L
Lucky
Gość
Moje życie zaczęło się w połowie stycznia, nikt nawet nie wiedział o moim istnieniu. Zrobiłem rodzicom małą niespodziankę, mama na początku była przerażona moim nadejściem, a tata był zachwycony tą wiadomością. W 3 tygodniu mojego życia bawiłem się u rodziców na weselu, a mamusia nawet nie wiedziała, że nosi taką małą istotkę pod sercem. Byłem grzecznym dzieckiem od samego początku, nie przeszkadzałem mamie, spokojnie rozwijając się w jej brzuszku. Nie zakłócali mi spokoju, aż do 25 lutego kiedy podglądali mnie, miałem wtedy 6.4 mm
Taka ze mnie była słodka fasolka. W tym czasie rodzice dostarczyli mi ogromną dawkę miłości, czułem, że cieszą się mną.
I tak rosłem z dnia na dzień. Rodzice znów postanowili mnie podejrzeć 23 marca, wtedy to już byłem dużą dzidzią, miałem rączki i nóżki, ale na razie wystarczy tego podglądania. Moje mieszkanko znacznie się pomniejszyło, czułem się o wiele bardziej ściśnięty, choć było mi cieplutko i czułem się w nim bezpiecznie.
Uwielbiałem jak mama mnie kołysała, tak dobrze mi się zasypiało, a wieczorami mogłem trochę poskakać, żeby nie dać o sobie zapomnieć rodzicom. I jeszcze nie zapomnę tego głaskania mojego mieszkanka i mówienia przez tatę słodkich słówek. Mój spokój zakłócała czasem muzyka słuchana przez tatę, ale z biegiem czasu przyzwyczaiłem się do tego, a wręcz polubiłem.
Wreszcie nadszedł czas 23 maja na kolejne podglądanie mnie przez rodziców. Tym razem tatuś nagrywał wszystko na kamerę, po przyjeździe do domu pokazali nagranie wszystkim domowinką, chwaląc się mną. Poczułem się najszczęśliwszy na świecie. Chcieli także zobaczyć co mam między nóżkami, ale nie ma tak dobrze, ścisnąłem mocno nogi, pomachałem rączką i odwróciłem się pokazując swój kuperek. Koniec oglądania, popatrzyli sobie trochę na mnie, wiem, że dodałem im tym wiele radości.
Później słyszałem jak mama z tatą sprzeczali się czy jestem chłopcem czy dziewczynką, a nich się zastanawiają. Od niedawna moje mieszkanko zrobiło się pokaźniejsze, w końcu ja też już byłem dużym dzieckiem i potrzebowałem troszkę miejsca. Pamiętam jak mama pierwszy raz usłyszała moje serduszko, czułem, że jej serce zaczęło natychmiast mocniej bić.
Byłem najważniejszy na świecie do momentu kiedy moi rodzice kupili sobie psa. Poświęcali mi mniej czasu, a ten śierściuch skakał po moim mieszkanku zakłócając mi spokój. Od czasu do czasu musiałem mamie sprzedać kopniaka, żeby o mnie sobie przypomniała. W ostatnim czasie tata zaczął częściej do mnie mówić, a ja nie mogłem mu odpowiedzieć więc kopałem w brzuszek., aż podskakiwał. Pamiętam dzień w którym rodzice postanowili wyjechać ze mną na wakacje i musze powiedzieć, że ten pomysł całkiem mi się spodobał. Żeby nie przemęczyć się za bardzo podróżą przespałem wraz z mamą prawie całą drogę. Obudziłem się jak byliśmy już na miejscu, zupełnie wypoczęty i wyspany. Rodzice zabrali mnie na spacerek na plażę. Raz mama wskoczyła do wody i zmoczyła cały mój domek, było strasznie zimno ale wiedziałem, że w ten sposób może się odprężyć. Drogę powrotną wspominam o wiele gorzej, bo strasznie trzęsło, nie mogłem spać ani ja ani mama.
I nadszedł czas na kolejne podglądanie 5 sierpnia. Słyszałem jak rodzice dzień wcześniej dyskutowali, że wreszcie poznają płeć, ale się pomylili, bo znowu ścisnąłem nóżki. Zrobili mi 3 zdjęcia i mówili, że jestem podobny do taty. Podobno odziedziczyłem po nim kształt główki i nosek.
