Witam poniedziałkowo i po długiej przerwie weekendowej.
Z góry muszę się przyznać, że nie czytałam co ciekawego w dyskusjach było, ale nie mam szans nadrobić. Kolejny dzień z mnóstwem wyzwań.
A weekend taki sobie.
W sobotę rano Piotr poszedł odebrać samochód od blacharza. Facet niespotykanie uczciwy. Ponieważ nie wyrobił się na czas, a czas był i tak dość długi obliczył nas nie na 700zł jak na wstępie, a na 390zł. P wrócił szczęśliwy , rzucił sie do kuchni pozmywać. Nakazał się i mała wystroić i szykować na zakupy, bo zaoszczędził, więc wyda to na mnie. No ja akurat wolałabym te pieniądze zostawić i na przód opłacić czynsz, czy jakieś inne rachunki, żeby w razie czego późńiej mieć mniej, ale dostałam piorunem z jego oka w tyłek. No bo prawdę mówiąc, poza koniecznymi ciuchami ciążowymi to od poczęcia nic sobie niekupiłam poza szalem na zime.
P założył , że kupujemy buty, spodnie i cos na górę. Całe szczęscie byliśmy ograniczeni bardzo czasem i zdążyłam kupić tylko spaodnie. Na górę nic fajnego nie znalazłam a na buty brakło czasu bo umówieni byliśmy do teściowj na obiad. Tak więc troche gotówki uratowało się.
Na wieczór wpadła koleżanka ze spodniami do przeróbki, trochę ich było . P skoczył nam po pifka i jak sie zebrało nam na pogaduchy to położyliśmy się nad ranem. A mała oczywiście 7 rano pobudka. W dodatku nie spała zbyt dobrze i całą "noc" musiałam do niej wstawać. Niedziela nie do życia. Położyłam się na chwilkę żeby odpocząć a obudziłam sie po 2h pod kocem i w pustym mieszkaniu. Okazało się,że żebym mogła się przespać P zabrał małą na spacer, uśpił, wrócił jak brałam prysznic, zrobił obiad no i później sam zaniemógł i sie położył.
To by było na tyle z mojej spowiedzi.
Dziś siedzę w domu i czekam na kurierów.