Witaj,
Każdy przypadek jest bardzo indywidualny. Wszystko zależy też od tego, w jakim jesteś wieku i - z mojej perspektywy - w jakiej kondycji psychicznej i ile macie pieniędzy. Jeśli chcecie spróbować naturalnie po udrożnieniu, a w razie dalszych niepowodzeń także po udrożnieniu, starać się naturalnie z dalszą diagnostyką i np. inseminacjami, to musisz liczyć się z tym, że to są dodatkowe koszty nierzadko wcale nie mniejsze niż samo in vitro, a do tego wiele miesięcy w plecy, bez gwarancji sukcesu. Ja z perspektywy czasu bardzo żałuję, że prawie 1,5 roku straciłam na takie starania, które nie przyniosły żadnego rezultatu, a tylko wyczerpały mnie psychicznie - bo każdy cykl, każda inseminacja, to kolejna nadzieja, która gasła wraz z kolejnymi pojedynczymi kreskami na teście ciążowym. In vitro nie jest metodą o 100 procentowej skuteczności, ale w mojej ocenie to ono najbardziej przybliża do spełnienia marzenia o dziecku. Jeśli lekarz Cię do tego zachęca, to ja na Twoim miejscu bym się nie zastanawiała, tylko cieszyła, że trafiłaś na kogoś, kto chce Ci zaoszczędzić smutku, czasu i pieniędzy. Ja nie miałam takiego szczęścia przy swoich dwóch pierwszych lekarzach.
Nie, ale ja też nie mam wskazań.
A ja już jestem po wizycie. Termin transferu wyznaczony na 5 grudnia, więc z kalendarza wiem, że nie będę tego dnia sama
Endo urosło na tyle, że mam pozostać na 1 tabletce Estrofemu, a do tego 2x1 Cyclogest i 1x1 Neoparin 4000j.
Wyniki badań mam ok, trochę martwi mnie wysokość TSH, bo mam 3,3, a poprzednio miałam w okolicach 1, ale mój lekarz nie widzi problemu. No więc teraz czekam... Byle do wtorku