Hmmm a co będę miał po mamie??? Zrobiłem im jeszcze jedna niespodziankę ułożyłem się główką do góry, bo tak jest mi o wiele wygodniej.
W ostatnim czasie mama zaczęła przygotowywać dla mnie wyprawkę, aby mi niczego nie zabrakło, gdy przyjdę na świat. Musze wam powiedzieć, że mam całkiem głośno w tym brzuszku, słyszę bijące serduszko mamy i jej czuły głos przemawiający do mnie.
W końcu nadszedł kres kłótni rodziców na temat mojej płci. Nastąpiło to 2 września, czułam napięcie mamy, oczekującej na werdykt lekarza. Ale nie ma tak szybko najpierw trzeba mnie pomierzyć. Po wymierzeniu lekarz oznajmił, że ważę już 2441 g i jestem zupełnie zdrowa. Tatę i tak to nie uspokoiło, ciągle wypytywał o płeć. Nadeszła w końcu wielka chwila, wyjawił prawdę, którą ukrywałam tak długo, iż jestem dziewczynką. Czułam, ze mama jak by mogła to by skakała z radości. Porobili mi jeszcze kilka fotek , poczym szczęśliwi wróciliśmy do domu.
Od tego czasu minął prawie miesiąc, jestem już dużym i silnym dzieckiem, ale nie zamierzam jeszcze przyjść na świat. W brzuchu jest mi dobrze i przytulnie, trochę ciasno, ale da się wytrzymać. Nawet mam zabawkę, opiszę wam ją dokładnie, jest to taki jak gdyby kabel telefoniczny, na zewnątrz mówią na to pępowina.
Strasznie dobrze mi w tym brzuszku u mamusi, wcale nie chcę wychodzić, choć już czas na mnie.
Mama jeździ ze mną co drugi dzień do szpitala, żeby posłuchać mojego serduszka i zobaczyć czy nie pojawiły się żadne skurczyki, ale ja jestem uparta i wcale nie śpieszy mi się do wyjścia.
Teraz często mnie podglądają w brzuszku, lekarz już trzykrotnie potwierdził, ze jestem dziewczynką.
Aż w końcu we wtorek pojechałam z mamą i tatą do szpitala. Najpierw mama dała dokumenty, potem się przebrała i na końcu zmierzyli jej miednicę, żeby sprawdzić, czy dam
radę się przedostać na zewnątrz,
a potem wysłali nas na salę porodową.
Rodzice byli już maksymalnie podekscytowani. Gdy byliśmy już na górze podłączyli KTG, a następnie kroplówkę, abym wreszcie wyszła z brzuszka. Pani położna zgasiła światełko i tak w romantycznym klimacie siedziałam sobie z mamą
i tatą. Na szczęście nie udało im się wywołać skurczy, co oznaczało dzień dłużej siedzenia dla mnie w brzuszku. Przyszedł lekarz i doszedł do wniosku, że nie ma co mamy męczyć i wysłali ją spać. Jeszcze trochę poczekałyśmy z tatą, aż przyjedzie po niego wujek i przywiezie nam jedzonko. Była już godzina 23 a mama wraz ze mną opychała się hamburgerem z Mc Donalda. Potem mama poszła na salę i plotkowała sobie o mnie z taką Panią.
Wstałyśmy o 7, a już o 7.30 zabrali nas na salę porodową i znów podłączyli tą okropną kroplówkę i podłączyli KTG, aby posłuchać mojego serduszka. Następnie mama zadzwoniła po tatę i powiedziała, ze może się powoli zbierać do nas. W między czasie spacerowałam sobie z mamą po korytarzu i słuchałyśmy jak krzyczą moi koledzy. Zrobiłam się głodna, mama chyba też, bo strasznie jej burczało w brzuszku, ale na szczęście tata nam przemycił batonika,
którego skonsumowałyśmy w toalecie. Potem poszłyśmy na salę i znowu mi podłączyli aparat, aby posłuchać serduszka.
Przed wyjściem postanowiłam sobie pospać, ale mi nie dawali, ciągle przychodziła Pani położna i potrząsała moim mieszkankiem. Mama już dostała chyba z 5 dawek oksytocyny, lecz ja byłam twarda i nadal nie chciałam wyjść i szły te dawki dalej i dalej.
