reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

mały OFF ciążowy- poglądy, dyskusje, debaty

Ewa, czyli wszystko jasne :-)
W sumie statystycznie..czyż nie mamy już tak, że wierzących ale antyklerykalnych jest więcej aniżeli tych przyjmujących całe dobrodziejstwo inwentarza? :-D
Ewentualnie owieczki ojca dyrektora tą statystykę sztucznie zawyżają :-p
 
reklama
Widzę, ze temat ma duże powodzenie :-) Marcelinaa ale wymysliłaś :-)
Generalnie podziwiam takie osoby jak Ty, o zdecydowanych poglądach i przeciwstawiających się temu "co ludzie powiedzą". Uważam, że wciąż jest takich osób za mało w naszym kraju, żeby się coś na lepsze zmieniło w temacie TOLERANCJI...

Ja podobnie jak Ewak w okresie dojrzewania byłam zachwycona kościołem, wspólnotą duszpasterską do której należałam itp. Dużo mi ten czas dał i wiele mnie nauczył, ale do dziś został mi żal w sercu do księży, że takich młodych, kształtujących sie dopiero ludzi pchano z pełną świadomością w fanatyzm i radykalizm religijny...trochę mi czasu zajęło, żeby odnaleźć własne poglądy i nie być takim religijnie posłuszno-uległym. Prawda też jest taka, że im bliżej tego środowiska tym więcej skaz wychodzi na światło dzienne, a stąd już tylko krok do "obrażenia sie na koścół" jak to ktoś wcześniej ujął...

Wierząca jestem cały czas i to bardzo, praktykuję po swojemu, rzadko w kościele. Razi mnie brak tolerancji, ciągłe nawoływanie do rachunku sumienia i umartwiania się, a gdzie w tym wszystkim radość życia, skoro wciąż trzeba pamiętać o tym, że jesteśmy grzeszni...nie rozumiem też tego, gdy księża wykorzystują swoją władzę wtedy, gdy sytuacja jest skomplikowana i w zalezności od tego na kogo się trafi albo się ma rozgrzeszenie albo nie, albo dadzą ślub kościelny albo nie, albo ochrzczą dziecko albo nie...

Mój M. też jest wierzący, choć niektóre dogmaty odrzuca, nie praktykuje od lat, ale zgodził się na ślub kościelny, bo ja chciałam. A ja chciałam nie ze względu na suknię białą, tylko dlatego by zaprosic Boga w nasze wspólne życie...i myslę, że w życie mojego dziecka też go zaprosimy. A jak kiedyś będzie chciało zdecydować inaczej, to zawsze ma takie prawo...i nie zamierzam mu głowy o to suszyć

A co do bzdurnego życia osoby niewierzącej, to wiara jest zawsze łaską, którą albo się otrzymuje od Boga albo nie. Nie można zacząć wierzyć tylko dlatego, ze się chce...bo to się dzieje poza naszym rozumem. Nie dziwie się, Marcelina, że Cię to zdanie trochę dotknęło...
 
Ostatnia edycja:
To ja napisze cos o swojej sytuacji ..:)
Poniewaz chyba takowej opisanej nie ma..otoz jestem protestantka,w Boga jak najbardziej wierze aczkolwiek do kosciola nie chodze,ale to juz z innch przyczyn.
W szkole na religie nigdy nie chodzilam i z tego powodu tez nie bylam jakos wytykana ani przez kolegow z klasy ani kogokolwiek innego.. do tego moja najlepsza kolezanka byla ateistka,uwazam ja za switna osobe i szanuje jej decyzje.Ja choc jestem dosc mloda osoba swoich pogladow religijnych zawsze sie trzymam,nigdy sie tego nie wstydzilam i nigdy nie bede..a katolicyzmu nie rozumiem z wielu roznych wzgledow np jesli chodzi kult maryjny,modlenie sie do sw.obrazkow,chrzest niemowlat czy celibat ksiezy itp. dlatego,ze nie jest to zgodne z Biblia.. a wierze w to co w niej napisane i to jest dla mnie swiete ale nie neguje katolikow,aczkolwiek tez nie musze sie ze wszystkim zgadzac.
Teraz jestem w ciazy..i protestanci nie chrzcza dzieci a osoby swiadome i wierzace,moj chlopak natomiast jest katolikiem,on do tego pod chodzi bardzo tolerancyjnie i nie ma nic przeciwko,ze dziecko chrzczone nie bedzie,bo postanowilismy oboje,ze nie bedzie.Problem lezy po stronie jego rodzicow zastanawiam sie jak to przyjma,jego ojczym to zagorzaly katolik zreszta jego zdanie tak naprawde malo mnie interesuje ale nie pochwalam za bardzo jego jakiejs takiej nienawisci do inngo wyznania czy wiary,wiec na sama mysl o tych wszystkich 'Jak tak mozna?' itd. mnie skreca.Mam jednak nadzieje,ze pojdzie gladko i jakos to przyjma..

