Ja nie mam blisko, w dodatku godziny odwiedzin takie, że O miał ciężko, ale i tak lepsze to niż szpitalne... Zwłaszcza jak ktoś jak ja jest wege... Na obiad np dostałam ziemniaki (bez soli, przypraw itd) i łyżkę jakiejś surówki/buraków /itd... (było mięso do tego, ale jak ktoś chciał bez mięsa, to było bez mięsa, ale drugiej łyżki jakiegoś warzywa już nie dostałam "w zamian"), na kolację to już w ogóle - chleb, rama w pojedynczych pojemniczkach, i np jakąś wędlina...
Miałam na stałe w szufladzie pokrojone warzywa do gryzienia (marchew, pietruszka, seler), coś zielonego, musztardę, chleb od mamy (piecze żytni na zakwasie... w szpitalu był taki nadmuchany marketowy...), i jakbym miała ochotę ze dwie pasty warzywne (gotowe, ale o przyzwoitym składzie - hummus, itd), do tego codziennie O przywoził owsiankę z bakaliami /owocami/itd, i jakieś inne warzywa i owoce, no i czasem coś ciepłego

i jakoś te 2 tygodnie przeżyłam...