Cytrusik – ja dokładnie w dniu inseminacji się rozchorowałam, ale to w sumie dobrze, że wtedy a nie później, bo jeszcze przed zagnieżdżeniem;-)
krolewnazmarcepana – pewnie by mi się nudziło siedzieć w domu, ale z drugiej strony zazdroszczę. Na mnie podejrzewam, że szefowa będzie krzywo patrzeć jak po roku wrócę, zwłaszcza, ze koleżanki wysoko postawiły poprzeczkę, zazwyczaj wracały po 8 miesiącach, a jedna po 5. Takie realia pracy w korporacji w dużym mieście, ciągły bieg szczurów. Tak więc
Cyrusik niestety znowu się nie zgodzę;-), że to wygodnictwo, to realia. Mi kasy pewnie nie braknie, ale lubię swoją pracę, zależy mi na niej, w styczniu minie 7 lat jak tu pracuję (robię etykiety i opakowania, a także kampanie reklamowe produktów które jestem pewna, że znacie
, każdy produkt to jak moje dziecko), ale gdybym posiedziała w domu 3 lata to oni nie będą na mnie czekać, mimo że cenią moje kompetencje, a ja chcę mieć do czego wracać.
Notka – to bardzo przykre co piszesz odn. braku powiązań między szczepionkami z rtęcią a autyzmem, myślę, że gdyby ten „rzadki przypadek” zdarzył się to w Twojej rodzinie to zmieniłabyś punkt widzenia i rozumienia „rzadkich przypadków”. Poczułam się jakbym co najmniej skłamała, nie fajnie. A zagłębiałaś się w ten temat, czytałaś fachowe książki i wydawnictwa? Czy tylko coś gdzieś zasłyszałaś i od razu negujesz wiedzę milionów rodziców i rodzin dzieci chorych na autyzm, które obserwują swoje dzieci i dokładnie wiedzą kiedy nastąpiło pogorszenie.
Ewwe – to strasznie przykre, ale grunt, że masz dobre nastawienie. Przyjemnych starań;-)