reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Kto po in vitro?

Kochana bo ja Cie kopne w dupe ale tak porządnie... Nie każdy ma w życiu kolorowo niestety nie każdy... Myślisz że ja mialam... Nie nidy nie miałam... Juz to kiedyś pisałam ale napisze i tobie może to coś pomoże... Całe życie mialam straszna biedę, ojciec odszedł gdy byłam mała...Nie płacił na nas pieniędzy, mama nie migla iść do pracy legalnej... Dorabiała gdzie się tylko dało... Gdyby nie moja ukochana Babcia nie wiem co by zemna teraz było... Mama wolała żebyśmy zjedli... A na rachunki niestety już pieniędzy nie starczało... To babcia spłaciła długi nasze. Ojciec potrafił bić moja mamę na moich oczach... Tylko na moich... Gdy jeździłam na wakacje ( mama załatwiała nam wyjazdy za free) to płakałam bo bałam się wyjechać że w tym czasie przyjdzie mój ojciec i będzie bil moja mamę i nikt jej nie będzie mógł obronić.... Mimo że jesyem do niego najbardziej podobna to całe życie traktował mnie najgorzej... Skoro własny ojciec traktował mnie jak zwykłego śmiecia to pomysl jak się czułam... Wiesz kiedy usłyszałam od niego że mnie kocha? Kilka miesięcy temu pierwszy raz w życiu a za tydzień skończę 33 lata . Mimo dorosłego życia brakowało mi go bardzo... Nigdy nie mogłam zrozumieć jak to jest ze wszyscy mają pełne rodziny a ja mam tylko mamę, Babcie i ciocie 😔 w wieku 16 lat musiałam iść do pracy aby wspomóc rodzinny budżet... Bardzo długo bałam się zaufać jakiemuś facetowi, bałam się że będzie taki sam jak mój ojciec.... W końcu poznałam mojego męża... Na początku małżeństwa też nie bylo kolorowo... Przetrwaliśmy... Pozniej moja mama ciężko zachorowała, przeszła udar mózgu, po czym straciła pracę ... Dzięki Bogu wyszła z prawie tego bez szwanku ale ja musiałam. Zapierdzielać na dom, na leki dla niej na jedzenie i rachunki... Myślisz że było łatwo? Nie nigdy... Pozniej zmarła moja ukochana babcia, bardzo to przezylam... Babcia walczyła do końca niestety nie udało. Się jej uratować... Długo dochodziłam. Do siebie po jej śmierci 😔 ukojenie przyszło wtedy gdy zrozumiałam że babcia będzie zawsze przy mnie, jest w moim sercu to jest najważniejsze, a gdy chce z nią porozmawiać, wygadać się ide na jej grób... Fakt odpowiedzi nie dostaje ale jakoś mi wtedy lżej... Niedługo po babci zmarła ciocia akurat przed moim pierwszym transferem... Na moich oczach odeszła... Widziałam jak ratownicy z lekarzem z karetki próbują ja ratować... Niestety 😔 długo obwiniałam siebie o to że ciocia odeszła, 2 dni przed śmiercią podałam jej zastrzyk przeciwzakrzepowy... Wmawiałam sobie ze to moja wina, że to przeze nie..... Prawda okazała się inna, tzn. To było. Wiadome ale ja to z siebie wyparłam... Ciocia miała nowotwór, to on wyniszczył organizm i doprowadził do śmierci a nie ja ani ten jeden zastrzyk... Następnie przyszedł czas na pierwszy transfer... O nim już Ci pisałam... I jak widzisz nie poddaje się. Mimo tego co było, mimo wszystko walczę dalej... Nie jestem silna psychicznie... Dziewczyny już mnie trochę poznały i wiedzą jak jestem chwilami rozchwiana emocjonalnie... Jak się śmieje, a za chwilę ryczę... Ale walczę mimo wszystko bo wiem że wygram. Prędzej czy później ale wygram ta nierówna walkę...
A na koniec jeszcse dodam... Wiesz ile razy w ciągu mojego życia chciałam odejść i już nigdy nie wrócić, wiesz ile razy chciałam skoczyć i mieć święty spokój... Milion jak nie więcej... Ale komu bym zrobila największą krzywdę? Sobie czy najbliższym? Im to oni by cierpieli najbardziej, a nie ja... Mogła bh
Tak pisać i pisać ale po co. Rozdrapywać stare rant..
Nie warto... Najważniejsze jest to co jest teraz i to co będzie... ❤️Głowa go góry... Nie każdy ma lekko w życiu. Przejdź żałobę, przeczekaj i wróć silniejsza❤️ ale wróć... Uwierz ze może by jeszcze pięknie, że jeszcze wszystko się ułoży. Bo będzie ale musisz w to wierzyć ❤️❤️❤️❤️❤️
Kochana nie wiem nawet co napisac.. jestes cudowna i twarda i nawet o tym nie wiesz ❤❤❤
 
