie zdarzylam spytac.
ok 14-15 zaczal sie koszmar. to jest chyba jedyny etap porodu, ktorego nie chce pamietac... wanna nadal byla zajeta (z reszta i tak nie bylabym w stanie dojsc), nie chcieli dac petydyny (dostalam raz po przyjeciu na oddzial), nie chcieli dac solpadine o 15 przyniesli gaz, ktory sprawil, ze maz wyciagnal kamere i zamiast mi pomagac to nagrywal i gadal "zobacz synu jaka to matka jest nacpana" i na pewno gdybym miala sile bym go zdzielila... i na tym ten etap skoncze.
Na porodowke przyjeli mnie chyba o 19 z rozwarciem 7cm, dostalam epidrual i musze powiedziec, ze byl to najprzyjemniejszy etap porodu. Wszystko mi bylo jedno - chcialam tylko, zeby Adasko byl juz z nami. Po godzinie parcia, polozna (przemila, przewspaniala kobieta) powiedziala, ze dzwoni po lekarza bo takie sa procedury, przyszedl lekarz, potem ten zawolal nastepnego, pozniej wlaczyl sie jakis alarm w maszynie i o 00:50 Adam (z pomoca Vacuum+naciecie) przyszedl na swiat.
Potem juz tylko euforia, lzy i duzo, duzo szczescia ;-) nie odwazylam sie jeszcze obejrzec video z porodu (maz nagrywal od momentu pojawienia sie Adaska).
Przy wypisie poczytalam notatki poloznych i np okazalo sie ze 18:45: "
Joanna has been advised that there is free bed. Delivery suite has been advised about Joanna's aggressive partner". Pytalam sie meza o co chodzilo - bo on i agresja to mi niezbyt pasowalo - okazalo sie, ze kiedy polozna przyszla spytac czego sie tak dre i jak moze pomoc, moj maz odpowiedzial "you'll tell us" i ta mu powiedziala ze nie musi jej obrazac i poszla po gaz.
A to moje 3405 i 55cm Przeszczescia: