Nie przy tym rządzie....ale cóż. Ja mam urlop i pracę taka, że urlop to potzrebuje na jeden dzień w tygodniu, a resztę niby będę robić z domu, tylko pytam jak to wygląda i o co mogę prosić lekarza. Poza tym to 80% to mi macierzyński obniży odrobinkę żartuję z tym i optymistycznie zakładam, że w rok się wyrobie z urodzeneim!!!!! @dżoasia aTy nadal polecasz tą aptekę w Krakowie? Nic się nie zmieniło z tym gdzie najtańsze leki?Dokładnie tak jak mówisz. Ginekolog nie może wystawić L4 podczas stymulacji hormonalnej, bo to automatycznie dyskwalifikuje Cie do zabiegu i w razie kontroli byłoby kiepsko, bo jednak przyjeżdżasz tam do kliniki na badania i podgląd, dlatego zgodnie z prawem klinika może dopiero dzień przed punkcją wystawić L4. Możesz pójść na L4 od internisty np. ból kręgosłupa- nie możesz dźwigać - musisz leżeć . Kochane kobietki trzeba sobie radzić w tym trudnym czasie. Szkoda, że to nasze prawo nie jest do końca uregulowane i człowiek musi kłamać i kombinować. Wszystkie kobiety powinny być od czasu stymulacji na L4 100% płatnym! Przecież robimy to m.in dla dobra gatunku a leczenie jest strasznie drogie, powinni nam pomagać w tym ciężkim okresie :-)
reklama
Sol
Fanka BB :)
- Dołączył(a)
- 25 Luty 2017
- Postów
- 1 914
Jeju kochana ja Cię pamiętam. Boże aż mnie serce zabolało taka trudna ta Twoja historia...Witajcie Dziewczyny, po długiej nieobecności wracam i od razu gratuluje tym, którym się udało [emoji3590]i trzymam mocno kciuki za wszystkie pozostałe[emoji110][emoji110] ponad pół roku mnie nie było i wielu z Was już nie ma na forum ale niektóre nicki pamietam
Poniżej przypomnę swoją historie
O dzidziusia staramy się od 2014roku. Mam za sobą poronienie w 2014r to był 6 TC. Diagnostyka wykazała u mnie niedrożne jajowody ( prawdopodobnie po zabiegu łyżeczkowania) wiec w zeszłym roku w lutym zaczęliśmy stymulację do ivf którego efektem były 3 zarodki. Jeden podany na świeżo- beta 0. Drugi criotransfer miałam w maju- beta ani drgnęła. Odpuściłam temat i po powrocie z wakacji we wrześniu, okazało się ze jestem w ciąży. Niestety radość nie trwała zbyt długo- serduszko przestało bić i znów miałam zabieg Bardzo dużo mnie to kosztowało, ale minęło pół roku i zdecydowałam ze nie mogę się poddać i muszę walczyć o moje szczęście.
Zapadla decyzja o podjęciu ostatniego z naszych Eskimosów. Niestety wolno rosnąca beta nie dała nadziei na sukces, ale tym razem mój organizm poradził sobie sam. Miałam dość wiec pojechaliśmy na urlop. Pewna braku owulacji (monitoring przed wyjazdem pokazał cykl bezowulacyjny) poszalalam z mężem i w połowie czerwca dowiedzieliśmy się ze jest fasolka :O byłam w szoku i nie mogłam uwierzyć jak to sie stało. To był 5 tydzień i wszystko wyglądało b.dobrze. W 8 tyg zaczęłam plamić i natychmiast poleciałam do lekarza- okazało się ze z fasolka wszystko Ok, serce bije miarowo, ale mam dość sporego krwiaka. Gin kazał mi się nie meczyc, zwiększyć duphaston i odstawić acard który brałam. Niestety plamienie nie ustępowało i po tygodniu, na kolejnym usg okazało się ze małe serduszko już nie bije Moje marzenia runęły kolejny raz potem znów był szpital, ale tym razem wiedziałam, ze chce zrobić badania genetyczne malucha, określić płeć i pochować moje dziecko. Był to bardzo trudny czas, bo sama musiałam znaleźć laboratorium, które się tym zajmie, dogadać wszystko i dopilnować żeby szpital przekazał malucha do badań...Wszystko to trochę trwało, a my w między czasie pojechaliśmy z moimi wynikami immunologii do dr. P. Wyszło ze mam:
PAI heterozygota
ANA graniczny
LCT ujemne
APS-ACA ujemne
Plan leczenia zaproponowany przed doktora przy kolejnej próbie to: encorton od 1 dnia cyklu, acard przez cały czas i heparyna od pozytywnego testu.
