Mam 30 lat i jestem w drugiej ciąży. Pierwsza niestety się nie powiodła
Moja aktualna historia zaczęła się, kiedy w 13 tygodniu ciąży zaczęłam krwawić. Lekarz w szpitalu powiedział, że macica napiera na szyjkę, przepisał leki (w tym antybiotyk, żeby nie doszło do zakażenia ciąży) i kazał leżeć + duphaston, nospa. Później wybrałam się z wizytą prywatną do innego lekarza, który stwierdził, że nie jest źle - łóżysko naciska na coś czego nazwy nie pamiętam (byłam kompletnie roztrzęsiona) a co znajduje się między macicą, a łożyskiem właśnie. Docelowo ta, nazwijmy ją tkanka, ma zniknąć/wchłonąć się w ciągu 3 tygodni i łożysko ma mieć więcej miejsca, a ja mogę wrócić do normalnego życia. To wszystko działo się w trakcie mojej wizyty u rodziców, a więc z dala od mojego lekarza prowadzącego ciążę, więc zaliczyłam niezły stres
i tak sobie czekam na to, aż mój książe przyjedzie po mnie na białym rumaku, zabierze z powrotem do domu, lekarz powie że już wszystko ok, a ja zrobię w końcu tych miliard rzeczy, które sobie zaplanowałam na słodki okres ciąży
p.s. dziękuję za miłe przyjęcie :*