Dusia trzymam kciuki za Twojego męża! &&&&&&
[FONT=&]U mnie od poniedziałku niezbyt dobrze się czułam. Już w drodze dyentyst pobolewał mnie brzuch, ale po wyjściu to myślałam, że ja zaraz urodzę. Maleństwo tak się mocno ruszało i czułam ucisk na szyjkę macicy, jak przed porodem. Wystraszyłam się strasznie. Może mi się szyjka skróciła i mała już w kanale rodnym sobie pływa, a ja jestem dopiero w połowie ciąży. Masakra. Tyle ostatnio stresów, mam nadzieję, że jeszcze nie rodzę. W domu Krzyś zaopiekował się Beatką, a mi kazał się zrelaksować i odpocząć. Usnęłam jak kamień, ale nadal dyskomfort w podbrzuszu taki, jakiego nie czułam już od końcówki tamtej ciąży. Strasznie się zaczęłam martwić. Przecież niczego nie dźwigałam, ciągle się staram, żeby nie zaszkodzić maleństwu. Dlaczego miałoby się już chcieć ewakuować? We wtorek sytuacja podobna. Maleństwo się kręci w brzuchu strasznie. Czuję takie silne kopniaki, jakby chciała się nóżkami przebić przez fałd brzuszny. Takiego efektu nie znałam. Beatka była dla mnie ledwo wyczuwalna, jej ruchy odczuwałam jako lekkie motylki, trochę jakby smyrała. Pierwsze, bardzo delikatne ruchy odczułam dopiero około 24 tygodnia ciąży, a tu jest wcześniej i tak silne, że jestem pod wrażeniem. Fakt, że ruchy tym razem poczułam już dobry miesiąc temu, ale nie aż takie. Dzwonię do przychodni, ale nie ma mojego lekarza i najbliższy termin wolny to ten, kiedy i tak już jestem zapisana czyli 24 października… Mam naprawdę cudownego męża, on zawsze jest mi największym wsparciem. Wszystko załatwił. Uruchomił znajomości i już w środę rano jedziemy na sygnale 60km od nas. Do lekarza, który nas przyjmuje po znajomości na cito. Okazuje się, że maleństwo jest w trakcie przekręcania się główką do dołu i obecnie jest ułożone w poprzek, co może powodować takie odczucia. Lekarz robi mi USG, wszystko jest w porządku, dziecko całe i zdrowe, fika sobie koziołki i czuje się dobrze. Potem mnie bada- szyjka długa, zamknięta. Nie ma powodu do obaw. Kamień spada mi z serca… tak strasznie się martwiłam. Jak zwykle jestem przewrażliwiona. Mój mąż to jest po prostu ideał mężczyzny. Wiem, że nigdy mnie nie zawiedzie, że zawsze mogę na niego liczyć i że zadba o swoją rodzinę, choćby się paliło i waliło. Tak bardzo go kocham… Dziś uświadomiłam sobie tak na poważnie po raz pierwszy, że drugie dziecko kocha się tak samo jak pierwsze. Nie ma podziału. Zrobiłabym dla tej małej kruszynki wszystko... Kiedyś się zastanawiałam, czy będę mogła pokochać drugie tak samo jak to pierwsze. Teraz nie mam już co do tego wątpliwości...[/FONT]
Annte, cały czas o Tobie myślę. Bardzo mnie poruszyła Twoja historia. Trzymaj się...