I teraz moje pytanie:
czy któraś z Was miała może podobne wyniki i czy leki pomogły Wam szczęśliwie donosić dzidziusia? Wiem, ze każdy organizm jest inny, ale szukam chyba jakiegoś namacalnego dowodu, a może bardziej nadziei na to, ze uda mi się po tylu latach zostać wreszcie mamą
Ps. Na koniec jeszcze dodam ze Jowitke pochowaliśmy 5.09. Ma teraz swoje miejsce na zawsze- nie tylko w moim sercu, ale takie namacalne, do którego zawsze mogę przyjść..[*]
Jowita piękne imię [emoji176] brak słów
Ale cieszę się że działasz dalej, że się nie poddałas i że na pewno leczona immunologia pomoże Ci donosic ciąże.
Ale widzę, że zachodzisz naturalnie też kochana mimo tych niedroznych jajowodow. To na prawde super, tak bardzo nie drozne chyba nie da w takim razie...
Ja nie mam problemów z immuno bynajmniej takich o których wiem więc nie cieszę ale dziewczyny na pewno się odezwą do Ciebie.
Trzymaj się kochana. Ściskam mocno.
Doskonale znam te procedury, o wszystko trzeba się samodzielnie starać, ja zarejestrowałam mojego synka w urzędzie SC, mamy dla niego miejsce na cmentarzu i bylo mi to potrzebne do pogodzenia się z stratą, niezależnie na jakim etapie, ale o wszystko sama walczyłam, a ordynator szpitala chcial mi wmówić, że to dopiero po 21 tygodniu mogę, ale na szczęście położna go poinformowała, że jest inaczej, co prawda mi to już było wszystko jedno co on myśli, bo na rozmowę z nim profilaktycznie poszłam o oczytana w prawie co do pochówku dzieci martwo urodzonych i płodów.Witajcie Dziewczyny, po długiej nieobecności wracam i od razu gratuluje tym, którym się udało i trzymam mocno kciuki za wszystkie pozostałe ponad pół roku mnie nie było i wielu z Was już nie ma na forum ale niektóre nicki pamietam
Poniżej przypomnę swoją historie
O dzidziusia staramy się od 2014roku. Mam za sobą poronienie w 2014r to był 6 TC. Diagnostyka wykazała u mnie niedrożne jajowody ( prawdopodobnie po zabiegu łyżeczkowania) wiec w zeszłym roku w lutym zaczęliśmy stymulację do ivf którego efektem były 3 zarodki. Jeden podany na świeżo- beta 0. Drugi criotransfer miałam w maju- beta ani drgnęła. Odpuściłam temat i po powrocie z wakacji we wrześniu, okazało się ze jestem w ciąży. Niestety radość nie trwała zbyt długo- serduszko przestało bić i znów miałam zabieg Bardzo dużo mnie to kosztowało, ale minęło pół roku i zdecydowałam ze nie mogę się poddać i muszę walczyć o moje szczęście.