W końcu przyszła Pani doktor i oznajmiła, że koniec zabawy, oj wtedy to się zaczęłam bać. O godzinie 14.05 przebili moje mieszkanko, zaczęło mi się
robić coraz ciaśniej.
Po tym zabiegu mamusia miała skurcze już co minutę, oj strasznie krzyczała. Następnie przyszłą Pani położna i powiedziała, że mama może dostać już znieczulenie, w między czasie wstrzyknęli jej jakiś narkotyk, po który zrobiła się nieco bardziej wesoła. Po godzinie przyszedł przesympatyczny Pan anestezjolog i zabrała się do swojej brudnej roboty. I wcale mamie nie chciał podać znieczulenie, bo mówił, że nieprawidłowo oddycha. Następnie mama położyła się na boczku i mocno ścisnęła rękę taty. Po podaniu znieczulenia mama zdecydowanie lepiej się czuła, co półtorej godziny tatuś biegał po lekarza, aby podał kolejną dawkę znieczulenia. Była jeszcze długa droga przede mną, a mamusia już bardzo nafaszerowana oksytocyną. O 20 zaczęły pojawiać się delikatne Skórcze parte i przynieśli nam piłeczkę. Pani położna się z mamusi śmiała, bo skakała bardzo nerwowo, a ja myślałam, ze mi zaraz główkę urwie. O 21 podłączyli znowu KTG, moje serduszko pracowało prawidłowo,
a skurcze były już bardzo mocne. Mamusia zdążyła jeszcze zrobić siusiu i powiedziała tacie, żeby pobiegł po Panią położną, bo zaczyna rodzić. Wtedy wiedziałam, że zostały mi ostatnie minutki w brzuszku. Szybko przybiegł lekarz, położna i ktoś tam jeszcze, zrobiło się wielki zamieszanie. Rozmontowali łóżko, wzięli mamie nogi no góry i zaczęła przeć, ale to było okropne uczucie jak mnie wypychała. Mama krzyczała, że nie da rady, ale lekarz ciągle odpowiadał na to: Beata dasz radę, szybko nabierz powietrze i przemy…i przemy i przemy. Mama krzyczała w niebogłosy, aż podobno było ją słychać na oddziale noworodkowym. Nadeszły ostatnie trzy pchnięcia no i ciach nożyczkami. W ciągu kilku sekund wydostałam się na zewnątrz, głośno krzyczałam, widziałam kilka głów pochylonych nade mną, położyli mnie na brzuszku mamusi. Tatuś przeszczęśliwy stał obok nas i mama też byłą chyba najszczęśliwsza na świecie. Nie powiem w brzuszku jest super, ale na zewnątrz też nie jest źle.
Wreszcie ujrzałam moich rodziców, a oni mnie, była to taka cudowna chwila. Personel zajął się badaniem mnie, a tatuś pstrykał zdjęcia, jedno po drugim. Potem mnie zważyli i zmierzyli, ważyłam 3635 grami i miałam 56 cm długości. Następnie ubrali i wysłali z tatusiem na spacer, żeby mama mogła sobie troszkę odpocząć. Tata mnie pokazał babci, wujkowi i cioci. Niestety zabrali mnie od mamusi na całą noc i przywieźli do niej dopiero rano, ale musze to zrozumieć, bo w końcu strasznie wyczerpana była. Z rana przyjechał do mnie też tata i kupił mamusi bukiecik różyczek. Byliśmy razem teraz wszyscy we trójkę, bardzo szczęśliwi. Na Sali na której byłam z mamą były jeszcze dwie koleżanki i jeden kolega, strasznie krzyczały w nocy, ale ja też nie dawałam im pospać. Teraz przyszła pora na odwiedziny, przyjechała do mnie babcia, potem ciocia. Po trzech dniach spędzonych w szpitalu wreszcie nas wypuścili z stamtąd do domku. Opatulili mnie, przykryli kocykiem, włożyli w fotelik i jazda do domku. Czekała na mnie tam urządzony cieplusi pokoik i inni domownicy. Nawet Doxa się ucieszyła na nasz widok, tylko była trochę o mnie zazdrosna, ale to jej już przeszło. I od tego czasu zaczęłam koncertować rodzicą po nocach, mama to mnie nawet nazywała małą terrorystką. Teraz jest coraz lepiej, trzeba przyznać, że trochę więcej śpię i mamusia z tatusiem mogą troszkę odpocząć, ale nie za dużo.
