Hej
Chce tu Wam wyznac, że na glowę upadlam i sie chyba uszkodzilam... kupilismy dzialke i bede uprawiac ogrodek. Ja, ktora klinicznie wręcz nienawidziła jeździc na dzialke z rodzicami a 7 letnie życie na wsi wspomina jako swojego rodzaju koszmar
))
Znajomy nam temat zapodal, bo kupil dzialke i obok tez była do sprzedania i jak podal temat to zaczęlismy mysleć, a dlaczego nie
)) Zalety sa takie, ze ta dzialak jest oddalona o 3 minuty drogi od nas, czyli jakieś 200 m od bloku, jest ogrodzona, w tej chwili rosnie tam trawa (tzn, tak mysle, bo teraz tam jest snieg
), jest tam kilka drzewek i krzakow owocowych. Nie ma altanki, ale to nie problem, zważywszy, że jest tak blisko, no i jak połkniemy bakcyla to zawsze można kupic jakis mały domek - juz nawet patrzalam na takie gotowce
)
Tak wiec jak sie zrobi cieplej, to zamiast z mlodym na placu zabaw siedziec (ile mozna???) czy po betonie łazic pojdziemy sobie na trawke, ja cos pogrzebie a maly bedzie sie w trawie tarzal
) Pieknie brzmi, ciekawe jak nam wyjdzie
) Od razu powiem, ze jako takie pojecie o ogrodnictwie mam - rodzice mnie dzialka dosc dlugo nękali, w każdym razie wiem, że sadzi sie zielonym do gory i trzeba to podlewac. Licze na sasiadow emerytow, ze bedą mnie radą wspierac, no i z tego co moja kolezanka dzialkowiczka mowi, nawet nic nie trzeba kupowac, bo co i rusz jakieś dziadki jej cos do posadzenia przynoszą.
W sumie nie moge sie juz doczekac, zeby tam iść w cieple popołudnie