Zapadla decyzja o podjęciu ostatniego z naszych Eskimosów. Niestety wolno rosnąca beta nie dała nadziei na sukces, ale tym razem mój organizm poradził sobie sam. Miałam dość wiec pojechaliśmy na urlop. Pewna braku owulacji (monitoring przed wyjazdem pokazał cykl bezowulacyjny) poszalalam z mężem i w połowie czerwca dowiedzieliśmy się ze jest fasolka :O byłam w szoku i nie mogłam uwierzyć jak to sie stało. To był 5 tydzień i wszystko wyglądało b.dobrze. W 8 tyg zaczęłam plamić i natychmiast poleciałam do lekarza- okazało się ze z fasolka wszystko Ok, serce bije miarowo, ale mam dość sporego krwiaka. Gin kazał mi się nie meczyc, zwiększyć duphaston i odstawić acard który brałam. Niestety plamienie nie ustępowało i po tygodniu, na kolejnym usg okazało się ze małe serduszko już nie bije Moje marzenia runęły kolejny raz potem znów był szpital, ale tym razem wiedziałam, ze chce zrobić badania genetyczne malucha, określić płeć i pochować moje dziecko. Był to bardzo trudny czas, bo sama musiałam znaleźć laboratorium, które się tym zajmie, dogadać wszystko i dopilnować żeby szpital przekazał malucha do badań...Wszystko to trochę trwało, a my w między czasie pojechaliśmy z moimi wynikami immunologii do dr. P. Wyszło ze mam:
PAI heterozygota
ANA graniczny
LCT ujemne
APS-ACA ujemne
Plan leczenia zaproponowany przed doktora przy kolejnej próbie to: encorton od 1 dnia cyklu, acard przez cały czas i heparyna od pozytywnego testu.
I teraz moje pytanie:
czy któraś z Was miała może podobne wyniki i czy leki pomogły Wam szczęśliwie donosić dzidziusia? Wiem, ze każdy organizm jest inny, ale szukam chyba jakiegoś namacalnego dowodu, a może bardziej nadziei na to, ze uda mi się po tylu latach zostać wreszcie mamą
Ps. Na koniec jeszcze dodam ze Jowitke pochowaliśmy 5.09. Ma teraz swoje miejsce na zawsze- nie tylko w moim sercu, ale takie namacalne, do którego zawsze mogę przyjść..[*]
Ciężko się czyta Twoją historię... tyle przeszłaś... los Cię nie oszczędzał ... dawał po czym odbierał nadzieję... jakie to wszystko niesprawiedliwe...Witajcie Dziewczyny, po długiej nieobecności wracam i od razu gratuluje tym, którym się udało i trzymam mocno kciuki za wszystkie pozostałe ponad pół roku mnie nie było i wielu z Was już nie ma na forum ale niektóre nicki pamietam
Poniżej przypomnę swoją historie
O dzidziusia staramy się od 2014roku. Mam za sobą poronienie w 2014r to był 6 TC. Diagnostyka wykazała u mnie niedrożne jajowody ( prawdopodobnie po zabiegu łyżeczkowania) wiec w zeszłym roku w lutym zaczęliśmy stymulację do ivf którego efektem były 3 zarodki. Jeden podany na świeżo- beta 0. Drugi criotransfer miałam w maju- beta ani drgnęła. Odpuściłam temat i po powrocie z wakacji we wrześniu, okazało się ze jestem w ciąży. Niestety radość nie trwała zbyt długo- serduszko przestało bić i znów miałam zabieg Bardzo dużo mnie to kosztowało, ale minęło pół roku i zdecydowałam ze nie mogę się poddać i muszę walczyć o moje szczęście.
