Cześć Dziewczyny,
Nie mam z kim pogadać i chce się tylko wyżalić..
Trafia mnie kiedy się patrze na workowate ciuchy..kiedy słysze "ale Ty powinnaś już zaczynać tak sie ubierać skoro nie chcesz aby w szkole sie nic nie domyślali"..Nigdy nie nosiłam na sobie workowatych ubrań..Kiedy je nakładam to mnie szlak trafia jak sie patrze na siebie w lustro..wyglądam jak wieloryb albo co najmniej słoń..
Mam dość tego całego "błogosławionego stanu!"..
Jak mnie nie mdli to boli mnie głowa jak nie to to w nocy wcale spać nie moge..Latam jak głupia do kibla na siku jeszcze zrobił mi się jakis stan zapalny i żadnej maści nie moge używac bo coś tam coś tam!
Doprawdza mnie to do szału!
Nikt mnie nie rozumie..jestem rozdrażniona od jakiegoś czasu i wszystko mnie złości..
Do tego mam ochote każdego zabić..nie wiem co się dzieje, że jestem w tak bojowym stanie..
Może to że cholernie boje sie tego całego rozwiązania..przeraża mnie to i wogole najchetniej bym uciekla gdzieś i zeby to ktos zrobil za mnie..zawsze to było dla mnie ochydne i wogole najgorsze co tylko..nie mowie o dziecku ale o tym jak to sie robi..Tragedia..
Nie mam z kimo o tym wszystkim pogadać każdy mi tylko mówi "będzie dobrze" a ja znam siebie i bedzie dobrze dopiero we wrześniu..
Jeszcze do tego ta matura..nic sie nie ucze mam to gdzieś...jakoś mi wcale na tym nie zalezy i tak ide na zaoczne..jaki kierunek? a czy to ważne? ważne ze ide..
Nie pochodze z patologicznej rodziny..moi rodzice sa pożądnymi ludzimi i dom w ktorym sie wychowuje w zasadzie jest moja oazą..ale buntuje sie przeciw temu wszystkiemu..to rodzenie, ten ból,karmienie piersią..Po ciązy wyglad mój bedzie dla mnie do zniesienia..Nawet nie wiecie ile mam złości w sobie i to pewnie w wiekszosci zuplnie bez sensu..a facet lezy sobie i ma reszte w du**e..ciagle słysze "teraz facet nie jest Ci potrzebny On poźniej spełni swoja role" moze i tak ale czasem fajni byloby jakby ze mna normalnie pogadał i sie dowiedział troche wiecej o mnie i tych całych "błahych" problemach..wiem ze to burza hormonow bo przed ciaza nawet glowy bym sobie nie zawracała..w nocy wogole spac nie moge..moze z miesiac chodze jak neptyk..a jestem dopiero w 4 miesiącu..
Miałam przyjaciółke była dla mnie jak siostra..cóz..nóz w plecy i bay bay..a brakuje mi jej strasznie, cholernie za Nia tęsknie..moj facet nie zawsze mnie rozumie czasciej przez takie tematy jak ten co zalozylam sie klocilismy bo uważał ze sie wyrzywam na Nim a ja tylko chcialam sie wyzalic zeby mógl mnie przytulic,pocałowac i powiedziec cos zupelnie zwyklego zadnych poematow nie wymagam.. wiec przestalam o tym mowic i teraz dziwi sie czemu chodze albo zla albo smutna i zycia we mnie nie ma..kocham Go i wiem ze On mnie tez jestem szczesliwa ale brakuje mi takich rozmów naprawde zwykłych, takiego partnerstwa w zwiazku..przez to nawet nie mam czasem ochoty Mu mówić o czyms co mnie gryzie bo dochodze do wniosku ze to i tak bez sensu..Mam juz dość na nic nie mam ochoty, wszystko mam gdzies i na niczym mi nie zalezy..Niech juz bedzie po wszystkim bo ja tu zwarjuje..
Ciagle jakieś "ale" kazdy ma do mnie...
Niby z facetem mam slub zaplanowany i zareczyny i wszystko cacus glancus ale ja w tym wszystkim czuje sie zupelnie sama..w nikim nie mam wsparcia..Jedynie w swojej mamie...
Sorry ze tak marudze ale naprawde nie mam komu sie tak otwarcie wygadać..