Ja dziś z kolei miałam badania na tydzień po transferze i rano jak zobaczyłam bętę 0,3 to kompletnie się załamałam bo wierzyłam, że się uda
Zalałam się łzami na 2 godziny jak głupia, a najbardziej dobija mnie jak widzę jak mój partner też to przeżywa
Stwierdziliśmy, że to koniec (nie stać nas już na kolejne ivf a nie było czego mrozić...), a potem miałam jeszcze konsultację. I nagle dr mówi, że może jeszcze nieprzesądzone bo okienko implantacyjne trwa (zarodek implantowany był w 4 dobie ale miał rozwój jak w 3). Za to mam mega niski progesteron. W dniu transferu ponad 80, a po tygodniu brania luteiny spadł do 10.... Jakiś absurd. No więc dowalono mi górę leków (więcej luteiny, jakiś jeszcze progesteron i prolutex) i mam mieć badania znów w środę.
Nie wiem dziewczyny, jestem tak skołowana, ja czuję że tu już chyba nie ma o co walczyć przy takich wynikach, nie chcę znów w środę płakać, więc nastawiam się tym razem że już nic z tego
Do tego mysle, ze mój dzisiejszy poranny stres też w razie czego nie był pomocny...
Czy któraś z Was miala podobną historię z tymi wynikami, progesteronem etc, i mimo to później nagle coś ruszyło i sie udało?