Zapadla decyzja o podjęciu ostatniego z naszych Eskimosów. Niestety wolno rosnąca beta nie dała nadziei na sukces, ale tym razem mój organizm poradził sobie sam. Miałam dość wiec pojechaliśmy na urlop. Pewna braku owulacji (monitoring przed wyjazdem pokazał cykl bezowulacyjny) poszalalam z mężem i w połowie czerwca dowiedzieliśmy się ze jest fasolka :O byłam w szoku i nie mogłam uwierzyć jak to sie stało. To był 5 tydzień i wszystko wyglądało b.dobrze. W 8 tyg zaczęłam plamić i natychmiast poleciałam do lekarza- okazało się ze z fasolka wszystko Ok, serce bije miarowo, ale mam dość sporego krwiaka. Gin kazał mi się nie meczyc, zwiększyć duphaston i odstawić acard który brałam. Niestety plamienie nie ustępowało i po tygodniu, na kolejnym usg okazało się ze małe serduszko już nie bije Moje marzenia runęły kolejny raz potem znów był szpital, ale tym razem wiedziałam, ze chce zrobić badania genetyczne malucha, określić płeć i pochować moje dziecko. Był to bardzo trudny czas, bo sama musiałam znaleźć laboratorium, które się tym zajmie, dogadać wszystko i dopilnować żeby szpital przekazał malucha do badań...Wszystko to trochę trwało, a my w między czasie pojechaliśmy z moimi wynikami immunologii do dr. P. Wyszło ze mam:
PAI heterozygota
ANA graniczny
LCT ujemne
APS-ACA ujemne
Plan leczenia zaproponowany przed doktora przy kolejnej próbie to: encorton od 1 dnia cyklu, acard przez cały czas i heparyna od pozytywnego testu.
I teraz moje pytanie:
czy któraś z Was miała może podobne wyniki i czy leki pomogły Wam szczęśliwie donosić dzidziusia? Wiem, ze każdy organizm jest inny, ale szukam chyba jakiegoś namacalnego dowodu, a może bardziej nadziei na to, ze uda mi się po tylu latach zostać wreszcie mamą
Ps. Na koniec jeszcze dodam ze Jowitke pochowaliśmy 5.09. Ma teraz swoje miejsce na zawsze- nie tylko w moim sercu, ale takie namacalne, do którego zawsze mogę przyjść..[*]
Nie badałam immunologii więc nie pomogę, ale będę Ci kibicowała i trzymała kciuki
ilmenau
Fanka BB :)
- Dołączył(a)
- 1 Marzec 2018
- Postów
- 3 118
No i wiedziałam, że jest za pięknie. Przed chwilą wróciłam ze szpitala. Jak napisałam poprzednie posty, poszłam do toalety. Krew. Potem więcej. Telefon do gina - wiedziałam, że ma dziś dyżur, pojechałam. Z dzieciakami wszystko ok. Mam wielkiego polipa w szyjce 1.5 cm na 0.8 cm. Jakim cudem nikt go wcześniej nie zauważył??? Przy transferze?
@Sol ratuj, Ty zdaje się masz podobny problem. Czy to jest zagrożenie dla ciąży? Mój gin mówi, że raczej nie. Ale zaniepokoiło mnie to "raczej".
Kochana, mam nadzieję, że wszystko jest ok. Będzie cię to pewnie męczyć jak naszą Sol. Dużo stresu ale dzieciaczkom nie powinno grozić. Trzymaj się!
U mnie jedyny raz kiedy beta byla pozytywna, to kiedy zapieprzalam od rana do wieczora z motorkiem w dupie w trzech firmach.Przepraszam nie chciałam cię zdenerwowac. Ja sama wiecznie wszystko analizuje. NICZYM SIĘ NIE PRZEJMUJ będzie dobrze i tylko czas da ci odpowiedź na twoje pytania. Ja jestem przed 3 transferem i niby tylko niedrozne jajowody mnie blokują co obeszlismy właśnie in vitro, a jednak coś nie pyklo staraj się nie czytać za dużo. Zajmij się czymś co ci sprawi przyjemność może znajdziesz jakąś nową pasję. Ja w trakcie przygody z in vitro zaczęłam strzelać i chce zrobić patent kupiłam też maszynę do szycia, a szycie mi przychodzi z trudem bo jak moje koleżanki forumowe wiedzą mam straszne ADHD i teraz pytanie do wszystkich czy taki nadmiar energii nie jest w jakimś stopniu przyczyną niepowodzeń? Może właśnie coś ze mną nie tak i może moje zarodki nie nadążaja za mną? Zapomniałam o tym z lekarzem porozmawiać.
A jak sie oszczedzalam to nici.