Tak wiec starajmy sie szanowac innch,ich decyzje i poglady..bo na sile nikt nikogo do niczego i tak nie przekona.
 
Ostatnia edycja:
Stoję gdzieś pomiędzy Wami:).
Jako 13 latka obraziłam się na pana katechetę, że wpaja na lekcjach religii bzdury (np. przy odpowiedzi każe mówić, że USA to agresor na skalę światową - wtedy zaczęło coś być na rzeczy z Irakiem, był atak na WTC itd., ponadto kazał mówić, że Bóg jest najważniejszą wartością - ja uważałam że rodzina, miłość - to co było mi najbliższe jako dziecku. ) Ponieważ nie pozwolił mi mieć własnej opinii, nie chciał dyskutować na temat innych religii trzasnęłam drzwiami mówiąc 'nie wszystkie dzieciaki dadzą się w tak prymitywny sposób zmanipulować'(byłam wygadana). I na religię już nigdy nie wróciłam przez całe szkolnictwo. Nie zawitałam też w kościele. Nie zdecydowałam się na bierzmowanie. Twardo tłumaczyłam nauczycielom i znajomym dlaczego (dzięki Bogu mam rodziców wyrozumiałych). Kościół wg mnie to chora instytucja. Nie ludzie wierzący, nie religia. Kościół jako instytucja.
Przyszedł moment ślubu. Chciałam cywilny. Spotkałam się z oporem ze strony teściów. Po burzliwych debatach powiedziałam 'dla świętego spokoju'. Miałam sporo do nadrobienia - katecheta szkolna, bierzmowanie.. Spotkałam na drodze wspaniałego Księdza, dał odpowiednią literaturę, nie mydlił mi oczu, nie narzucał nic. Nasze rozmowy były ciężkie- pytałam o pociąg do kobiet, czy to naprawdę się da, czy naprawdę wierzy w to, że opłatek(jakkolwiek) to ciało Chrysusa, mimo że przed chwilą Pani tak naprawdę mieszała mąkę z wodą.. Nie miał ze mną lekko, ale przekonał mnie, że religia to coś więcej niż rozkapryszeni księża, katecheci, dewoci. To coś więcej niż podział na poszczególne religie. Do ołtarza szłam przekonana. Już nie dla białej sukni, welonu itd. Co prawda do religii, nie do kościoła(za bardzo ingerują w to, w co nie powinni). Potem zaszłam w ciążę. Chrzciny. Chciałam dać wybór dziecku. Jednak pierwsze 2 miesiące były dla nas dosyć ciężkie, mała ciągle chorowała. Lekarze ciągle pytali dlaczego nie ochrzciłam jeszcze, może by to coś pomogło. Robili mi wodę z mózgu. Wzięłam ślub kościelny, ale wybór chciałam pozostawić. 'Nie udało się'. Ochrzciłam tłumacząc sobie (być może naiwnie), że gdyby tfu tfu coś jej się naprawdę stało, to czy potrafiłabym sobie wybaczyć, czy byłabym o nią spokojna. Jestem tak naprawdę z tą religią w pewien sposób blisko. Obchodzę święta, ta religia zawsze była gdzieś obok mnie przez całe życie. I pewnie z tego względu ochrzczę i kolejne maleństwo. A potem.. będę się poważnie zastanawiać. Miałam okres w życiu, gdzie nie mogłam rodzicom darować, że w pewien sposób narzucili mi coś, czego tak naprawdę nigdy ani oni, ani ja w konsekwencji, nie praktykowaliśmy. Teraz popełniam ten sam błąd - świadomie.

Co do stwierdzenia, że życie bez religii jest bzdurą, bez sensu, jakkolwiek - to się nie zgodzę. Jest tyle powodów żeby żyć, tyle powodów żeby to miało sens. Chociażby dziecko, które niebawem się pojawi. Te radości towarzyszące życiu na ziemi. A to, czy ktoś np. wierzy w to, że coś magicznego wyskoczy z niego po śmierci i powędruje do nieba w pełnej radości, czy po prostu zjedzą go robaki i tyle po nim zostanie - względna pamięć o nim... to nie ma znaczenia, nie powoduje, że czyjeś życie jest owiane sensem bądź nie.

To się rozpisałam. To się powymądrzałam. To opisałam historię życia:D
 

no ale wtedy jeszcze dziecka nie miałam,
a to zmienia w świetle kościoła postać rzeczy:)

Jeśli chodzi o słowa Tayci to uważam,że nie powinny one nikogo urazić. Przecież ona napisała,że jej życie wydawałoby się bez sensu bez wiary. Ja przynajmniej tak to zrozumiałam. Nikogo tu absolutnie nie potępia o czym pisze.

