oj mowie Wam prze*rane z ta grypa zoladkowa..
co sie dzialo pozniej? ladowalismy dwa razy na emergency department w szpitalu.
siedzielismy tam sobie po okolo 5 godzinek za kazdym razem..takze mielismy rozrywkowy weekend.
Jula wygladala naprawde zle..wiec nie chcielismy siedziec w domu i czekac az samo przejdzie. zaczela tez bardzo plakac wysokim tonem jakiego jeszcze nigdy u niej nie slyszalam..:-(
a lekarze?nie przejmowali sie zbytnio..kazali tylko podawac wode..i paracetamol.
mowia ze nie ma na to zadnego leku..i po prostu trzeba przeczekac..
w sumie to nawet nie powiedzieli nam ze to ta grypa, do momentu..kiedy ja sie zarazilam i mialam dokladnie takie same objawy..
teraz wiem przez co moje malenstwo przechodzilo..to jakis koszmar doslownie. przez 3 dni prawie lezalam martwa..
a pozniej co..moj facet tez to zlapal!
no ale do tego momentu Julis i ja bylysmy juz zdrowe, takze wygladalo to jak odbijanie pileczki, jak komus sprzedasz to sam wyzdrowiejesz..;-)
ale teraz juz wszystko ok. pozbylismy sie tego okropienstwa z naszego domu i oby nigdy nie wracalo!!
tylko mala bidulka schudla przez to wszystko i teraz wazy nawet nie 9,5 kg.
ale humorek juz jej wrocil wiec szybko to nadrobimy!
koniec relacji.:-)
pozdrowka!!