Bez zezlaza Mama DHA premium a z zelazem Composita Mama DHADziewczynki nieocenione, jakaś podpowiedź w kwestii witamin na pierwszy trymestr z DHA?
dżoasia
Fanka BB :)
- Dołączył(a)
- 29 Kwiecień 2017
- Postów
- 11 174
Akatombo kochanie tak mi przykro :* Rób jak ci serce podpowiada - jeśli przerwa to ok, ale jeśli chcesz działać od razu, to i tak musisz poczekać aż beta spadnie do 0 i dopiero wtedy pierwsze krwawienie po tym to będzie 1dc.Nie, kochana, nie miałam skurczy, zresztą jak zaczęłam krwawić to mnie nic nie bolało, nic nie czułam, teraz też nie, nawet już nie krwawię za bardzo.
Przyczyn może być milion, fakt, że miałam teraz bardzo dużo stresu związanego z pracą, co się łączyło też ze stresem przy każdym odbiorze bety, ale czy to przez to, nie mam pojęcia i pewnie nigdy sie nie dowiem.... Może to po prostu nie ten zarodek, a może immunologia, na to pierwsze nie mam wpływu, z tym drugim spróbuję coś zrobić.
Ja już bym działała od razu, ale mój ukochany stwierdził, żebyśmy dali sobie miesiąc odpoczynku. Zresztą nie mam leków do immunosupresji, a trzeba je brać od 1 dc, to by było od dziś.
Mamy jeszcze trzy mrozaki, w nich nasza nadzieja, będziemy walczyć. Chociaż coraz bardziej się przekonuję, że in vitro jest dla ludzi bardzo odpornych psychicznie...
Anetka - tego nawet najstarsi górale nie wiedzą!!! :/@Biedroneczka83 3mam [emoji110][emoji110][emoji110][emoji110] aby tym razem się udało...
@Kurcia Co u Ciebie?
@dżoasia ile mamy jeszcze czekać na Ciebie????
@Akatombo Kochana wysłałam priv :*
Za wszystkie transferujace, betujace 3mam [emoji110][emoji110][emoji110]
Dziewczyny droga często jest kręta i bolesna... Ale w końcu dla każdej zaświeci [emoji274][emoji274][emoji274][emoji274][emoji274][emoji274][emoji3508][emoji3508][emoji3508][emoji275][emoji275][emoji275][emoji275]
A jak Ty się czujesz? Kiedy wizyta? Jak po poprzedniej? Coś nam tu mało meldujesz
Miałam weekendowy wyjazd, ale już jestem na osterunku@dżoasia gdzie się bawisz, że cię nie ma
Kochana, ja bym brała ten dostinex tak jak każą w klinice. U mnie od wieków problem z prolaktyną, chociaż w klinikach tym się za bardzo nie przejmują, ale akurat życie mi tarczycy oszczędziło i z nią póki co all okJak co weekend wracam na forum
U mnie jak zwykle prosto być nie może...endokrynolog zapowiedziała 5 tyg na nowej dawce leków , zmieniła na letrox i dała mi zaświadczenie że dopóki TSH się nie ustabilizuje nie zgadza się na stymulację . Jednak najciekawsze jest z prolaktyna....powiedziała, że nie rozumie dlaczego mam brać Dostinex , który bardzo obciąża organizm skoro to normalne że jak TSH rosnie- a mam prawie 7, to prolaktyna też rośnie . Twierdzi, że mój problem to nie prolaktyna tylko TSH i jak oni się obniżenie to prolaktyna też . I kazała mi odstawić...masakra nie wiem już co mam robić...w końcu nie wzięłam tego Dostinex w piątek wieczorem- bo miałam 1 raz w tyg, a teraz mam przemyślenia czy dobrze zrobiłam....czy któraś z Was mając problem z prolaktyna miała równocześnie problem z tsh? Aha i jeszcze powiedziała że hiperprolaktyne leczy się jeśli miesiączki są w odstępach dłuższych niż 30-35 dni.. i co ja mam robić??? W środę mam kolejna wizytę w Novum, we wtorek zrobię jeszcze badanie TSH i prolaktynę .....tylko czy brać ten Dostinex? Oszaleje od tych myśli....help!
