Hejka,
Witam. Jestem mama Oliwki (5,5 roku), niedlugo znow powije coreczke
Mieszkam na Tarchominie od niedawna - w sumie niewiele osob tu znam. Moze jest tu jakas mama z moich okolic (kolo Urzedu Dzielnicy)...
witaj i tutaj ;-)
witam warszawskie mamusie
ja mam rocznego synka Darusia,siedze z nim w domku i raczej niepredko wroce do pracy...Mieszkam na Bielanach i moze sa tu jakies mamusie z tych okolic...
pozdrawiam
witam serdecznie, ja z Bielan nie jestem ale zamierzam rodzić w tamtejszym szpitalu
, szczegóły poniżej :-)
1. nienius i jak tam się sprawy mają? Widziałam, że dziś się logowałaś (śledzę Cię z ciekawości ;-)nie gniewaj się) czyli jeszcze w dwupaku?
2. P.s. nie wiem czy zauważyłaś ale Twoje życzenia się spełniły ;-):-)
Ad. 1
nieeee no, jeszcze z miesiąc mi został :-)
Ad. 2 bardzo, bardzo się cieszę i gratuluję z całego serca!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Objazd po szpitalach załatwiony...i chyba już wiem co i jak. Zdecyduję sie chyba na szpital, w którym pracuje moja ginka (bielański), wygląda ok...jedyne co mnie ciut martwi to to, że sala porodowe (te, które nie są płatne) są podwójne...hmm . No w każdym razie wszystko czyściutko, odnowione, babeczka w rejestracji/izbie przyjęć (zresztą recepcjonistka z gabinetu mojej ginki ) dostępna od razu po wejściu, sale poporodowe 2,3, max 4-os, każda z łazienką, anestezjolog dla porodówki i ginekologii wyłącznie więc czas oczekiwania max. 15 minut. Generalnie wrażenie pozytywne
Gorzej z Wołoską...potwornie trafiliśmy, pełno ludzi na poczekalni przed izbą przyjęć, kazali nam czekać, aż ktoś się zwolni i będzie mógł nas oprowadzić/opowiedzieć cokolwiek. No i tak czekaliśmy...a nie było to miłe czekanie...dziewczyna urodziła właśnie przez cc martwe dziecko , poprzedniego dnia przestało się ruszać , nie wiem co się stało, czyżby za długo trzymali je w brzuchu , wody ponoć zgniłe, zielone . Naoglądałam się tych biednych, zrozpaczonych ludzi, siłą rzeczy słuchałam ich rozmów, także z księdzem przez telefon.... Do tego był tam facet z malusieńkim dzieckiem i drugim chłopczykiem, wyglądającym na młodszego od Darii. Koszmar, jaki ten chłopiec był niegrzeczny , pluł po szybach, ścanach, bił ojca, wołał do niego "zamknij się" a posadzony siłą na krześle darł się jak opętany. Matka, która była w tym czasie na izbie przyjęć, wyskoczyła i chciała go zabrać, żeby się uspokoił i nie ryczał na korytarzu ale zaczął kopać i nie chciał z nią iść. No i po dość długim oczekiwaniu w takich warunkach wyszła do nas dziewczyna z izby i stwierdziła, że nie chce, żebyśmy tyle czasu tracili, że są porody, że wszyscy zajęci i żebyśmy przyszli innego dnia. Więc my na to, że no ok, sale zajęte bo porody ale może chociaż chwilke porozmawiać...ile jest miejsc do porodu, jakie koszty...Dziewczyna na to, że to mogłyby nam powiedzieć koleżanki z bloku porodowego ale wszystkie zajęte. No to my pytamy, czy ona nie wie, no wie, ale też nie ma czasu rozmawiać bo musi zaprowadzić ludzi na oddział czy coś w tym stylu. Czyli generalnie godzina stracona, nerwy zjedzone i zero informacji . Czyli jeśli oni mają taki przerób, że nie mają 2 minut, żeby nam cokolwiek powiedzieć to ja sobie ten szpital odpuszczam bo i tak na 99,9% by mnie odesłali.
Byliśmy jeszcze w Pruszkowie ale nie podobało mi się, tylko 2 miejsca do porodu (dwie pojedyncze sale, w tym jedna płatna) + "sala przedporodowa" z trzema łóżkami, na której czeka się aż poród "naprawdę" się zacznie..hmm położna nie chciała mi powiedzieć, kiedy uznają, że "naprawdę" się rodzi. No i na tej sali mąż być nie może ...czyli co?...przy takim porodzie jak miałam z D, musiałabym pewnie przez większość czasu być sama a na salę porodową trafiłabym razem z S dopiero wtedy kiedy byłoby mi już w zasadzie wszystko jedno czy jest czy go nie ma. On mi jest potrzebny właśnie w początkowych fazach porodu, żeby mnie wesprzeć na duchu, pomóc w różnych czynnościach a nie tylko na sam koniec, kiedy może już w zasadzie tylko patrzeć i ostatecznie przeciąć pępowinę. Do tego kwestia znieczulenia - anestezjolog jest ściągany w razie czego z zewnątrz (nawet nie z innych oddziałów ), po prostu jesli życzysz sobie znieczulenie to dostajesz do niego numer komórkowy i próbujesz się do niego dodzwonić i ściagnąć go (przyjeżdża w 70-80% przypadków). Tak więc sobie daruję , no chyba, że akcja zacznie się rozwijać błyskawicznie i będę się bała, że do Warszawy nie zdążę.
Czyli plan jest taki:
1. Szpital bielański (tam, gdzie pracuje moja ginka)
ew.
2. Solec (tam, gdzie rodziłam Darię)
ew. przy bardzo szybkiej akcji porodowej Pruszków