reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Kto po in vitro?

reklama
A tak ogolnie z samopoczucia fizycznego, zadne skrzepy juz nie leca. Wczoraj od 21 juz nie lecialy. Na podpasce przez noc nie bylo swiezej krwi, dzis rano przy siusianiu tez nie, tylko przy podcieraniu. Takze cale to poronienie to dla mnie jakis wielki absurd. Nie sadzilam, ze to proces godzinny a potem finito i jedynie endometrium bedzie sie ulatnialo z czasem.

Nie wiem, ja po prostu tego nie pojmuje, ze wyleci kilka duzych skrzepow, dojdzie do tego krwotok (nawet nie tak obfity jak w piatek ale za to wielkie skrzepy) i tak z siebie juz po godzince lub dwoch spokoj a nastepnego dnia prawie nic. Dla mnie to serio jakas kiepksa komedia, jakis absurd.
Jak odstawisz leki to za kilka dni znowu będzie krwawienie.
 
Kochana mi się śniło z sob na Niedz przed 2 beta że się nie udało a przed 3 beta że znajomy taty który ma zakład pogrzebowy zmarł w dzień kiedy ją na robiłam betę sny Masakra , a co do bólów głowy to jak do tej pory przez ostatnie 2 miesiące miałam spokój

Chociaż tyle spokoju. Dla mnie dzień bez bólu to wyjątek. Powiedzmy, że się przyzwyczaiłam. ;)
W trakcie stymulacji i po transferze było super, bo chociaż brzuch mnie bolał, to głowa nie. Czekam na ciążę jak na wybawienie. ;) pod każdym względem.
Niektóre sny są straszne a w trakcie wiekszych napadów bólowych, to już w ogóle jest jazda bez trzymanki.
 
reklama
Ciezka noc, moj M rozpadl sie kompletnie, swiat mu sie zawalil. On sie z tego wszystkiego tak bardzo cieszyl, czasami mialam wrazenie, ze nawet wiecej niz ja. Wczoraj kupilismy trunki i po prostu wypilismy. Mowil mi, ze ktos musi byc silny, wiec on sie stara ta osoba byc, ale na koncu to on sie rozkleil. Aczkolwiek, mala dyskusje mielismy, bo ja jestem tego zdania, ze moze faktycznie tak mialo byc, ze ktorys z zarodkow byl chory, moze nie tak mocny, licho wie co. Kiedys pomyslalabym, ze to tylko komorki nad ktorymi nie ma co plakac. Zreszta jak moja mama robila invitro to wlasnie tak myslalam. Teraz jestesm zdania, ze te komorki, byly moimi dziecmi i nie wolno mi ich tak zapomnac. Chcialabym w zwiazku z tym symbolicznie je pochowac, nadac im imiona, mimo iz nie wiem kim byly, po prostu zeby nie byly tylko czyms co przeminelo. On sie na to nie chce zgodzic. Mowil mi wczoraj, ze gdzie Bog jest w takich sytuacjach, wiem... ma do tego prawo tak mowic. Ja nie jestem jakos bardzo wierzacym czlowiekiem, ale po swojemu wierze i wierze, ze nie raz nam pomagal w innych kwestiach, albo powiedzmy ktos albo cos nam pomagalo. Ale nie wolno mi, od tak przekreslac, mimo iz cholernie to boli i ciezko dalej wierzyc.

Myslalam tez, robiac sobie wyrzuty sumienia, ze moze to jednak blad byl zdecydowac sie na dwa zarodki. Ze moze jeden z nich zaczal obumierac, moze to bylo to pierwsze krwawienie i wtedy rozpoczelo sie ciagniecie za soba tego drugiego. Mam tez pretensje do siebie, ze po urlopie wrocilam na te kilka dni do pracy. Praca nie fizyczna, ale czlowiek jednak zmeczony wracal i szedl do tej komunikacji. Teraz po prostu byla sytuacja idealna, mialam wolnego tyle, ze nie musialam sie z niczego tlumaczyc, beta tak pieknie rosla, az za pieknie, progesteron wsumie tez procz tego jednego spadku, gdzie dolaczono Prolutex. Wiec ja naprawde nie wiem, co gdzie na jakim etapie poszlo nie tam. Moj M powiedzial mi wczoraj, ze tak jak on tych lekarzy nie lubi, to na twarzy Doktora wczoraj bylo szczere wspolczucie i przejecie. Ja tez to widzialam, bylo mu cholernie przykro. Tylko co nam to da, bajka sie skonczyla.

Nie wiem, czy bede podchodzila do nastepnej stymulacji, nie wiem w ogole, jak to bedzie w pracy. Najchetniej chcialabym sie zaszyzc gdzies i nie wychodzic przez caly dzien. Tak bardzo sie trzymalam w garsci, aby nie denerwowac sie, nie przejmowac niczym podczas calego tego zabiegu, dali mi tyle czasu w klinice, w domu to samo, staralam sie, i po prostu nie wiem cholera gdzie zawinilam i czym. Nigdy nie sadzilam, ze staranie sie o dziecko moze byc tak bolesne a utrata nawet tych komoreczek malych taka traumatyzujaca. Jestem wykonczona, po prostu wypalona po wczorajszym.

Dzisiaj chowam moje leki do kuferka a kuferek sprzatam z widoku. Koniec tego tematu dla mnie na razie. Gdyby ktoras z was potrzebowala cos z lekow to dajcie mi znac. Moze chociaz do tego sie przydadza :(

Kochana nigdy, przenigdy nie myśl że gdzieś tu jest Twoja wina !!!!!
Niestety tak czasami bywa i powodów mogą być miliony, ale na pewno nie jest to wina żadnego z Was.
Niejedna z nas przez to przechodziła, więc wiemy jak Ci ciężko, ale uwierz mi, będzie lepiej :) A dalsza walka naprawdę dodaje sił i znów pojawia się optymizm. Tylę Was mocno.
 
Do góry