Po punkcji dają codziennie jak się ma jakieś tam ryzyko hiper. Ja po ostatniej też brałam i mam nadzieję, że to mnie uchowało od niechcianego szpitalaTak tsh szybowali w górę o prolaktyna tez. Dostinex bardzo mocno i szybko zbija prolaktyne wiec trzeba często ja kontrolować bo moze zbić tak jak u mnie z ponad 1000 do 8! Zależy jak często i jaka dawkę masz tego dostinexu? Bo z tego co tu dziewczyny pisały to brały raz lub 2 razy w tygodni a ja po punkcji miałam brac codziennie i tak sie mi nawywijało
Majaaa a do kogo chodzisz? Bo zakładam, że w krk? Kogo polecasz?Eutyrox. Mam Hashi i IO. Od kilku miesięcy jestem na diecie i niskim indeksie i 3 razy na dzień biorę glucophage. Trafiłam na dobrego Endo skąd jesteś?
Zawsze wtedy kiedy pojawia się żywa, świeża krew, a nie tylko plamienie.No właśnie...od 22 do 29 dni...więcej jest tych krótkich j problem też polega na tym że np. 23 dnia mam lekkie jednorazowe krwawienie, mną następny dzień tylko trochę brązowego plamienia, kolejny dzień lub dwa zupełnie nic i potem dopiero znowu powoli rozkręca się okres. Dlatego często nawet ciężko mi powiedzieć kiedy mam pierwszy dzień cyklu.
Kochana a co to za operacja i kiedy ją miałaś? Ciężko coś doradzić jak nie znamy szczegółów...cześć. mam pytanie przepraszam jeśli może nie na temat albo nie tu ale do rzeczy czy może któraś kobietka miała problem z zajściem w ciąże związany z brakiem miesiączki? mi się własnie nie pojawia po pewnej operacji.
To zależy od kliniki i w dużej mierze od dobrej woli lekarza. Czasem nawet jeśli nie masz już możliwości wziąć urlopu to lekarz może wypisac l4 na dzień wizyty. Podczas stymulacji raczej może wypisać jeśli masz np ciężką pracę fizycznąCo do L4 podczas stymulacji, to da się radę chodzić do pracy? I jak często trzeba do kliniki jechać na USG czy cokolwiek innego?
Ssssurykaciu wszystkiego spokojnego dla Ciebie :* :* :* Olej w końcu ta robotęNo i wiedziałam, że jest za pięknie. Przed chwilą wróciłam ze szpitala. Jak napisałam poprzednie posty, poszłam do toalety. Krew. Potem więcej. Telefon do gina - wiedziałam, że ma dziś dyżur, pojechałam. Z dzieciakami wszystko ok. Mam wielkiego polipa w szyjce 1.5 cm na 0.8 cm. Jakim cudem nikt go wcześniej nie zauważył??? Przy transferze?
@Sol ratuj, Ty zdaje się masz podobny problem. Czy to jest zagrożenie dla ciąży? Mój gin mówi, że raczej nie. Ale zaniepokoiło mnie to "raczej".
Kochanie ja cię pamiętam. Światełko dla Jowitki :* [*]Witajcie Dziewczyny, po długiej nieobecności wracam i od razu gratuluje tym, którym się udało i trzymam mocno kciuki za wszystkie pozostałe ponad pół roku mnie nie było i wielu z Was już nie ma na forum ale niektóre nicki pamietam
Poniżej przypomnę swoją historie
O dzidziusia staramy się od 2014roku. Mam za sobą poronienie w 2014r to był 6 TC. Diagnostyka wykazała u mnie niedrożne jajowody ( prawdopodobnie po zabiegu łyżeczkowania) wiec w zeszłym roku w lutym zaczęliśmy stymulację do ivf którego efektem były 3 zarodki. Jeden podany na świeżo- beta 0. Drugi criotransfer miałam w maju- beta ani drgnęła. Odpuściłam temat i po powrocie z wakacji we wrześniu, okazało się ze jestem w ciąży. Niestety radość nie trwała zbyt długo- serduszko przestało bić i znów miałam zabieg Bardzo dużo mnie to kosztowało, ale minęło pół roku i zdecydowałam ze nie mogę się poddać i muszę walczyć o moje szczęście.
