Jeszcze musze sie przyznac do zaniedbania - tzn - zapomnialam napisac o wydarzeniu z weekendu, ktory zakonczyl sie wizyta na pogotowiu Jasia (niezla ze mnie wyrodna matka jak zapomnialam wam o tym napisac, ale jakos minal juz tydzien i gdzies ulecialo:sick: :sick: :sick: )
Otoz moj sportowiec spadl z ostatniego schodka u babci - nic by sie nie stalo gdyby nie parapet od okienka (cale zdarzenie mialo miejsce na takim polpieterku). Uderzyl o niego centralnie broda i ja rozcial - krew sie nawet ostro nie lala ale rana wygladala na dosc gleboka - wolalam nie ryzykowac i pojechalismy na pogotowie. A tam tlum innych sportowcow - glownie w obuwiu narciarskim
- przerazenie.
No i kolejny dramatyzm - udana matka wybiera sie w podroze z dzieckiem bez jego Peselu (jakos nie wpadlo mi do mojej inteligentnej glowki
ze moze byc potrzebny - teraz juz jest zapisany w odpowiednim miejscu
). Mila pani na recepcji przyjela nas - zobowiazlismy sie dostarczyc do 24 tej Pesel (zaangazowalam moja mame w wizyte w nasze krakowskie lokum i podanie peselu Jasia).
Kolejne zdziwienie - przyjecie nas w pierwszej kolejnosci
.
Jasio bardzo dzielnie zniosl dezynfekcje rany - troszke wkurzalo go jej zaklejanie - na szczescie okazalo sie ze nie beda szyc - za 2-3 dni sciagamy lepce i zobaczymy czy ranka sie goi - oby....
No i oczywiscie na tych schodach Jasio byl pod bacznym okiem mamusi
.
To chyba tyle co do pobytu w Zakopcu i poczynan swietnej mamusi - z jednym sobie dzieckiem nie radze, a drugie w drodze....