My staramy sie ponad 3 lata i w tym czasie przeszlismy 2 inseminacje. Wizyt bylo cale mnostwo, dziesiątki z nich bezplatnie bo na miejscu mam cudowna pania dr, ktora minitorowala mnie czesto na dyzurze w szpitalu a mimo to reszta wizyt, badan, dojazdow do innego miasta kosztowala nas tysiace.. mysle,ze ok. 10tys poszlo. Teraz zdecydowalismy sie na in vitro i juz od 1 wizyty na badania i sam dojazd z wizyta poszlo 3 tys. Od stycznia odmawiamy sobie doslownie wszystkiego, placimy z pieniedzy,ktore byly zaciagniete na remont domu(czyli remont nie bedzie skonczony a kredyt trzeba placic) a i tak wiemy,ze do 1 procedury bedzimy musieli pozyczyc z 10 tys. Mieszkamy w miescie, gdzie procz mojej dr nie ma lekarzy z powolania, nie chca pomagac i nic nie daja na nfz, wszelkie "wazniejsze" wizyty i badania trzeba robic w wiekszych miastach a tu doliczyc trzeba dojazd procz tych badan. Oboje pracujemy i nasze zarobki to ok. 2400 na reke kazdy, i w naszym regionie to nie jest malo. Jestesmy juz tak sflustrowani,ze myslimy o zmianie pracy meza( mimo,ze ma prace w firmie panstwowej i jest to pewna praca) na prace za granicą aby pozbiej te dlugi oddac. Poki co blokuje nas to,ze nie wiemy co i kiedy wyjdzie z in vitro. Ja niestety z powodow rodzinnych nie moge wyjechac i szukac gdzies indziej pracy. Nie ma zadnych dofinansowan u nas w miescie. I niejedna z Was moze pomyslec, ze uzalam sie nad nami, ze kazdy przechodzi to samo i kazda musi tyle placic a to my jestesmy kowalami swojego losu, ze trzeba bylo sie uczyc i miec super zawod...uwierzcie, nie zawsze predyspozycje rodzinne pozwalaja na rozwiniecie skrzydel za mlodego, nie zawsze czlowiek rodzi sie w bogatej i przedsiebiorczej rodzinie i nie zawsze nieatety mozna sobie wszystko zaplanowac.. gdbysmy wiedzieli jaki los na czeka na pewno inaczej lokowalibysmy swoje oszczednosci.
P.s doskonale Was wszystkie rozumiem, nam tez jest ciezko ale tlumaczymy sobie,ze jak sie uda to bedzie najwiekszy cud a potem wszystko sie samo jakos ulozy.