Zapadla decyzja o podjęciu ostatniego z naszych Eskimosów. Niestety wolno rosnąca beta nie dała nadziei na sukces, ale tym razem mój organizm poradził sobie sam. Miałam dość wiec pojechaliśmy na urlop. Pewna braku owulacji (monitoring przed wyjazdem pokazał cykl bezowulacyjny) poszalalam z mężem i w połowie czerwca dowiedzieliśmy się ze jest fasolka :O byłam w szoku i nie mogłam uwierzyć jak to sie stało. To był 5 tydzień i wszystko wyglądało b.dobrze. W 8 tyg zaczęłam plamić i natychmiast poleciałam do lekarza- okazało się ze z fasolka wszystko Ok, serce bije miarowo, ale mam dość sporego krwiaka. Gin kazał mi się nie meczyc, zwiększyć duphaston i odstawić acard który brałam. Niestety plamienie nie ustępowało i po tygodniu, na kolejnym usg okazało się ze małe serduszko już nie bije Moje marzenia runęły kolejny raz potem znów był szpital, ale tym razem wiedziałam, ze chce zrobić badania genetyczne malucha, określić płeć i pochować moje dziecko. Był to bardzo trudny czas, bo sama musiałam znaleźć laboratorium, które się tym zajmie, dogadać wszystko i dopilnować żeby szpital przekazał malucha do badań...Wszystko to trochę trwało, a my w między czasie pojechaliśmy z moimi wynikami immunologii do dr. P. Wyszło ze mam:
PAI heterozygota
ANA graniczny
LCT ujemne
APS-ACA ujemne
Plan leczenia zaproponowany przed doktora przy kolejnej próbie to: encorton od 1 dnia cyklu, acard przez cały czas i heparyna od pozytywnego testu.
I teraz moje pytanie:
czy któraś z Was miała może podobne wyniki i czy leki pomogły Wam szczęśliwie donosić dzidziusia? Wiem, ze każdy organizm jest inny, ale szukam chyba jakiegoś namacalnego dowodu, a może bardziej nadziei na to, ze uda mi się po tylu latach zostać wreszcie mamą
Ps. Na koniec jeszcze dodam ze Jowitke pochowaliśmy 5.09. Ma teraz swoje miejsce na zawsze- nie tylko w moim sercu, ale takie namacalne, do którego zawsze mogę przyjść..[*]
Acardu i heparyny trzymałabym się na pewno. A już przynajmniej heparyny to na bank. Życie ci nie szczędziło przykrości, ale teraz musi być już dobrze!!
tak jest - nic się nie zmieniłoNie przy tym rządzie....ale cóż. Ja mam urlop i pracę taka, że urlop to potzrebuje na jeden dzień w tygodniu, a resztę niby będę robić z domu, tylko pytam jak to wygląda i o co mogę prosić lekarza. Poza tym to 80% to mi macierzyński obniży odrobinkę żartuję z tym i optymistycznie zakładam, że w rok się wyrobie z urodzeneim!!!!! @dżoasia aTy nadal polecasz tą aptekę w Krakowie? Nic się nie zmieniło z tym gdzie najtańsze leki?
reklama
jolancik
Fanka BB :)
- Dołączył(a)
- 25 Październik 2016
- Postów
- 1 088
To zależy jaką masz pracę. Ja np. pracuje w biurze od rana. Jutro mam wizytę na 18 więc pasuje mi po pracy. Ale kolejna wizyta jeśli będzie np. w środę od rana to będę brać urlop. Na punkcję i transfer tak samo.Co do L4 podczas stymulacji, to da się radę chodzić do pracy? I jak często trzeba do kliniki jechać na USG czy cokolwiek innego?
Podziel się: