Wydaje mi się, że już jestesmy na takim etapie, ze myslimy, planujemy i dzialamy ale w temacie in vitro.. dobrze ktoraz z Nas tutaj napisala,ze trzeba zyc a in vitro jakby niech idzie obok, jakby w parze... ja dzis zaczelam w pracy się zwieszac i myślec... i zdałam sobie sprawę z tego, ze od 2 lat nie robie dla siebie nic.. ciagle zyje na kalendarzu i planuje, ukladam wyniki w segregatorze, moj dzien jest nudny jak kluchy, praca, po pracy dom.. jakby zamknelam sie w czterech scianach, jak juz kursuje to pomiedzy domem naszym, rodzicow i siostry.. zero jakis wyjsc, wyjazdow.. Maz moj codziennie robi trening a ja po prostu nic. Zebrac sie nie mogę.. ciagle chyba szukam sobie wymowek..biegac nie cierpię, na silownie nie pojde, bo przeciez po 2 latach zero kondycji, wstyd, na basen nie pojde bo boje sie,ze jakiejs infekcji nie zlapie a przeciez nie wskazana przy in vitro... chore to jest. I sie nie dziwie,ze spac nie moge, ze jakies depresje lapie skoro odcielam sie od wszystkiego... no to jak ja mam się Świętami cieszyc??? Chyba musze się do czegoś dla siebie zmusic, zeby ta glowa zaczela funkcjonowac...
Pojdz sobie na ta świąteczną imprezę, zawsze mozesz wyjsc jak nie bedziesz sie dobrze czula. Nie rob tego co ja- nie rezygnuj, nie odcinaj się.. bo zglupiejesz jak ja i dobrze Ci nie bedzie we wlasnej skorze. Normalnie mam nerwa na samą siebie.