U mnie jest kosmos...
Zacznijmy od tego, że w grudniu, z powodu rozjechania cykli dostałam Dupaston 16-25dc. Wcześniej miałam Progesterone Besins. W związku z tym, że na cyklach, w których nie brałam żadnego progesteronu owulacja pojawiała się ok. 20dc tak też brałam Duphaston (21-30dc). Jedynie pierwszy cykl wzięłam 16-25, jak lekarka na monitoringu stwierdziła bezowulacyjny. Po 20 dniach od tego "wywołanego" cyklu dostałam kolejny raz okresu. Coś mi zaświtało, że może ten Duphaston nie działa jak należy. (po Duphastonie cykle były raczej skąpe, nie takie jak mam zazwyczaj). Kolejny cykl 32 dni. Następny 31 (ten z negatywnym marcowym testem).
I teraz uwaga - 11.03 miałam śluz z krwią (pod odstawieniu Duphastonu). I tak w sumie nie wiedziałam czy coś się rozkręci czy nie, ale coś mnie tknęło i zrobiłam test owu - pik... Wcześniej testy mnie oszukały, bo w okolicy 18dc wskazały coś blisko piku, ale w porównaniu z tym była znacząca różnica. Dostałam też typowego u mnie bólu owulacyjnego. Jednocześnie z okresem... Mało tego - nadal go mam. Był bardzo skąpy, ale nadal jest krew - widoczna jak się włoży tampon/palec. Jak brałam Duphaston cycki delikatnie czułam, a od tego dnia owu bolą mnie niemiłosiernie. Zbadałam 18.03 proga i było 10,4. Jednocześnie TSH, które lekami obniżyłam z 2,35 (grudzień) do 2,05 (styczeń) skoczyło mi do 2,59. Teoretycznie w tym tygodniu powinnam dostać "właściwy" okres, a ten "wywołany" się jeszcze nie skończył.
Jestem teraz dosyć rozbita, bo nie ogarniam swojego ciała. Stary we wtorek ma badanie nasienia (wiem, miał mieć miesiąc temu, nawet poszedł, ale okazało się, że pomylił marzec z lutym
). Ja mam wizytę u ginekologa 31.03 jak już będą jego wyniki.