A co z twoim synkiem było? Przepraszam ale ja pewnie nie w temacie.
Najgorsza jest niemoc i złość. To że sami musimy do wszystkiego dojść bo medycyna niestety nie jest doskonala, tylko trudno się dziwić bo organizm człowieka jest tak skomplikowany, że chyba nigdy nie poznamy wszystkich tajemnic i nie znajdą się sposoby na wszystkie problemy zdrowotne.
Niestety mam duże predyspozycje więc myślę że o tym powinnam też myśleć bo jeśli jakimś cudem uda mi się mieć dziecko to nie mogę tego robić za wszelką cenę. Po co dziecku chora matka albo co gorzej gdybym przez to zaryzykowała własne życie, to nie ma sensu. Wcześniej robiłam wszystko za wszelką cenę ale teraz rozumiem, że to jest droga donikąd.
Paradoks nad paradoksy:-) u nas czynnik męski i mąż bal się, ze syn odziedziczy po nim coś i będzie tragedia. No, ale mamy pewną pule genów tak samo ja i mąż.
Okazało, się, ze syn ma moje cudne oczy:-) śliczne są serio, ale niestety... to ze ja mam problem z oczami wiedziałam, ale co mam to nie bo nigdy nie było taryfy ulgowej. Tylko matka chodziła na wywiadówki, ze mało zdolna ta jej córka , ze dysleksja... no głąb :-)
Po urodzeniu syna, było cudnie, szybciej chodził niż większość dzieci, biegał, czasem się przewrócił jak większość dzieci, jednak mąż mówił cały czas, ze coś jest nie tak, ze on jak Ty nie mieści się w drzwi itp. Potem panie w zlobku, ze super chłopak, ale on tylko auta... i auta. W końcu poszliśmy do okulisty prywatnie bo terninow nie było. I na wizycie szok i płacz, męża wyproszono z synem i diagnoza... Syn ma wadę + 3,5 i +9 plus astygmatyzm. Na oko słabsze nie widzi, nie ma widzenia przestrzennego widzi tylko jednym okiem. Przy tej ostrości widzenia to nawet prawa jazdy kat. b nie dostanie. Walczyć trzeba o oko, bo jak straci zdrowe to będzie niewidomy. Trzeba postarać się o papiery na niepełnosprawność i przenieść syna do specjalistycznego przedszkola. Nie dalibyśmy rady chyba płacić 1000zl miesięcznie za wszystkie zajecia..i do tego inne rzeczy. Myślimy małe grupy, duzo zajęć super.. no, ale to nie jest takie kolorowe, bo syn chodził cały dzien z odsłoniętym tylko jednym okiem tym niedowidzącym. Piersze tygodnie to urlop bo nie był w stanie na krześle usiąść. Nawet teraz jak o tym pisze, to aż mnie ściska w środku. Do przedszkola trzeba było go dowieźć, czasem korki po 1,5h w jedną stronę, ale warto było. Mąż sam nie dałby rady, kupiliśmy drugie auto i mimo lęku wsiadłam i zaczęłam go wozić. Miałam kiedyś wypadek i rękę i nogę w gipsie 2 miesiące rehabilitacji i już myslalam, ze nie wsiądę do auta, dla syna wsiadłam. Mieliśmy tez ogromne poczucie winy, ze nie zauważyliśmy wcześniej. Po testach okazało się, ze syn jest grubo powyżej przeciętnej ( jest inteligentniejszy niż 86% dzieci) i się dostosowal. Obecnie kończyny przedszkole od września do szkoły. Syn ma pełną ostrość, mimo ze wada się pogłębiła bo teraz jest +5 i +8. Ale z okularami widzi wszystko a kiedyś z okularami i tak nie widział nic na słabe oko. Już nie dostaniemy orzeczenia o niepełnosprawności bo syn ma widzenie przestrzenne itp po 18rz operacja i pilotem nawet zostanie jak będzie chciał:-) ale mieliśmy ogromne szczęcie:-) trafiliśmy do ordynator okulistyki, mieszkamy w Warszawie gdzie są dwa takie przedszkola i państwo je opłaca. Chyba takich przedszkoli masz 5 na całą PL,. Mieliśmy kasę na auto, specjalistów, znamy dobrze język Eng tez duzo daje. Nie wszystkim dzieciom się udaje, chociażby mi :-) poznałam mnóstwo ludzi fajnych i zmieniłam patrzenie na wiele rzeczy. A ze ja lubię ludzi z charakterem to i fajne mamy poznałam od których dużo się nauczyłam. Szkoda,ze musiały tyle przejść....