Temat trudny....
 
mucha- mnie tez odrzucilo (po wielu latach fascynacji i prob zbawiania swiata) jak ktos mi usilowal wcisnac ze wiara jest wazniejsza niz osoby mi bliskie i moja milosc do nich, ze powinnam sie ich wyrzec jezeli beda przeszkadzac mojej religijnosci. Wtedy poprostu odeszlam i troche wiecej zaczelam widziec, spadly klapki z oczu.
A teraz najbardziej mnie wkurza nagonka na in vitro. Co im kurde do tego!!!
 
Bardzo fajnie się dziewczyny czytało Wasze posty :tak:

Tonya ja chyba nie mam nadziei na to, że będzie inaczej.. choć czasy się zmieniają a i każde kolejne pokolenie ma do tego inne podejście, ale my chyba tych zmian nie dożyjemy ;-)

malinowa_ nie znam nikogo tego wyznania i chyba nawet nie do końca wiem "czym to się je" :zawstydzona/y: aczkolwiek brzmi to dla mnie "strawnie".
Też jak Ty się zastanawiam cały czas co zrobią teściowie, bo są praktykujący.
Cały czas nas tolerowali, wyzywali żartem od "bezbożników" i nigdy nie zasugerowali, że moglibyśmy przyjąć w końcu kolęde itp. ale czy przeżyją, że ich jedyny wnuk (wnuczka) nie będzie miał chrztu? tego nie jestem pewna..

mucha_nie_siada
jesteś jednym z tych właśnie ludzi, co to się dało wbrew sobie , pod wpływem innych wmanewrować i to jest właśnie to, przed czym się tak właśnie wzbraniam..
Ale fajnie, bo piszesz to szczerzę, bez głupiego tłumaczenia i ja to cenię.

Tak się wczoraj zastanawiałam..
Bo wiem- a nie znam się na tym dobrze- że ateista może mieć z katolikiem ślub kościelny.
Ja powiedziałam mężowi wprost- jak se chcesz to se załatw.
Nie chciało mu się najwyraźniej.

Nie wiem czy można ochrzcić dziecko, którego jedno z rodziców jest oficjalnie i bez ściemy ateistą?

Jeśli tak.. to jest to jakieś rozwiązanie, dla rodziny powiedzmy.

Ale jeśli nawet, to i tak by mi było żal dziecka.
Bo to głównie rodzice uczą wszystkiego dzieci.
Ja bym nie uczyła.
Rodzice chodzą z dziećmi do kościoła.
Ja bym nie chodziła.
Jakbym już dla rodziny ochrzciła, to zapewne posłałabym na religię.
Dzieci w szkole z katechetą dużo rozmawiają o praktykach religijnych w domach.
O jakich praktykach by mówiło moje dziecko?
To by była jedna wielka ściema..
ITD ITP
Więc tak naprawdę to by było pranie mózgu..nic więcej.
 
Marcelina mój K miał taki ślub z pierwszą żoną. Po prostu jest to ślub tak zwany "jednostronny". Musiał podpisać oświadczenie, że nie będzie zabraniał żonie wychowywać dzieci w wierze katolickiej i na ślubie mówił to samo, pomijając "tak mi dopomóż Boże" itd
Dzieci normalnie mają wszystkie sakramenty

prawo kanoniczne jeszcze mówi cyt: " Dziecko rodziców katolickich, a nawet i niekatolickich, znajdujące się w niebezpieczeństwie śmierci, jest godziwie ochrzczone, nawet wbrew woli rodziców (kan. 868§2 KPK)."
 
Ostatnia edycja:
Marcelinaa, poniekąd prawda, że dałam się 'zmanipulować'. Ale też tego do końca nie żałuję. Dużo mi dały rozmowy z Księdzem przed ślubem, coś tam zrozumiałam, bez zbędnych ściem ktoś spróbował mi wytłumaczyć własne spojrzenie. Zresztą dziwne, bo ten Ksiądz był zdania, że jeśli ktoś wierzy ( i praktykuje praktycznie jakąkolwiek religię) to tak naprawdę utożsamia się z jej pewnymi przekazami, ale wszyscy i tak jedziemy na tym samym wózku i gdzieś w sobie dążymy do tego samego. Nie próbował mi powiedzieć, że ten 'jego' Bóg jest najlepszy, ta religia jest nieomylna, nie ma żadnej skazy, a Bóg, w którego wierzą wyznawcy, jest od zawsze dobry, itd.. To miało jakiś sens. Albo po prostu to jego podejście dydaktyczne, żeby 'ściągnąć' ludzi do kościoła;).
Trochę inaczej już podchodzę do chrztu, ale mam ochotę powiedzieć 'co zrobić'. Wiem, że mogłabym zdecydować inaczej, ale pomimo że mam jakieś swoje zdanie, czasami wolę ustąpić. Zresztą mój proboszcz o dziwo, na spotkaniu z rodzicami spytał się (przybierając łagodniejszą formę niż ja teraz) dlaczego już chrzcimy i nie dajemy dziecku wyboru, kiedyś to było normalne, że człowiek dorastał i decydował, teraz my narzucamy mu swoją wolę. Byłam zdziwiona, że proboszcz we własnej osobie to mówi. Mało tego.. Okazało się, że może być jeden chrzestny(nawet namawiał), to jakaś (jak określił) dziwna tradycja, której wszyscy się trzymają. Mówi, że woli, żebyśmy przyprowadzili jednego, który faktycznie wierzy i ma coś z kościołem wspólnego, niż dwóch 'z du*y'.
Także z takim podejściem w obu przypadkach było mi łatwiej, i łatwiej przyszło mi tłumaczyć sobie swoje postępowanie;).
Jestem więc zdania, że nie
 
