Ja powiedziałam szefowi na rok przed ciążą, że będę starać się o dziecko. Wtedy nie miałam pewności czy już nie zaszłam w ciążę dlatego powiedziałam tak szybko. Myślę, że bardzo ważne jest wyczucie dobrego momentu. Ja byłam wtedy na wyjeździe służbowym i w luźniejszej atmosferze niż na co dzień w pracy, kiedy gonią terminy, mogłam z nim na spokojnie porozmawiać, dlatego powiedziałam o tym, że mogę być w ciąży, chociaż jeszcze było za wcześnie na pewność. To był po prostu właściwy moment. Szef wtedy powiedział, żebym może poczekała jeszcze z kilka miesięcy jeśli mogę
bo on mi w takim razie da podwyżkę, żebym miała lepszy start z dzieckiem.
Następnego dnia już miał dla mnie nową umowę. Finalnie chcąc nie chcąc ,,poczekałam" jeszcze ponad rok od tamtego czasu, podczas którego mój szef co jakiś czas podpytywał mnie czy już jestem w ciąży
on sam też zaczął na moją ciążę czekać, hyhy, i po tacie dziecka był pierwszą osobą której powiedziałam, jeszcze przed wizytą u ginekologa, więc bardzo się ucieszył, pogratulował mi i miał jeszcze czas żeby poukładać się tak mentalnie jak i organizacyjnie na moje zwolnienie lekarskie, na które też zaraz poszłam bo tak się wcześniej z szefem umówiłam. Mam szkodliwą pracę i nie chciałam pracować w oparach chemicznych i pyłach różnego rodzaju, szczególnie w I trymestrze. Ale ponieważ pracodawcy nie opłaca się płacić cały czas za ciężarną która to idzie na zwolnienie, to wraca ze zwolnienia, więc dostałam przykaz, żeby już zostać na zwolnieniu do końca. Mam złotego szefa
i życzę Wam, żebyście też takie szefostwo mieli, ale z drugiej strony nie wiem czy równie by się cieszył z mojej ciąży gdyby został wzięty zupełnie z zaskoczenia i z dnia na dzień L4. A najlepiej powiedzieć o tym przez telefon jak gdyby nigdy nic... Tym bardziej jeśli nigdy wcześniej się nie dzwoniło do szefostwa z informacją, że sorry, ale od jutra mnie nie ma... i mój facet przyniesie zwolnienie (bo po co ja mam się pokazywać i o czym jeszcze z nimi rozmawiać)... Ja też staram się być w tym jak innych traktuję w porządku. Chodzi o to, że nawet w dobie ujemnego przyrostu naturalnego, kobieta w ciąży nie jest pępkiem świata, tzn. powinna się też liczyć z uczuciami innych ludzi. Czasem nie chodzi o to CO się robi czy mówi, tylko JAK. Być może niejednego szefa lepiej jest przygotować na tą informację, np. przez zagadnięcie go raz po raz o tematy związane z dziećmi, jak on/ona starali się o dziecko, czy było im wtedy trudno, jakie były wtedy warunki pracy? Niejeden szef może się wtedy już zacząć domyślać, inny być może rozczuli się nad swoją historią i jak w końcu, może dzień, może kilka dni później, uświadomi się go co do własnej sytuacji, to spojrzy łaskawszym wzrokiem. Jeśli któraś ma np. szefową, która przechodzi burzę hormonalną, to lepiej wyczekać na lepsze dni. Warto też zawsze w rozmowie postarać się wczuć w sytuację drugiej osoby, szef też człowiek i też ma uczucia. Jak sam wypruwa z siebie flaki, żeby jego firma dobrze prosperowała to jest sfrustrowany kiedy jego pracownicy nie podzielają zaangażowania, może mieć poczucie niesprawiedliwości całego świata, czyli z reguły pracowników... wszyscy na pewno tylko patrzą co tu zrobić, żeby wyciągnąć od niegoi kasę i się nie narobić...
Oczywiście z niektórymi szefami nie ma dyskusji... W takiej sytuacji można się zastanowić czy jednak nie będzie lepiej wykorzystać urlop macierzyński m.in. na szukanie lepszej pracy.
A ZUS to wydawało mi się zawsze, że raczej sprawdza pracodawców, czy ciężarna przypadkiem nie chodzi do pracy, w czasie, kiedy pobiera państwowe pieniądze. Kto by nie chciał podwójnie zarobić, prawda? Albo pracodawca tyran karze przychodzić do pracy a sam nie płaci, bo przecież ona dostaje już z urzędu. Dobre by były takie oszczędności.
Tak więc zadziwiona jestem tym, że kontrolują kobiety w domach. Przecież zawsze ciężarna mogła np. wprowadzić się na dłużej na czas ciąży do mamy, szczególnie jeśli ma leżeć więc wymaga opieki. Chyba nawet na leżącym L4 nie ma obowiązku leżenia w miejscu swojego zameldowania...?