reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Moja historia :(

eXone nie wiń rodziców za to,że ukrywali przed tobą to,że nie jesteś ich dzieckiem biologicznym.Nie ważne kto Cię urodził,ważne kto Cię wychował.Podejrzewam,że matka chciała dla Ciebie jak najlepiej .Fakt może jest osobą zaborczą ale robiła to dla Twojego dobra.
Wiesz znam podobną historie.
Moja przyjaciółka przez wiele lat podkochiwała się w facecie- swoim sąsiedzie.Ten się ożenił i w chwili gdy jego syn miał 2 miesiące odeszła od niego żona-zostawiając mu synka- twierdzono na początku,że to szok poporodowy.Ten pracowal i szukał kogoś do pilnowania dziecka.Oczywiście D. zaoferowała pomoc.Była młoda miała wówczas 18 lat.Po roku wzieli ślub.Matka biologiczna zrzekła się praw do syna.Dana adoptowała D. Wyprowadzili się z miasta w którym mieszkali 300km dalej.Wychowała go niemalże od początku.Nie mówili mu,że ona nie jest jego biologiczną matką.Odwlekali tę rozmwę ze względu na niego.Najpierw był mały-mógł tego nie zrozumić,potem szkoła ,matura i znowu bali się,że chłopak może załamać się psychicznie czy coś w tym rodzaju.Dzisiaj D. ma 28 lat i dopiero przed rokiem dowiedział się,że nie jest jej dzieckiem i to tylko przez to,że biologiczna mamuśka -ma 4 dzieci i każde wychowywane jest,bylo przez innych albo rodzine ojca albo dom dziecka-poczuła swoje macierzy ństwo i przyjechała.Odnalazła D. i powiedziała mu o wszystkim.Kochana fakt chłopak przeźżył to bardzo wiadomo- szok,ale do dziś jest wdzięczny tej mamie która go wychowała o biologicznej nie chce słyszeć.
Rozmawiałam zarówno z nim jak i Daną na ten temat i znam punkt widzenia obu stron.Wiesz chłopak najpierw miał żal do rodziców,że zataili przed nim przed nim przwde,ale teraz zrozumial ,że zrobili to dla jego dobra.Danie jest wdzięczny za to,że wychowała go,poświęciła mu swoje życie na równi z jego braćmi- ma ich 2..
Wiem jak im było ciężko bo D. sprawial spore problemy wychowawcze ,jak bali się rozmowy z nim na temat jego matki.Los sam ułożył te sytuacje i wybrneli.Wiesz czasami D. przychodził i żalił suię,że mama go nie rozumie,że na coś mu nie pozwala,że wybiera mu przyjaciól- ale ona robiła to dla jego dobra.
Podejrzewam,że Twoi rodzice podobnie jak oni bali się tego jak odbierzesz prawde i dlatego woleli ją ukrywać.Wiem,że jesteś rozżalona ale uważam,że powinnaś powiedzieć rodzicom prawde o rtym,że znasz historie swojego pochodzenia.Wierm,że jest to trudne ale czasami warto zdobyć się na odwage i szczerze porozmawiać.Zobaczysz ulży Ci i zrozumiesz postępowanie rodziców.Powodzenia
 
reklama
Znam takie przypadki jak Twoja mama :tak: ,które tak właśnie się zachowują.
Ona cię kocha i chce dla Was jak najlepiej a jak to każda mama.... wie najlepiej.:-p

Nie robi tego bo jesteś jej córką adopcyjną.
 
witam po dłuższej nieobecności.
znów mam doła :( Dziś była kolejna awantura. Wiecie co?? Ja juz nie wiem co robić. Nie mam siły. Nie mam siły walczyća poddać się też nie chcę.....
Dziś usłyszałam że jestem okropna, że nie kocham mojego dziecka, że moje dziecko to "darzyło się" i teraz z musu z nami jest.... A ja ją kocham najmocniej na świecie. Przytulam, całuje, opiekuje się, zapewniam wszystko co powinna mieć. A wiecie czemu według niej jej nie kocham?? bo nie szaleje, bo nie nosze całymi dniami na rękach, bo nie wyręczam w każdej czynności, nie nadskakuje, nie pieke ciasteczek, nie podtykam pod nos, nie jestem nadopiekuńcza. JA pozwalam dziecku żyć, patrze jak się uczy nowych czynności, pomagam, uczę samodzielności, daję wybór. Według mojej mamy jestem zimna i oschła, i jej się nie mieści w głowie jak moge być takim złym człowiekiem. Bo nie duszę nikogo swoją miłością??
A tak w ogóle to powinnam z mężem zapisać się na terapie dla małżeństw bo napewno wszystko jest przez mojego męża i jej przykro patrzeć :szok:
Kilka słów, a tak wszystko boli.......
 
