chmurka, a próbowałaś dawać mu do wyboru dwie "dobre" rzeczy - Zosia wielu rzeczy jeść nie może, więc mamy niezłą gimnastykę z jedzeniem - chociaż nie moge narzekać na dziecko, bo niejadkiem nie jest...
wiec od zawsze daję jej wybór - co chcesz na śniadanie - serek kozi czy szyneczkę? nie? to moze jogurt? jabłko? płatki kukurydziane z nutramigenem (ohyda)... staram się nie proponować słodkich rzeczy... zwykle Zoisia coś wybiera... albo sama mówi, ze np. chce robić koreczki, to robimy i potem zajada...
jak mówi, ze chce cgrupki albo bułę samą, to jej mówię, ze najpierw trzeba zjeść coś innego (tu daje wybór) a jak póxniej będzie chciała to dostanie... zwykle wtedy skubnie skórkę bułki albo kilka chrupek kukurydzianych i tyle....a próbowałas maliny mrozone? gruszki?
kurcze, my zjednej strony mamy łatwiej, bo po prostu nie mozemy jej dac chipsów, ciastek czy danio,a Zosai jak dostaje cos nowego to jest w siódmym niebie, ale z drugiej strony nie pije mleka, nabiał tylko kozi, bardzo powoli wprowadzamy łososia (bo nadal ją lekko "sra" po zjedzeniu, no ale w testach nie wyszło wiec próbujemy tak raz na miesiąc), nie je jajek, pomidorów, selera, makaronu jajecznego (tez bardzo powolutku wprowadzamy), drobiu, cielęciny, wołowiny, bardzo mało fasoli i grochu (jeszcze zołądek nie daje rany - ale dajemy po kilka ziaren zawsze jak jemy), nie lubi żadnych klusek, nalesników, placków (no, ich smak pozostawia wiele do zyczenia, albo bez jajek albo na nutrasyfie), praktycznie nie je smażonego nic (też jeszcze kończy sie bólem brzucha, ale też powolutku próbujemy na oliwie cos tam smażyć, troszke mięska albo placka ziemianczanego)...
ze słodyczy je tylko galaretki owocowe (wiem, wiem cytrynko, mega "zdrowe", ale to naprawdę jedyne co ona je słodkiego) i od wielkiego święta np. pół biszkopta (jak są w domu, a są rzadko) testujemy, kawalatek jakiegoś herbatnika czy ciastka (ale dosłownie kawalątek - to jest czubek łyżeczki samego ciasta bez żadnej masy itp.)... za to dostaje od czasu do czasu junior safari skawińskie, ale i tak za każdym razem jak pyta czy moze, to ja najpierw proponuję jabłko surowe albo gotowane z kompotu i z reguły nie odmawia...
na obiad dajemy ryz, ziemniaki, kasze gryczaną, makaron bezjajeczny, czasem jajeczny (nie lubiła najpierw, ale dałam jej z jabłkami uduszonymi i zaczęła jeść), teraz już sma czasem chce do zupki
próbowałaś marchewke z jabłkiem tartym? ogórka kiszonego? kapustę kiszona (surówkę, jak nie jest gorzka czy słona za bardzo, to bardzo drobniutko siekam i zjada trochę), kisimy barszcz czerwony, robimy soki z marchewki... rózne rzczey - co wpadnie do głowy... albo spóbuj upiec w domu kawałek dobrego mięska i takie dać? my pieczemy (np. w rękawie - jagniecinę, wieprzowinę) albo robimy takie mielone w tych srebrnych "brytfankach" z folii i takie daje jako mięsko czy do obiadu czy na śniadanie i kolację...
parówek nie jemy również i my, wiec dziecko też nie... dawałam jej przez kilka tygodni z Sokołowa te niby 90% szynki (bo chciałam urozmaicić niby śniadania), ale jak nie bardzo chciała, to po co ją uczyć... potem będzie jesc te syfne...
nie wiem co jeszcze doradzić...
robię jej też czasami "ciepły" chlebuś - tzn. zwykły chleb wrzucam sam, czysty do tostera i ma radochę
czasem sobie życzy kanapki, to jej kroję chleb, smaruję serkiem kozim a resztę dodatków sama sobie wybiera (szczypiorek, ogórek, rzodkiewka, wędlina, a czasem np. serek zółty kozi na serek biały kozi
)
a suche bułki tez mi potrafi ściagnać z kaloryfera....
ale ogólnie nie odrzuca jakoś specjalnie żadnego produktu... no fakt, ze szpinaku jej mało daje, bo sama mam awersje poprzedszkolną - zielona breja na talerzu nadal śni mi sie po nocach
tak jak i mleko z masłem i czosnkiem i centymetrowym kozuchem - do tej pory wymiotuję na sam widok - autentycznie...)
zresztą, jak ona cos odrzuca, to naprawdę znaczy że jej szkodzi - tylko dwa razy coś w nią wmusiłam i zawsze kończyło się mega wysypką,a arz oomal nie szpitalem, dobrze ze sąsiadka mojej mamy to pielęgniarka i wpakowała jej steryd, bo juz byliśmy spakowani do szpitala i z adrenalina w strzykawce w ręce... tak spuchła... ale na szczęście zadziałało... bozesz, ryczałam chyba wtedy 3 godziny jak ze mnie adrenalina zeszła....