Dziewczyny jestem u kresu wytrzymałości. Mam takie nerwy, że maskara.
Czuję, że jestem sama, że sama staram się i zabiegam o to dziecko. Od jakiegoś czasu wzięłam siebie i zaczęłam ćwiczyć i zmieniłam dietę.
Mąż nic nie robi. Ma się "samo udać".
Ja mam już tego dość. Tak jakby zupełnie mi zależało na tym dziecku.
Jestem tydzień po łyżeczkowaniu i kończy mi się zwolnienie. Mąż też jest na zwolnieniu bo miał problemy z plecami ale już jest okej.
Nic mi nie pomaga wszystko sama sprzątam gotuje piore a jemu jest nawet ciężko wziąć prysznic a jak go poproszę żeby ppodkurzal to muszę mu przypominać kilka razy. A później się złości że mu przypominam i Itaka tego nie robi. Nie możemy mieć dzieci ze względu na parametry nasienia. Poprosiłam go żeby zaczął się więcej ruszać i zdrowiej jeść a on tylko siedzi i rozwiązuje krzyżówki. Mam już tego wszystkiego dość! On nie widzi żadnego problemu. To ja się staram kłóje brzuch, wszystkie te procedury IVF ICSi, mam poprostu dość. A on mi mówi żebym próbowała że może się uda ale ja już teraz nie wiem w ogóle czy chce.
Przepraszam że to pisze ale musiałam się komuś wyżalić