no to prawda, pewnie trudno jest wytrzymać to, że mama ciągle próbuje ci udowodnić, że jest Ci niezbędna do zycia;-) mam wrażenie, że ona cały czas próbuje Cie przekonac, że bez niej nie dasz sobie rady, że to jak Ciebie wychowywała jest jedynym właściwym postepowaniem, że jeśli ma sie dziecko, to trzeba (dosłownie) poświęcić mu całe swoje życie, tak jak to ona właśnie robiła.... oczywiście na szczęście dobrze Cię wychowała i świetnie sobie radzisz jako mama.Posiadanie dziecka nie oznacza porzucenia całego świata (bo tak chyba chciałaby twoja mama) żeby dobrze się nim zająć. Ja tylko dopiszę, do tego co powiedziały dziewczyny, że powinnaś uzmysłowic mamie (tej która cie wychowywała) że po prostu bardzo ją kochasz i będziesz potrzebować jako matki właściwie do końca życia, bo tak przeciez jest, prawda? Myślę, że wtedy łatwiej jej będzie zaakceptować twoją niezależność. A co do twojej biologicznej rodziny, to czego właściwie się boisz?
 
Ostatnia edycja:
witam, kolejna awantura. Poddaję się. I tak nic się nie zmieni. Ona jest tak zakompleksina i do tego tak uparta.... Przestanę się odzywać przytaknę jak mój ojciec i koniec.

Moje dzicko znów chore, przyjechała, mnóstwo uwag krytyki rad poucznia. że dziecko źle wygląda, że źle ubrane, że nie ma apetytu, a może nie karmię, nie podtykam..... A ja dbam, siedzę całe noce, biegam do lekarza..... Próbowała, namawiała wnuczkę na jedzenie, nawet czekoladę podtykała, w końcu odpuściła i uwierzyła że to nie ja nie podtykam, tylko mała nie chce jeść. Powiedziałam że nie chcę żeby mnie wiecznie krytykowała. Że chcę żeby mi czasami powiedziła że wierzy że umiem być lepsza. Że tata całe życie wierzył we mnie, a ona nigdy tego nie okazała. I co wtedy się stało?? Wpadła w szał i zaczeł płakać że jak ja mogę jej mówić że jest beznadziejną matką, że poniosła klęskę wychowawczą, że tata nic nie robił, nie zajmował się moim wychowaniem, tylko powiedział czasami że jest ze mnie dumny i dlatego jest najlepszy. A to ona prała sprzątała, gotowała i się i nadskakiwała jak byłam chora. a jak ja mogę sądzić ze tata jest najlepszy a ona beznadziejna.

Ja nic takiego nie powiedziałam. Tylko poprosiłam o kilka dobrych słów.



wiecie co?? gdyby nie moja córka to.....nie wiem... Nie mam siły
Dziś mi powiedziała że głodze dziecko. że ona pierwsza mnie pod melduje jak córce coś będzi. A moja córka, osłabiona jest, schudła troszkę po chorobie. Choruje od 3 tygodni. Przecież nie odzyska sił w jeden dzień. Moja mama powiedziała że jej dawała jedzenie po kryjomu, bo ja ją głodzę.
Boję się jej. Babcia staneła po jej stronie, powiedziała że skoro ona matka mnie wychowała to ona zna się lepiej a ja nie. A ojciec kazał siedzieć cicho tak jak on to bedzie spokój w rodzinie.
 
Ostatnia edycja:
Witam! Opowiem wam moją historię, bo potrzebuję się wygadać
Mam 27 lat, kochanego męża, śliczną dwuletnią córeczkę, mieszkamy sami w pięknym mieszkaniu, oboje mamy satysfakcjonującą pracę. Ogólnie radzimy sobie z życiem raz lepiej raz gorzej, ale do przodu. Ale ja mam mój mały życiowy dramat.
Zacznę od tego że gdy miałam jakieś 23 lata dowiedziałam się że jestem adoptowana. Dowiedziałam się od mojej siostry biologicznej która mnie odnalazła. Moi rodzice adopcyjni dobrze to ukrywali. A ja do tej pory im nie powiedziałam że już wiem. Czemu?? Nie umiem i nie chcę. Oni mnie okłamywali całe życie, to i ja postanowiłam ich z premedytacją utwierdzać w ich kłamstwach. Mąz wie, bo był przy tym wszystkim i mnie wspierał.
Biologiczna rodzina.... Wiecie co?? mineło chyba ze 4 czy pięć lat a ja dalej nie mam odwagi się z nimi spotkać. Nie mam żalu że mnie oddali. Siostra teraz zaczała nalegać na spotkanie, a ja nie wiem co zrobić. Przez te wszystkie lata miałyśmy kontakt mailowy na gg. Ale ja nigdy nie umiałam przed nimi do końca się odkryć. Ale ten strach przed ich poznaniem ma swoją przyczynę. Wiecie jaką?? Moi rodzice, a najbardziej moja mama (oczywiście ta która mnie wychowywała)
Bardzo ich kocham, i jestem wdzięczna że mnie wychowali. Dali mi dom, wykształcenie, miłość. Hmmmm... Miłość, teraz rozumiem że chorą miłość. Miłość nadopiekuńczą, nadgorliwą, zaborczą......yyyy... może nawet toksyczną. Każdy w rodzinie żyje pod dyktando mojej mamy. Tata już zrezygnował z walki o swoje, przytakuje byle mieć swięty spkój. A ja walczę o swoje. Zawsze była nadopiekuńcza, gdzie nie pojechaliśmy tam brała moje ulubione jedzenie, bo tylko jej zupy lubiłam, dokładnie wybierałam mi znajomych (tylko niektóre przyjaźnie wywalczyłam), chciała bym studiowała w naszym mieście, żeby mieszkała w domu. A ja złożyłam papiery na studia do innego miasta, dostałam się i już nie było wyboru. Nie wierzyła we mnie, że się uda. Udało się na 5, na studiach dziennych a przy tym dorabiałam sobie na swoje przyjemności. Za studiów wróciłam w trzecim miesiącu ciąży. Wziełam ślub, mam swoją rodzinę.
Ale dalej walczę by móc żyć swoim życiem. Moja mama chciałby przeżyć je za nas. Po porodzie bardzo chciała żeby zamieszkać na kilka tyg u niej, bo mój mąż napewno sobie nie poradzi żeby się mną i małą zająć. Póniej nie mogłam znaleść pracy. Jak się udało to zaoferowała swoją pomoc że się wnuczką zajmie. No niby fajnie. Chciałam ją przekonać do tego jak ja swoje dziecko nauczyłam pewnych rzeczy, ale babcia wie lepiej, wprowadza swoje zasady. Ja dla świętego spokoju nie chcę no to się przyglądać. Jakoś się kręciło to wszystko. ALe po jakimś czasie mówi że nie daje rady juz pilnować wnuczki. Znalazłam nianie na wymiane po kilka dni w tyg na zmianę z mamą. Niania dała ciała, więc znalazłam żłobek prywatny. Córka zaczeła chodzić na zmianę to do żłobka to do babci. Nie zbyt dobry to miało wpływ na dziecko, córka rano zaczynała płakać jak ją wiozłam do żłobka. Po rozmowie z opiekunkami doszłam do wniosku że lepiej niech cały czas chodzi. Ale babcia oczywiście z pretensjami że źle, bo ona chce ją kilka razy w tygodniu.
Eh ale wywaliłam z siebie. Ale trochę lżej.
Dziewczyny napiszcie mi coś... A może jest tu na forum jakiś psycholog. Chciałam się wybrać do psychologa z domu dziecka na rozmowę, ale się boję. A pisać jest mi łatwiej
Pozdrawiam


Nie martw się, ja mam podobną historię tylko nie byłam adoptowana. Moi rodzice, a w szczególności mama...to była i nadal jest miłość chora. Nadopiekuńczość. Za bardzo mnie kocha. Chciała, żebym już na zawsze została dzieckiem...dopiero niedawno zaczęłam się buntować. Wszystko wszyscy robili za mnie, nie ucząc samodzielnego życia i odpowiedzialności. Druga różnica, moja mama nie wymagała ode mnie wiele. Może właśnie dla tego, ze dla niej pewnie w sumie nadal jestem dzieckiem, bo jak powiedziała, że jak urodzę, to będzie się jej wydawać, że to mój braciszek albo siostrzyczka a nie dziecko...:baffled:
Myślę, że nie powinnaś iść do psychologa, ale do psychiatry. Nie zrozum mnie źle, bo każdy słysząc słowo "psychiatra", wyobraża sobie nie wiadomo jakie rzeczy. A widzę, że masz to co ja (masz lęki i opory przed czymś). I wcale nie oznacza tego, że jak przyjdziesz do psychiatry, to na pierwszej wizycie przepisze Ci leki i do widzenia (jeśli pójdziesz do takiego, to taki lekarz nie jest nic wart, bowiem dobry lekarz przepisuje leki w OSTATECZNOŚCI), tylko ma większą wiedzę na temat różnych zaburzeń emocjonalnych. Jest w stanie dokładniej "spojrzeć" i przede wszystkim leczyć PRZYCZYNĘ, a nie tylko skutki :)
Miałam styczność z nie jednym psychologiem i psychiatrą. Mam nadzieję, że pójdziesz za moją radą i skorzystasz z konsultacji :)
pozdrawiam Cię mocno :)
 
eXone - uważam, że cała ta sytuacja jest troche z winy twoich rodziców. Twoja mama jakby bała się, że zostanie przez cCiebie odrzucona. Myślę, że brakuje rozmowy o Twojej adopcji. O tym, że dla Ciebie ona jest mamą i tylko to sie liczy.
Ludzie często tłumaczą, że nie mówią adoptowanym dzieciom prawedy, bo: sa małe, potem sa nastolatkami i się buntuję, więc się boją, że usłyszą:Nie jesteś moja Matką" i ytrzask drzwiami. Tak na prawde, każdy nastolatek sie buntuje, a budowanie takiej tajemnicy na pewno nie pomaga w wychowaniu, nie zapewnia bezpieczeństwa.
Czy nie prościej jest powiedzieć: to nie ja Ciebie urodziłam, ale to ja Ciebie kocham ponad wszystko, to ja jestem Twoja mamusią??
 
Antylopka masz racje,ale często adopcyjnym rodzicom ciężko o tym mówić- nie wiem dlaczego?Może czują się mniej wartościowi od tych biologicznych?A to przecieżź oni powinni być dumni,że zrobili ten krok i zapewnili dziecku prawdziwy kochający dom i niejednokrotnie są bardziej wartościowi niż matka która je urodziła.Są rózne sytuacje,a takie jak panuje u eXone zdzrzają się w wielu rodzinach.
 
Jest takie powiedzenie: Czego oczy nie widza, tego sercu nie zal! I tak jest w wielu przypadkach.
Antylopka - Nie kazdemu taka wiedza jest potrzebna do zycia. Wielu ludzi wychowalo sie w nieswiadomosci i bez zadnej szkody z tego powodu. Kazda sytuacja jest indywidualna. Ja nie widze winy rodzicow. Wine widze w biologicznej rodzinie. Powinna uzgodnic z rodzicami, ze chce nawiazac kontakt z autorka i pozwolic im przygotowac ja do tego. To jest uczciwe zagranie, a nie podkladanie swini!

Ciekawe swoja droga jak sytuacja potoczyla sie dalej. Moze autorka sie odezwie......
 
reklama
odezwę się, odezwę,
sytuacja bez większych zmian. Jedyny krok to taki, że najprawdopodobniej w wakacje spotkam się z biologiczną siostrą. Nie wiem czy chcę, chyba bardziej robię to dla niej. No ale już się zgodziłam, więc nie będę odwoływać. Stosunki z mamą adopcyjną, raczej służbowe, Chyba ostatnio za dużo sobie pozwoliła, a to mnie bardzo zraniło. Cały czas w uszach słyszę "Więcej dzieci nie powinniście mieć" Bardziej mnie to dobija, bo od ponad pół roku się stramy o drugie dziecko i nic. A od dwóch miesięcy się leczę bromergonem bo wyniki prolaktyny po obicązeniu miałam taki wysokie jakich lekarz chyba jeszcze nie widział. Najprawdopodobniej mam małą niedoczynność tarczycy i stąd te moje nerwy. A niedoczynność i prolaktyne od stresu.
Jak narazie staram się nie denerwować, nie dyskutuję na tematy dla mnie drażliwe. Może będzie lepiej..... A o leczeniu nawet nie powiedziałam mamie. Jeszcze powie że niepotrzebnie....
 
Do góry