Taka ze mnie była słodka fasolka. W tym czasie rodzice dostarczyli mi ogromną dawkę miłości, czułem, że cieszą się mną.
I tak rosłem z dnia na dzień. Rodzice znów postanowili mnie podejrzeć 23 marca, wtedy to już byłem dużą dzidzią, miałem rączki i nóżki, ale na razie wystarczy tego podglądania. Moje mieszkanko znacznie się pomniejszyło, czułem się o wiele bardziej ściśnięty, choć było mi cieplutko i czułem się w nim bezpiecznie.
Uwielbiałem jak mama mnie kołysała, tak dobrze mi się zasypiało, a wieczorami mogłem trochę poskakać, żeby nie dać o sobie zapomnieć rodzicom. I jeszcze nie zapomnę tego głaskania mojego mieszkanka i mówienia przez tatę słodkich słówek. Mój spokój zakłócała czasem muzyka słuchana przez tatę, ale z biegiem czasu przyzwyczaiłem się do tego, a wręcz polubiłem.
Wreszcie nadszedł czas 23 maja na kolejne podglądanie mnie przez rodziców. Tym razem tatuś nagrywał wszystko na kamerę, po przyjeździe do domu pokazali nagranie wszystkim domowinką, chwaląc się mną. Poczułem się najszczęśliwszy na świecie. Chcieli także zobaczyć co mam między nóżkami, ale nie ma tak dobrze, ścisnąłem mocno nogi, pomachałem rączką i odwróciłem się pokazując swój kuperek. Koniec oglądania, popatrzyli sobie trochę na mnie, wiem, że dodałem im tym wiele radości.
Później słyszałem jak mama z tatą sprzeczali się czy jestem chłopcem czy dziewczynką, a nich się zastanawiają. Od niedawna moje mieszkanko zrobiło się pokaźniejsze, w końcu ja też już byłem dużym dzieckiem i potrzebowałem troszkę miejsca. Pamiętam jak mama pierwszy raz usłyszała moje serduszko, czułem, że jej serce zaczęło natychmiast mocniej bić.
Byłem najważniejszy na świecie do momentu kiedy moi rodzice kupili sobie psa. Poświęcali mi mniej czasu, a ten śierściuch skakał po moim mieszkanku zakłócając mi spokój. Od czasu do czasu musiałem mamie sprzedać kopniaka, żeby o mnie sobie przypomniała. W ostatnim czasie tata zaczął częściej do mnie mówić, a ja nie mogłem mu odpowiedzieć więc kopałem w brzuszek., aż podskakiwał. Pamiętam dzień w którym rodzice postanowili wyjechać ze mną na wakacje i musze powiedzieć, że ten pomysł całkiem mi się spodobał. Żeby nie przemęczyć się za bardzo podróżą przespałem wraz z mamą prawie całą drogę. Obudziłem się jak byliśmy już na miejscu, zupełnie wypoczęty i wyspany. Rodzice zabrali mnie na spacerek na plażę. Raz mama wskoczyła do wody i zmoczyła cały mój domek, było strasznie zimno ale wiedziałem, że w ten sposób może się odprężyć. Drogę powrotną wspominam o wiele gorzej, bo strasznie trzęsło, nie mogłem spać ani ja ani mama.
I nadszedł czas na kolejne podglądanie 5 sierpnia. Słyszałem jak rodzice dzień wcześniej dyskutowali, że wreszcie poznają płeć, ale się pomylili, bo znowu ścisnąłem nóżki. Zrobili mi 3 zdjęcia i mówili, że jestem podobny do taty. Podobno odziedziczyłem po nim kształt główki i nosek.
Hmmm a co będę miał po mamie??? Zrobiłem im jeszcze jedna niespodziankę ułożyłem się główką do góry, bo tak jest mi o wiele wygodniej.
