Cześć Wam kochane :-)
Piszę z doskoku. Wybaczcie, że nie czytam co u Was.
U nas niezly młyn. K kończy sprawy na uczelni więc nie ma go od rana do nocy, Wiku poszedł do "różanego" więc przynajmniej z nim jest spokój. Ale Igi rozchorował nam się na dobre. Dostał histerii w nocy z niedzieli na poniedziałek i darł się jakby go ze skóry obdzierano, nie wiedziałam co z nim zrobić, czy to brzuszek czy to głowa, czy to zęby...
Podałam mu panadol na ewentualny ból i zaskoczyło. Musiał płakać z bólu bo 15 minut później zasnął. Rano się okazało że ma gorączkę i gile koloru zgniły zielony, a więc nawrót kataru, tyle że z gorączką - zmierzyłam 38,2 stopni. Okazało się że Igor stracił głos od tego darcia się, wiecie, chce mi się płakać jak widzę że chce płakać a z jego gardełka wydobywa się ledwo słyszalny pisk. Serce mnie boli jak widzę jak się męczy. Jestem w kropce, bo ledwo skończył jeden antybiotyk, a wiem że jak pójdę z nim do lekarza to znowu dostanie następny. Nie chcę mu dawać antybiotyku. Po poprzednim dostał takiej biegunki ledwo mi się udało podleczyć jego jelitka preparatami prebiotycznymi. No i na co się to zdało? :-(
Dzisiaj jest o wiele lepiej, nie ma już gorączki, ładnie się bawi, nie jest taki apatyczny jak wczoraj, więc chyba kryzys już za nami. Dalej jednak nie ma głosu. Gile dalej są. Na razie go mocno i często oklepuję, wyciągam gile, wkrapiam mu kropelki z neomycyną i nawilżam powietrze z kropelkami olejku eukaliptusowego.
Wiecie co nam lekarka ostatnio powiedziała? Że powinniśmy wyjechać z Wrocławia, żeby dzieci troszkę nabrały odporności. Że inny klimat tutaj dużo zrobi. No i jedziemy nad morze, tylko to dopiero za miesiąc...
A ja dostałam mega migreny od tego wszystkiego. Nienawidzę tego, nie można ruszyć głową bo trzask w mózgu odbiera świadomość
i nawet jak się jedzie na przeciwbólowych to chce się rzygać
Aha, no i już nie karmię od 2 dni. Igi już odcycany.
Idę powiesić pranie.