Testy owulacyjne świadczą o tym, że jest pik LH, a nie o tym, że pęcherzyk pękł, a to jest istotne. Nie polegałabym na nich, w moim przypadku zawiodły. Monitorowałam cykl za ich pomocą i okazało się, że pokazały owulację 2 dni za późno... i prawdopodobnie dlatego jeden z transferów się nie udał.
Moja klinika z tego, co widzę jak piszą inne dziewczyny, daje przed ivf cały pakiet badań do zrobienia, większość klinik nie zwraca uwagi na takie szczegółowe badania, tylko potem raz na kilkanaście przypadków okazuje się, ze jednak trzeba było.
Mi kazali zrobić:
FSH (3 dzien cyklu), AMH, TSH, FT3, FT4, antyTPO, antyTG, mieć na świeżo do stymulacji: cytologię, chlamydię PCR (oraz ważne miesiąc przed punkcją posiewy z pochwy i szyjki), badania w klasie IgG i IgM w kierunku CMV i toksoplazmozy, przeciwciała IgG przeciw różyczce, VDRL (kiła) no i badania do punkcji: grupa krwi i wirusy (HIV, anty HCV, anty HBc total, HBsAg). Ponadto obojgu kazali nam zrobić genetykę: kariotypy, a mężowi mutacje CFTR i AZF. Mąż ponadto musiał zrobić powtórne badanie nasienia z posiewem oraz też wirusy i chlamydie IgG i IgM, tylko on z krwi a ja z pochwy.
Ja dodatkowo usg piersi i badania internistyczne: morfologia, APTT, INR, białko całk, AST, ALT, elektrolity, glukoza na czczo, bad ogólne moczu, EKG i z tymi ostatnimi miałam iść do internisty.
Sama wcześniej zrobiłam progesteron, estradiol, prolaktynę, testosteron i LH oraz doustny test obciążenia glukozą razem z testem insulinowym i nawiedzilam endokrynologa, bo wyniki były takie sobie.
Pierwszy transfer się nie udal, po drugim poroniłam w 6 tygodniu, bardzo wcześnie, jeszcze przed serduszkiem. Po tym kazali mi zrobić jeszcze pakiet na trombofilie: mutacja V Leiden, mutacja w genie protrombiny, białko C, białko S, homocysteina, przeciwciała kardiolipinowe oraz antykoagulant tocznia. Ale to dopiero po poronieniu. Koszt wszystkich badan to ok 3 tys zł, niestety, dlatego niektóre kliniki nie chcą wszystkiego sprawdzać (tak przypuszczam). Pociecha z tego taka, że najdroższe badania to te genetyczne, które robi się raz na cale życie.
Wit D mi nie kazali robić, tylko od razu suplementować. 95% ludzi w Polsce ma niedobór, więc pewnie kwestia tego.
Tyle ode mnie, choć jak mowię, są kliniki (nie wiem, czy nie większość), które polowy z tych badań nie wymagają. Wszystko zależybod punktu widzenia. Ja jestem zadowolona z takiego "obadania", choć np mojego męża to drażniło.