reklama
Kochana bo ja Cie kopne w dupe ale tak porządnie... Nie każdy ma w życiu kolorowo niestety nie każdy... Myślisz że ja mialam... Nie nidy nie miałam... Juz to kiedyś pisałam ale napisze i tobie może to coś pomoże... Całe życie mialam straszna biedę, ojciec odszedł gdy byłam mała...Nie płacił na nas pieniędzy, mama nie migla iść do pracy legalnej... Dorabiała gdzie się tylko dało... Gdyby nie moja ukochana Babcia nie wiem co by zemna teraz było... Mama wolała żebyśmy zjedli... A na rachunki niestety już pieniędzy nie starczało... To babcia spłaciła długi nasze. Ojciec potrafił bić moja mamę na moich oczach... Tylko na moich... Gdy jeździłam na wakacje ( mama załatwiała nam wyjazdy za free) to płakałam bo bałam się wyjechać że w tym czasie przyjdzie mój ojciec i będzie bil moja mamę i nikt jej nie będzie mógł obronić.... Mimo że jesyem do niego najbardziej podobna to całe życie traktował mnie najgorzej... Skoro własny ojciec traktował mnie jak zwykłego śmiecia to pomysl jak się czułam... Wiesz kiedy usłyszałam od niego że mnie kocha? Kilka miesięcy temu pierwszy raz w życiu a za tydzień skończę 33 lata . Mimo dorosłego życia brakowało mi go bardzo... Nigdy nie mogłam zrozumieć jak to jest ze wszyscy mają pełne rodziny a ja mam tylko mamę, Babcie i ciocie 😔 w wieku 16 lat musiałam iść do pracy aby wspomóc rodzinny budżet... Bardzo długo bałam się zaufać jakiemuś facetowi, bałam się że będzie taki sam jak mój ojciec.... W końcu poznałam mojego męża... Na początku małżeństwa też nie bylo kolorowo... Przetrwaliśmy... Pozniej moja mama ciężko zachorowała, przeszła udar mózgu, po czym straciła pracę ... Dzięki Bogu wyszła z prawie tego bez szwanku ale ja musiałam. Zapierdzielać na dom, na leki dla niej na jedzenie i rachunki... Myślisz że było łatwo? Nie nigdy... Pozniej zmarła moja ukochana babcia, bardzo to przezylam... Babcia walczyła do końca niestety nie udało. Się jej uratować... Długo dochodziłam. Do siebie po jej śmierci 😔 ukojenie przyszło wtedy gdy zrozumiałam że babcia będzie zawsze przy mnie, jest w moim sercu to jest najważniejsze, a gdy chce z nią porozmawiać, wygadać się ide na jej grób... Fakt odpowiedzi nie dostaje ale jakoś mi wtedy lżej... Niedługo po babci zmarła ciocia akurat przed moim pierwszym transferem... Na moich oczach odeszła... Widziałam jak ratownicy z lekarzem z karetki próbują ja ratować... Niestety 😔 długo obwiniałam siebie o to że ciocia odeszła, 2 dni przed śmiercią podałam jej zastrzyk przeciwzakrzepowy... Wmawiałam sobie ze to moja wina, że to przeze nie..... Prawda okazała się inna, tzn. To było. Wiadome ale ja to z siebie wyparłam... Ciocia miała nowotwór, to on wyniszczył organizm i doprowadził do śmierci a nie ja ani ten jeden zastrzyk... Następnie przyszedł czas na pierwszy transfer... O nim już Ci pisałam... I jak widzisz nie poddaje się. Mimo tego co było, mimo wszystko walczę dalej... Nie jestem silna psychicznie... Dziewczyny już mnie trochę poznały i wiedzą jak jestem chwilami rozchwiana emocjonalnie... Jak się śmieje, a za chwilę ryczę... Ale walczę mimo wszystko bo wiem że wygram. Prędzej czy później ale wygram ta nierówna walkę...
A na koniec jeszcse dodam... Wiesz ile razy w ciągu mojego życia chciałam odejść i już nigdy nie wrócić, wiesz ile razy chciałam skoczyć i mieć święty spokój... Milion jak nie więcej... Ale komu bym zrobila największą krzywdę? Sobie czy najbliższym? Im to oni by cierpieli najbardziej, a nie ja... Mogła bh
Tak pisać i pisać ale po co. Rozdrapywać stare rant..
Nie warto... Najważniejsze jest to co jest teraz i to co będzie... ❤️Głowa go góry... Nie każdy ma lekko w życiu. Przejdź żałobę, przeczekaj i wróć silniejsza❤️ ale wróć... Uwierz ze może by jeszcze pięknie, że jeszcze wszystko się ułoży. Bo będzie ale musisz w to wierzyć ❤️❤️❤️❤️❤️
Straszne 😭😭😭😭😭nie mogę opanować łez 😭😭😭😭
Twarda z Ciebie "babka" ...zobaczysz nadejdzie kiedyś ten szczęśliwy dzień 🙏🙏🙏🙏✊✊✊✊
 
Rozumiem, bo miałam tak samo.
Leciały mi łzy nawet w miejscach publicznych , jak widziałam jakieś dziecko w wózku. Przechodzi. Ciągle się oglądam i zadaje sobie pytanie czy mi kiedyś będzie dane pójście na spacer z własnym wózkiem po dzielnicy. Czy kiedyś usłyszę mamo , a mój mąż tato. Do tego na wiosnę u mnke wysyp ciąż siostry, kuzynki, koleżanki. Z jedną miałam mieć różnice porodu 2 dni , więc jak słyszę o jej badaniach zakupach itp to sobie Ciągle myślę, że to też powinnam być ja. Miałyśmy razem zakupy robić . Niestety, wyszła dupa blada. Zostało mi tylko spróbować kolejny raz. Życie nauczyło nic nie przychodzi samo, trzeba podnieść tą rękawice. Nie jesteś teraz gotowa , ale to minie. Żałoba przejdzie i wrócisz po te mrozaki , spróbujesz jeszcze raz. Daj sobie czas.
Miałyście w podobnym terminie rodzic :( Biedaku Kochany dziękuję po raz kolejny za wsparcie.
Zobaczysz że słońce jeszcze wyjdzie. Musimy sobie zrobić dzieciątka. No kto jak nie my. Damy radę. Nie inaczej! Walczymy !
 