reklama
Zaglądam z ciekawością w nowy wątek a tu takie poważne tematy....

Kiedyś za czasów podstawówki biegałam na różańce, roraty....Potem w liceum chodziłam na pielgrzymki. Dzięki temu tak jak pisze Tonya poznałam "środowisko" sług Bozych od środka. Ja akurat trafiłam na bardzo dobre wzorce. Nie spotkałam już później takich kapłanów z powołania jak wtedy. Nie byli to moralizujący, indoktrynujący "wybrańcy" ale naprawdę mądrzy ludzie.
Potem na studiach już tego nie kontynuowałam i na wiele spraw spojrzałam inaczej. Choć nie podważam wielu "pierwotnych" dogmatów i zasad wiary katolickiej uważam, że Kościół od początku swego istnienia ewoluował i nadal powinien to robić. A teraz skostniał i stoi w miejscu. Dotyczy to chociażby rozwodów, antykoncepcji, in vitro......skoro mógł np. zaakceptować transfuzje krwi, przeszczepy organów dla ratowania życia to te powyższe tematy są następne w kolejce. Bo rzeczywistość jest już teraz z goła inna. A ślepe-dosłowne czytanie Ksiąg prowadzi do fanatyzmu - jak w przypadku chocby Islamu.

Osobny temat to księża ich (niektórych) pazerność, niewłaściwe zachowania, związki na boku, ferment w najwyższych władzach kościelnych.......no ale w wierze to nie oni są najważniejsi. Dlatego tak wielu ludzi "obraża" się na Kościół właśnie przez kapłanów, złych kapłanów.

Po ślubie kościelnym i urodzeniu F. trochę "zarzuciłam" niedzielne msze, zostały tylko te odświętne ale teraz staramy się to zmienić. F. jest ochrzony i będzie przyjęty. Potem sobie zadecyduje.

Wierzę, żyję (staram się) żyć w zgodzie z wiarą katolicką, i te zasady przekazuję swojemu dziecku. Nie ze wszystkim się zgadzam ale dotyczy to głównie skostniałych zasad dyktowanych przez następców Św. Piotra na ziemi i postępowania księży.
Jeśli trafi się na dobra parafię (teraz takiej nie mam) to i na msze się chętnie chodzi.
Kiedyś jeszcze w domu rodzinnym chodziłam na msze akademickie. To było coś. Żadnych farmazonów, Ojca Rydzyka, moralizatorstwa. Kościół zawsze do full wypełniony był.
No i tak powinno być wszędzie ale mam wrażenie, że albo wierni nie potrafią stanowczo powiedzieć NIE takim zachowaniom albo wiekszość z nich to takie bezwolne owieczki.....a kościół lubi taki sterowalny tłum :-(Może nasze pokolenie jak się zestarzeje to coś zmieni, bo jestesmy bardziej "wyzwoleni" w kwestii wiary.....no chyba, że staniemy się babinkami w moherowych beretach ;-).

Mi osobiście nie przeszkadza, kto jakiej jest wiary lub nie wiary. Nie zaakceptowałabym tylko takiej, która "nakazuje" robic krzywdę i zło w jej imię. Znam osobiście Jehowych, ateistów........bardzo porządni ludzie, nie indoktrynują " na swoją" stronę Mocy :happy:. Ważne kto jakim jest człowiekiem i czy postępuje etycznie, bo zasady te są wspólne dla wszystkich religii. A te dodatkowe "warunki" są tylko dodatkowe i albo ktoś wierzy i się z tym zgadza albo nie.
Jedyny ich problem, że w naszym kraju 96 % deklaruje się katolikami a wiadomo jak jest. I potem "patrzą" na innowierców jak na kosmitów, kiedy np. ich dziecko nie chodzi na religię lub na msze.
 
Do góry