Mamy rozwolnienie...Tz. Zuzia ma. Od tygodnia robiła rzadszą kupę, ale jedną. Dziś w ciągu 2 godzin (nad ranem) były 3, a jedna rzadsza od drugiej
Wczoraj u teściowej też zrobiła przez sen, ale teściowa w 2pokoju to nie czuła i ma pupę teraz w krostach...Ja poczułam i przewinęłam, ale pupa i tak nie za ładna mimo kremu i maści...Ciekawe od czego to rozwolnienie...Pewnie wirusowe jakieś, bo nic takiego nie jadła. Kupiłam Smectę i probiotyki (jak ja nie lubię wydawać kasy na leki), ale na razie spróbuję "zatwardzić" marchewką i ryżem. Jak jadła słoiczki, gdzie prawie w każdym marchew i ryż- nigdy nie miała rozwolnienia, a wręcz zatwardzenia, w związku z czym wyeliminowałam jej kasze mleczno-ryżowe ma rzecz manny i wielozbożowych (z mm).
W kwestii 2 dziecka...
To ja napiszę, dlaczego mieć nie chcę (nie wiem, czy kogoś to obchodzi, ale się uzewnętrznie, a co:-)
No więc dziecko to jednak nie jest na moje nerwy...Już przy jednym mam dość, a co dopiero z drugim...Wiem, że to dziecko,a dziecko się brudzi, bałagani itd. itp. ale nic nie poradzę na to, że coraz bardziej mnie to wkurza. Że nie ma czasu na czytanie książek, że cały dzień obiadki, zupki, itd. sprzątanie...Pewnie, że mogłabym odpuścić trochę np. w kwestii sprzątania, ale ja po prostu źle się czuję w bałaganie i syfie i nie jestem w stanie się pogodzić z tym, że teraz nie jest jak kiedyś- posprzątane raz i konkretnie i na parę dni z głowy. A teraz nie raz 5 razy zmiatam, wycieram, przecieram, zbieram bo szlak mnie trafia... Pewnie, gdybym pracowała, byłoby trochę inaczej, a tak...
Poza tym, właśnie kwestia pracy- i tak już wypadłam na prawie 2 lata z obiegu, nie mogę robić awansu, no i nie jako przez dziecko straciłam pracę... Także kolejne dziecko, w sytuacji nie pewnej przyszłości, z brakiem perspektyw na stałą umowę...Znów przechodzić przez to samo? Nie, dziękuję. Teraz podjęłam ryzyko ,wiedząc, że na stałą umowę mogę sobie czekać i czekać, ale niestety lata lecą.
Kolejny argument przeciw- finanse i brak warunków mieszkaniowych. Ja wiem, że niektórzy mają i 5 i jakoś żyją, ale mnie nie interesuje "jakoś". Nie chcę się martwić, zastanawiać, kalkulować ciągle...Że kurde jak dziecko zachoruje, ja muszę do dentysty itd. to skąd kasa jak ledwo co wystarcza na czynsz i życie.
Boję się też, że skoro teraz urodziłam zdrowe, ładne i mądre dziecko (nie ma jak skromność
to kolejne może być chore...Wiem, irracjonalny lęk, ale jest.
M nie nalega w kwestii 2. On podchodzi bardziej tak, że jak się z kasą poprawi, to fajnie by było mieć 2.
Co do rodzeństwa- mam brata, młodszego o 8 lat. Pewnie to kwestia różnicy wieku, tego, że to facet, który nie ma rodziny, że rodzice traktowali nas tak a nie inaczej (faworyzowali brata, bo młodszy), ale totalnie nie ma między nami więzi. Teraz mi obojętne, ale wcześniej przeszkadzało mi to, że mam rodzeństwo, w dodatku brata...Ja miałam swój pokój, swój świat. A jak chciałam towarzystwa- to ja sama decydowałam kiedy i i z kim.
Fakt, że może i łatwiej jak liczne rodzeństwo opiekować się rodzicami, ale u mojej mamy było 5 i różnie to bywało. Może to z winy babci, która wiecznie skłócała rodzeństwo? Faworyzowała raz 1 raz drugie, zależnie od jej widzi mi się.
Moja mama była teraz w szpitalu. Nie pojechałam. Nie miałam za co, a poza tym stan nie był ciężki...Może, gdybym miała z nią większą więź to na głowie bym stanęła i pojechała?...Może jestem egoistką?
Ja, jeśli dożyję momentu, kiedy nie będę w stanie sama się umyć, zrobić siku, itd. to chciałabym eutanazji. Tylko, nie dokonanej przez bliskich...
Może mi się kiedyś odmieni, ale w tej chwili wolę umrzeć, niż żyć jak roślina i obarczać innych ciężarem opieki na de mną.