W pai HOMOZYGOTYCZNY. V-leiden i MTHFR hetero czyli te lepsze na szczęście.
U zwykłego psychologa byłaś? To przykre że przez konowała musiałaś się tyle nacierpiec psychicznie.
Pai homo czyli heparyna do końca ciąży, być może acard (75 to profilaktyka udarów i zakrzepic, na forach piszą, że dopiero 150 coś daje)

Tak, u zwykłego psychologa, meżczyzny, młodego chlopaka wręcz. Na początku kręciłam nosem bo co taki młodzian może wiedzieć o cierpieniu kobiety, ale postawił mnie na nogi.
Po 2 wizycie chciał mnie wysłać do psychiatry, żeby mi przepisał lekarstwa antydepresyjne. Powiedziałam ok ale za tydzień, dwa. Obyło się bez lekarstw, mimo że cały czas miałam pod górkę tj. dostawalam po kolei wyniki badań. A tam: kir aa, hla-c2 u męża, przeciętne cytokiny itd.
Z pomocą psychologa przeszłam to w miarę spokojnie.
 
Gdzie odejdzie ?
Izka ja nie mam złych intencji 🙏bardzo mi jest Ciebie szkoda😭😭😭wiem że cierpisz ...
Każda z Nas ma źle
Mocno Cię przytulam
Pisz, płacz co innego zrobić można w takim przypadku
Ale wróć po te kropeczki ... Może akurat to będzie ten czas i nagroda za tyle wylanych lez
Odejdzie z tego świata.
Sama już nie wiem. Może będę musiała się męczyć do śmierci żeby potem było lepiej?
Muszę na razie zapomnieć. Nie mam sił na to. Nie chcę teraz in vitro. Nie wiem kiedy będę gotowa
 
Śmierć kogoś bliskiego , zwłaszcza dziecka to traumatyczne przeżycie, jest to ogromne doświadczenie bólu psychicznego i cierpienia, ale każdy z nas ma inny próg tego bólu, więc niech Ci nie będzie głupio za swoje naturalne emocje 💗💗 wierzę w Twoja siłę i nie przekreślaj jeszcze wszystkiego bo nie znasz swojej historii i nie wiesz co przyniesie Ci jeszcze los 😘😘
Jeśli ma przynieść cóż złego lepiej niech nie przynosi nic bo mój próg bólu już dawno się zatarł.
 
Kurdeee ale mam stresa... Jutro mam wizytę u endokrynologa i aż jestem ciekawa co powie... Jutro też rano muszę odebrać wyniki które mi zaleciła... Eh... Ta noc chyba będzie bezsenna 😔 Powiem wam szczerze że nie mam stresa przed imunologiem, przed badaniami jakie mi zleci... Przed wynikami itp... Ale najbardziej boje się właśnie endokrynologa... Boje się że tak jak słyszałam będę musiała iść usunąć te guzy... Kurde ciągle pod górkę... Mam cicha nadzieję że okazja się po prostu zwykłymi guzkami i będę musiała je tylko kontrolować... Ale jednak jest strach przed operacja... Moja siostra miała cała tarczycę usuwaną właśnie przez guzy... Dodam że nawet nie miała biopsji... Tylko fakt to było około 10 lat temu... Eh... Byle wytrwać do jutra.... Moze te kolejne wyniki powiedzą coś więcej i nawet okaże się że jednak nie muszę iść na biopsję... Aaaa zapomniałam dziś byłam u lekarza rodzinnego i ten stwierdził że nie ma potrzeby iść na biopsję... Juz nie wiem kogo słuchać... Juz po prostu zgłupiałam... 3 lekarzy mówi żeby iść a jeden żeby nie... Bleeee nie zasnę dziś 🙈
Trzymam kciuki żeby było dobrze. Nie denerwuj się i nie myśl o najgorszych opcjach. Nie wiem kto ma rację czy ten jeden czy oni ale biopsję chyba warto zrobić...?
 
