Cześć Dziewczyny. Jesteśmy w komplecie. Termin cc mieliśmy na 12, ale urodziliśmy 6 września. Miałam mieć zwykle, kontrolne USG, a w ciągu godziny wylądowałam na stole, ponieważ jednemu groziła zamartwica. Na szczęście dzieci są zdrowe. Pierworodny to Janek. Ważył 3080, mierzył 56 cm, otrzymał 10 pkt. Józek 3150, 55 cm, 10 pkt. Ze szpitala wyszliśmy 10 września. Te wszystkie stresy (zagrożenie życia jednego z nich, cc do którego psychicznie jednak nie byłam przygotowana, brak pokarmu, nieobecność ojca dzieci) sprawiły, że każde niepowodzenie powodowało płacz. Jeszcze na koniec, gdy wracaliśmy z porodowki (już w pełnym komplecie) mieliśmy stluczkę pod szpitalem, którą złośliwie sprowokował facet na sąsiednim pasie - to była ta kropla, która sprawiła, że dostałam szału. Wysiadlam i bez słowa zaczęłam walić w jego szybę i przy okazji po nim. Mąż mówi, że kierowca był wręcz przerażony. Trudno. Jedyna korzyść z tej stłuczki jest taka, że pojawił się pokarm
a ja od wczoraj cieszę się macierzyństwem. Już bez strachu.