A ja, moje drogie, nie mam za kolorowo. Miałam 3 dniowy wypad do rodziców, gdzie ostatni dzień skończył się w szpitalu. Zaczęłam mocniej plamić (wcześniej miałam kawa z mlekiem sluz). Zbadana w tą wewtą (betę też miałam robione przed badaniem, ale wybaczcie, zapomniałam przez ten stres się spytać ile wynosila) i jest ogólnie dobrze (na dzien dzisiejszy).
5tc, pecherzyk w macicy, który ma 7,2mm. Krew nie jest krwią do stresowania się, bo to jest hmm, zapomniałam przez ten stres, jak dokładnie nazwał ją ginekolog. Ogólnie jest ok, ale mam leżeć i czekać na swoją umówiona wizytę, chyba że będzie się coś gorzej działo, to do szpitala ponownie.
Ogólnie, to brzuch boli jak na @, gdzie gin mówił, że to normalny bol. Tak samo w dole plecy. Sutki, nie tykać lepiej. Sikac to bym mogla non stop. Śpiąca, osłabiona jakaś jestem. Apetyt mam, ale, jak za dużo zjem, to mdli mnie. Nerwowa również jestem, mąż mnie denerwuje, kłótnie przez co też są, a teraz jeszcze ten stres z plamieniami. A dajcie spokój, tak jak się cieszyłam z ciazy, tak teraz nie wiem, co mam myśleć
Cóż, czekam na wizytę czy będzie zarodek...