Trudno się po tym podnieść. Ja po łyżeczkowaniu też poczułam swego rodzaju ulgę i było niby ok ale to przez chwilę. Im więcej czasu mija tym gorzej. Myślałam że będzie lepiej ale nie. In vitro zwyczajnie się boję. Przeraża mnie kolejna (czwarta) procedura. Przeraża mnie czekanie na betę i cała ta otoczka. Mam swego rodzaju traumę.
Może ja tez powinnam poczekać tak jak ty. Może za jakiś czas nabiore sił i wrócę do gry? Teraz wydaje mi się niemożliwe, ale przecież po burzy wychodzi słońce... ?
Jak poszłam na pierwszą wizytę do psychologa to wydawało mi się, że glupio robię bo minęly prawie 2 miesiące, daje sobie radę itd.
Facet zadaje mi pytanie: co panią do mnie sprowadza? A ja w płacz.
Płakałam przez całe spotkanie i wtedy zdałam sobie sprawę, że od tak nie przejdzie, że czas nie zaleczy tej rany.
Przez porażkę straciłam sens życia. Miałam tak, że myślalam, że gdybym umarła to cierpienie by się skończyło. Przestałam się bać śmierci (o samobójstwie nie myślałam), potencjalną śmierć uznawałam za ulgę.


Mogłabym pisać i pisać. Wiem co czujesz, wiem jak to jest przestać się cieszyć, a zacząć się bać.
Strach przed porazką mnie paraliżował. Martwiłam się nawet o to czy jeszcze kiedykolwiek będę w stanie się uśmiechać (ja pozytywna i zawsze uśmiechnięta dziewczyna).

Dziewczyny na forum dały mi kopa i siłę, żeby iść dalej żeby próbować, a psycholog był moim przewodnikiem w tym trudnym czasie.

A jeśli szukasz lektury to: Człowiek w poszukiwaniu sensu... historia psychiatry, który przeżył obóz zagłady i stworzył nowe podejście w psychologii, zwane logoterapią.
 
Straszne 😭😭😭😭😭nie mogę opanować łez 😭😭😭😭
Twarda z Ciebie "babka" ...zobaczysz nadejdzie kiedyś ten szczęśliwy dzień 🙏🙏🙏🙏✊✊✊✊
❤️❤️❤️❤️
Kochana nie wiem nawet co napisac.. jestes cudowna i twarda i nawet o tym nie wiesz ❤❤❤
❤️❤️❤️❤️
Dziękuję ❤️ to wszystko dzięki Mojej cudownej mamie która mimo wszystko była przy mnie zawsze, która każdy mój krok wspierała i w miarę możliwości pomagała. Dzięki Babci i cioci. To one były przy mnie zawsze, cokolwiek by się nie działo, były i mogłam na nie liczyć... Nawet wtedy gdy płacząc wbiegalam do domu bo Mój własny ojciec który mnie mijał na ulicy odwracał głowę w drugą stronę bo szedł z nową kochanka albo później już z kolejna żona... A ja jako małe stęsknione za Tata dziecko chciałam się po prostu przytulić 😔 To dzięki nim jestem kim jestem i im zawdzięczam wszystko. Nawet to ze walczę dalej... Mama cały czas mnie wspiera w walce o dziecko, ciocia też wspierała, do końca wierzyła ze sie w końcu uda. Babcia niestety nie doczekała momentu w którym zaczelam walczyć 😔 Dlatego wiem że będę walczyć do końca, do ostatniej kropli krwi, do ostatniej łzy. Dla nich i dla siebie.. Żeby być w końcu szczęśliwa osoba. Żeby kiedyś mojemu dziecku przekazać te same wartości jakie mi przekazała mama, babcia i ciocia. ❤️ Już jie piszcie nic bo sama się poryczałam🙈
 
reklama
Czuję się dosłownie jak ty i dla mnie też teraz się życie skończyło i nie za bardzo wiem co zrobić ze sobą. Wszystko co dotąd cieszyło nawet mnie nie interesuje.
Iza, czułam dokładnie to samo.
Nie mogłam, wręcz odrzucało mnie od rzeczy, które do tej pory robiłam.
Odliczałam godziny do 22, żebym mogła znów pójść spać.
Teraz jak widać siedzę po nocach:D

Nie chce się tutaj mądrzyć (bo nie znam Twojej historii leczenia) ale jeśli nie miałaś heparyny, to właśnie to mogło być przyczyną poronienia.
 
Do góry