Ola, ja wiem, że on ma stuprocentową rację, bo jeśli wydam wszystkie "rezerwowe" pieniądze, zostanę z pięcioma dychami na chleb, a kasa przecież ZAWSZE musi być w domu na tzw. "w razie czego". Po ostatnich zimach, kiedy nie mieliśmy nawet stówy rezerwy, doskonale go rozumiem, ale z drugiej strony trudno jest mi nie panikować, bo wydatków jeszcze dużo, a czasu coraz mniej. Wszystkie robicie zakupy dla maluchów, a ja jestem zablokowana. Wolałabym kupować stopniowo, a on ma takie podejście, że pójdzie raz i kupi wszystko za jednym zamachem - to nie sprawia mi frajdy :-( Wiem też, że kocha mnie najmocniej na świecie i stara się SZALENIE, ale szlag mnie trafia, gdy słyszę, że musi kupić tarcze i klocki do samochodu, a ja się MUSZĘ wstrzymać z rzeczami dla Mateusza
Chmurka, mam tradycyjne podejście do tej kwestii i nie wiem, czy to zarzut z Twojej strony, czy nie

I absolutnie nie chodzi tu o to, że ja sobie siedzę i czekam na pieniądze, bo coś tam udaje mi się zawsze dorobić dzięki temu, czym się zajmuję (wściekła jestem, że z moją pracą wyszło tak, że musiałam ją zakończyć), ale... a, kurde, nie wiem już sama, o co mi chodzi.