Jestem, żyję :-)
Nie miałam dostępu do neta, bo laptop mieliśmy w naprawie.
Już opowiadam :-)
16.09 miałam iść na wizytę do lekarki, zadzwoniłam do położnej i zapytałam, ale jak usłyszała, że mam plamienia to kazała jechać do szpitala. Pojechaliśmy i o 10 wyszliśmy, bo na KTG zaczęły pojawiać się skurcze, ale rozwarcia nie było, Młody balotował główką, więc pojechaliśmy. Od kiedy wyszliśmy ze szpitala, skurcze były cały czas, coraz mocniejsze, ale nic strasznego. O 12 wzięłam ciepłą kąpiel, nie przeszło. Czekałam dalej, bo skurcze były raz co 17 minut, raz co 3... Ok. 15 zadzwoniłam do Rafała, żeby przyjechał, bo coraz to bardziej mnie boli i chcę żeby był w domu. Jak przyjechał to zbieraliśmy się już do szpitala, bo dostałam krwawych plamień...O 17.30 byliśmy przyjęci na oddział, ale dalej byłam na normalnej sali. Położna dopiero o 19 zrobiła KTG, wyszło rozwarcie na 3 palce i w sumie wtedy się zaczęło... Każdy skurcz był coraz mocniejszy...Od 18 miałam skurcze co 2-3 minuty, więc miałam wrażenie, że to trwa cały czas. Chodziliśmy z Rafałem po tym korytarzu, ten mi tak masował krzyż, że mi zmechacił koszulę

O 21 położna zawołała nas na salę porodową, już było rozwarcie na 7 cm, więc nie zdążyłam nawet wejść do wanny, żeby sobie ulżyć. Położna kazała kucać, ale też zdążyłam tylko dwa razy. Jak już kazała się położyć na łóżku to nagle się zrobiło pełne rozwarcie i parłam. Miałam skurcze bardzo rzadko, więc dostałam kroplówkę z oksytocyną i o 21.25 Tymek był już z nami :-) Nie byłam nacinana, nie pękłam. Nie mogłam uwierzyć jak położna mi to mówiła... Potem położne przygasiły nam światło i sobie byliśmy we trójkę przez 2 h.
Pomimo bólu bardzo miło wspominam poród, a pomoc Rafała ... nieoceniona... Każdej życzę takiego porodu, takiego męża i ojca :-)
Jak będę miała chwilkę to skrobnę coś więcej i postaram się nadrobić.
Liz - dziękuję :-)