Witajcie Dziewczyny, po długiej nieobecności wracam i od razu gratuluje tym, którym się udało
i trzymam mocno kciuki za wszystkie pozostałe
ponad pół roku mnie nie było i wielu z Was już nie ma na forum ale niektóre nicki pamietam
Poniżej przypomnę swoją historie
O dzidziusia staramy się od 2014roku. Mam za sobą poronienie w 2014r to był 6 TC. Diagnostyka wykazała u mnie niedrożne jajowody ( prawdopodobnie po zabiegu łyżeczkowania) wiec w zeszłym roku w lutym zaczęliśmy stymulację do ivf którego efektem były 3 zarodki. Jeden podany na świeżo- beta 0. Drugi criotransfer miałam w maju- beta ani drgnęła. Odpuściłam temat i po powrocie z wakacji we wrześniu, okazało się ze jestem w ciąży. Niestety radość nie trwała zbyt długo- serduszko przestało bić i znów miałam zabieg Bardzo dużo mnie to kosztowało, ale minęło pół roku i zdecydowałam ze nie mogę się poddać i muszę walczyć o moje szczęście.
Zapadla decyzja o podjęciu ostatniego z naszych Eskimosów. Niestety wolno rosnąca beta nie dała nadziei na sukces, ale tym razem mój organizm poradził sobie sam. Miałam dość wiec pojechaliśmy na urlop. Pewna braku owulacji (monitoring przed wyjazdem pokazał cykl bezowulacyjny) poszalalam z mężem i w połowie czerwca dowiedzieliśmy się ze jest fasolka :O byłam w szoku i nie mogłam uwierzyć jak to sie stało. To był 5 tydzień i wszystko wyglądało b.dobrze. W 8 tyg zaczęłam plamić i natychmiast poleciałam do lekarza- okazało się ze z fasolka wszystko Ok, serce bije miarowo, ale mam dość sporego krwiaka. Gin kazał mi się nie meczyc, zwiększyć duphaston i odstawić acard który brałam. Niestety plamienie nie ustępowało i po tygodniu, na kolejnym usg okazało się ze małe serduszko już nie bije
Moje marzenia runęły kolejny raz
potem znów był szpital, ale tym razem wiedziałam, ze chce zrobić badania genetyczne malucha, określić płeć i pochować moje dziecko. Był to bardzo trudny czas, bo sama musiałam znaleźć laboratorium, które się tym zajmie, dogadać wszystko i dopilnować żeby szpital przekazał malucha do badań...Wszystko to trochę trwało, a my w między czasie pojechaliśmy z moimi wynikami immunologii do dr. P. Wyszło ze mam:
PAI heterozygota
ANA graniczny
LCT ujemne
APS-ACA ujemne
Plan leczenia zaproponowany przed doktora przy kolejnej próbie to: encorton od 1 dnia cyklu, acard przez cały czas i heparyna od pozytywnego testu.
I teraz moje pytanie:
czy któraś z Was miała może podobne wyniki i czy leki pomogły Wam szczęśliwie donosić dzidziusia? Wiem, ze każdy organizm jest inny, ale szukam chyba jakiegoś namacalnego dowodu, a może bardziej nadziei na to, ze uda mi się po tylu latach zostać wreszcie mamą
Ps. Na koniec jeszcze dodam ze Jowitke pochowaliśmy 5.09. Ma teraz swoje miejsce na zawsze- nie tylko w moim sercu, ale takie namacalne, do którego zawsze mogę przyjść..[*]