To byl mój pierwszy criotransfer. Po nieudanej pierwszej próbie, który odbył się zaraz po punkcji doktor kazał odczekać 1 cykl by oczyścić organizm z burzy hormonalej, potem kontrola czy nie ma torbieli i czekanie na okres. Miałam stawić się w 12 dniu cyklu na ocenę czy jest pęcherzyk plus badanie hormonów. Po wynikach doktor stwierdził,że jest jeszcze trochę czasu do owulacji. Kolejna wizyta w 14 dniu. W 16 d.c pęcherzyka już nie było,po wynikach hormonów mialam brać lutinus 2x100, doktor wyznaczył datę transferu za 3 dni (zamrożone miałam dwa 2-dniowe maluszki). Obydwa ladnie rozmroziły się. Transfer trwal 2 minuty, potem leżenie przez 20minut i do domu z zaleceniem brania lutinusa do bety, którą miałam zrobić w 12dniu po transferze. Na własną rękę brałam no-spe od poranka kiedy miałam transfer. O endometrium i wielkość pęcherzyka nie pytałam, tym razem postanowiłam nie być nadgorliwą i zaufać lekarzowi (co łatwe nie było). Niestety mam tak,że im więcej wiem tym bardziej to analizuję
Cykl naturalny był dla mnie o tyle dobry, że 12 dpt wypadał 2 dni po czasie spodziewanej miesiączki,która pojawiała się jak w zegarku (choć brałam pod uwagę,że stymulacja hormonalna mogła rozregulować mi cykl). Chyba 9 dnia po transferze miałam typowe bóle okresowe i byłam pewna,że zaraz zaleje mnie czerwona rozpacz ale jakos mi mijało i okres nie pojawił się. Jeden maluch z nami został i ostatnio na usg okazało się,że jest to mój wymarzony synek!
Bałam się criotranseru na cyklu naturalnym bo mało dziewczyn tak miało ale doktor zapewnił mnie,że skoro mam owulację jest to dla mnie najlepsza opcja i największa szansa bo naśladujemy naturę i nie ingerujemy w mój cykl. Głowa do góry bo na prawdę ma to sens!!!!