W ostatnim czasie mama zaczęła przygotowywać dla mnie wyprawkę, aby mi niczego nie zabrakło, gdy przyjdę na świat. Musze wam powiedzieć, że mam całkiem głośno w tym brzuszku, słyszę bijące serduszko mamy i jej czuły głos przemawiający do mnie.
W końcu nadszedł kres kłótni rodziców na temat mojej płci. Nastąpiło to 2 września, czułam napięcie mamy, oczekującej na werdykt lekarza. Ale nie ma tak szybko najpierw trzeba mnie pomierzyć. Po wymierzeniu lekarz oznajmił, że ważę już 2441 g i jestem zupełnie zdrowa. Tatę i tak to nie uspokoiło, ciągle wypytywał o płeć. Nadeszła w końcu wielka chwila, wyjawił prawdę, którą ukrywałam tak długo, iż jestem dziewczynką. Czułam, ze mama jak by mogła to by skakała z radości. Porobili mi jeszcze kilka fotek , poczym szczęśliwi wróciliśmy do domu.
Od tego czasu minął prawie miesiąc, jestem już dużym i silnym dzieckiem, ale nie zamierzam jeszcze przyjść na świat. W brzuchu jest mi dobrze i przytulnie, trochę ciasno, ale da się wytrzymać. Nawet mam zabawkę, opiszę wam ją dokładnie, jest to taki jak gdyby kabel telefoniczny, na zewnątrz mówią na to pępowina.
Strasznie dobrze mi w tym brzuszku u mamusi, wcale nie chcę wychodzić, choć już czas na mnie.
Mama jeździ ze mną co drugi dzień do szpitala, żeby posłuchać mojego serduszka i zobaczyć czy nie pojawiły się żadne skurczyki, ale ja jestem uparta i wcale nie śpieszy mi się do wyjścia.
Teraz często mnie podglądają w brzuszku, lekarz już trzykrotnie potwierdził, ze jestem dziewczynką.
Aż w końcu we wtorek pojechałam z mamą i tatą do szpitala. Najpierw mama dała dokumenty, potem się przebrała i na końcu zmierzyli jej miednicę, żeby sprawdzić, czy dam
radę się przedostać na zewnątrz,
a potem wysłali nas na salę porodową.
Rodzice byli już maksymalnie podekscytowani. Gdy byliśmy już na górze podłączyli KTG, a następnie kroplówkę, abym wreszcie wyszła z brzuszka. Pani położna zgasiła światełko i tak w romantycznym klimacie siedziałam sobie z mamą
i tatą. Na szczęście nie udało im się wywołać skurczy, co oznaczało dzień dłużej siedzenia dla mnie w brzuszku. Przyszedł lekarz i doszedł do wniosku, że nie ma co mamy męczyć i wysłali ją spać. Jeszcze trochę poczekałyśmy z tatą, aż przyjedzie po niego wujek i przywiezie nam jedzonko. Była już godzina 23 a mama wraz ze mną opychała się hamburgerem z Mc Donalda. Potem mama poszła na salę i plotkowała sobie o mnie z taką Panią.
Wstałyśmy o 7, a już o 7.30 zabrali nas na salę porodową i znów podłączyli tą okropną kroplówkę i podłączyli KTG, aby posłuchać mojego serduszka. Następnie mama zadzwoniła po tatę i powiedziała, ze może się powoli zbierać do nas. W między czasie spacerowałam sobie z mamą po korytarzu i słuchałyśmy jak krzyczą moi koledzy. Zrobiłam się głodna, mama chyba też, bo strasznie jej burczało w brzuszku, ale na szczęście tata nam przemycił batonika,
którego skonsumowałyśmy w toalecie. Potem poszłyśmy na salę i znowu mi podłączyli aparat, aby posłuchać serduszka.
Przed wyjściem postanowiłam sobie pospać, ale mi nie dawali, ciągle przychodziła Pani położna i potrząsała moim mieszkankiem. Mama już dostała chyba z 5 dawek oksytocyny, lecz ja byłam twarda i nadal nie chciałam wyjść i szły te dawki dalej i dalej.
W końcu przyszła Pani doktor i oznajmiła, że koniec zabawy, oj wtedy to się zaczęłam bać. O godzinie 14.05 przebili moje mieszkanko, zaczęło mi się
robić coraz ciaśniej.
Po tym zabiegu mamusia miała skurcze już co minutę, oj strasznie krzyczała. Następnie przyszłą Pani położna i powiedziała, że mama może dostać już znieczulenie, w między czasie wstrzyknęli jej jakiś narkotyk, po który zrobiła się nieco bardziej wesoła. Po godzinie przyszedł przesympatyczny Pan anestezjolog i zabrała się do swojej brudnej roboty. I wcale mamie nie chciał podać znieczulenie, bo mówił, że nieprawidłowo oddycha. Następnie mama położyła się na boczku i mocno ścisnęła rękę taty. Po podaniu znieczulenia mama zdecydowanie lepiej się czuła, co półtorej godziny tatuś biegał po lekarza, aby podał kolejną dawkę znieczulenia. Była jeszcze długa droga przede mną, a mamusia już bardzo nafaszerowana oksytocyną. O 20 zaczęły pojawiać się delikatne Skórcze parte i przynieśli nam piłeczkę. Pani położna się z mamusi śmiała, bo skakała bardzo nerwowo, a ja myślałam, ze mi zaraz główkę urwie. O 21 podłączyli znowu KTG, moje serduszko pracowało prawidłowo,
a skurcze były już bardzo mocne. Mamusia zdążyła jeszcze zrobić siusiu i powiedziała tacie, żeby pobiegł po Panią położną, bo zaczyna rodzić. Wtedy wiedziałam, że zostały mi ostatnie minutki w brzuszku. Szybko przybiegł lekarz, położna i ktoś tam jeszcze, zrobiło się wielki zamieszanie. Rozmontowali łóżko, wzięli mamie nogi no góry i zaczęła przeć, ale to było okropne uczucie jak mnie wypychała. Mama krzyczała, że nie da rady, ale lekarz ciągle odpowiadał na to: Beata dasz radę, szybko nabierz powietrze i przemy…i przemy i przemy. Mama krzyczała w niebogłosy, aż podobno było ją słychać na oddziale noworodkowym. Nadeszły ostatnie trzy pchnięcia no i ciach nożyczkami. W ciągu kilku sekund wydostałam się na zewnątrz, głośno krzyczałam, widziałam kilka głów pochylonych nade mną, położyli mnie na brzuszku mamusi. Tatuś przeszczęśliwy stał obok nas i mama też byłą chyba najszczęśliwsza na świecie. Nie powiem w brzuszku jest super, ale na zewnątrz też nie jest źle.
Wreszcie ujrzałam moich rodziców, a oni mnie, była to taka cudowna chwila. Personel zajął się badaniem mnie, a tatuś pstrykał zdjęcia, jedno po drugim. Potem mnie zważyli i zmierzyli, ważyłam 3635 grami i miałam 56 cm długości. Następnie ubrali i wysłali z tatusiem na spacer, żeby mama mogła sobie troszkę odpocząć. Tata mnie pokazał babci, wujkowi i cioci. Niestety zabrali mnie od mamusi na całą noc i przywieźli do niej dopiero rano, ale musze to zrozumieć, bo w końcu strasznie wyczerpana była. Z rana przyjechał do mnie też tata i kupił mamusi bukiecik różyczek. Byliśmy razem teraz wszyscy we trójkę, bardzo szczęśliwi. Na Sali na której byłam z mamą były jeszcze dwie koleżanki i jeden kolega, strasznie krzyczały w nocy, ale ja też nie dawałam im pospać. Teraz przyszła pora na odwiedziny, przyjechała do mnie babcia, potem ciocia. Po trzech dniach spędzonych w szpitalu wreszcie nas wypuścili z stamtąd do domku. Opatulili mnie, przykryli kocykiem, włożyli w fotelik i jazda do domku. Czekała na mnie tam urządzony cieplusi pokoik i inni domownicy. Nawet Doxa się ucieszyła na nasz widok, tylko była trochę o mnie zazdrosna, ale to jej już przeszło. I od tego czasu zaczęłam koncertować rodzicą po nocach, mama to mnie nawet nazywała małą terrorystką. Teraz jest coraz lepiej, trzeba przyznać, że trochę więcej śpię i mamusia z tatusiem mogą troszkę odpocząć, ale nie za dużo.