reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Kto po in vitro?

reklama
Dziewczyny mam pytanie do Was, dziś jest 4 dpt i do tej pory jak przyjmowałam luteinę to prawie nic nie zostawało na wkładce, wydawało mi się,że wszystko się ładnie wchłaniało. A dziś rano po aplikacji mam wrażenie,że wszystko "wypadło" czy to normalne....? Tak przez chwilę pomyślałam,czy to nie oznacza,że znowu coś jest nie tak i po prostu organizm już nie potrzebuje już progesteronu...? :/ a i dodam,że palikuję palcem,aby nie było żadnych podrażnień

Mi luteina tez nie wyplywala ale czasami jak aplikowalam aplikatorem to aplikator byl caly w luteinie, to co mialo sie wchłonąć, wchlonelo sie[emoji4] trzymam kciuki za udane podejście [emoji110]
 
Dziewczyny mam pytanie do Was, dziś jest 4 dpt i do tej pory jak przyjmowałam luteinę to prawie nic nie zostawało na wkładce, wydawało mi się,że wszystko się ładnie wchłaniało. A dziś rano po aplikacji mam wrażenie,że wszystko "wypadło" czy to normalne....? Tak przez chwilę pomyślałam,czy to nie oznacza,że znowu coś jest nie tak i po prostu organizm już nie potrzebuje już progesteronu...? :/ a i dodam,że palikuję palcem,aby nie było żadnych podrażnień

Wydaje mi się, że nie masz się czym martwić. Mi też coś jakiś czas trochę więcej wypłynie. Zależy od pory dnia i chyba od tego ile tej luteiny tam już jest, nie wszystko da radę się wchłonąć i coś z tą reszta musi się stać (organizm musi się jakaś droga jej pozbyć).
 
Dziewczyny mam pytanie do Was, dziś jest 4 dpt i do tej pory jak przyjmowałam luteinę to prawie nic nie zostawało na wkładce, wydawało mi się,że wszystko się ładnie wchłaniało. A dziś rano po aplikacji mam wrażenie,że wszystko "wypadło" czy to normalne....? Tak przez chwilę pomyślałam,czy to nie oznacza,że znowu coś jest nie tak i po prostu organizm już nie potrzebuje już progesteronu...? :/ a i dodam,że palikuję palcem,aby nie było żadnych podrażnień
Ja nosze cały czas wkładki bo jak chodzę zawsze coś wypływa. Uważam, że to normalne :).
 
U mnie dziewczyny rozpacz dzisiaj. Zaczęłam krwawić taką żywo-czerwoną krwią. Byłam w szpitalu, ale jak to w Danii niestety nic nie udało mi się uzyskać. Ani usg ani badania krwi. Lekarz mnie tylko pomacał po brzuchu i mam przyjść na usg jutro o 8 rano. Ale nie jestem w stanie wykrzesać z siebie ani jednej pozytywnej myśli. Jest dokładnie tak samo jak w zeszłym roku kiedy poroniłam. Łzy mi same lecą po policzkach bo nie wiem jak będę miała siłę kolejny raz to przechodzić.
O nie... :-( mam nadzieję,że to tylko fałszywy alarm. Trzymam mocno kciuki za Ciebie i maleństwo!
 
Kurde bezsennosc mnie dopadla jakas. Nie spie od 3:/ w koncu o 4tej zrobilam sobie kawe i poszlam przygotowac badania na dzis bo mialam taki burdel, co chwile trzeba cos innego wyciagnac/ pokazac, cos robi sie nie wazne, masakra:p mam nadzieje, ze kilka wizyt wystarczy bo wizyte mam na 12.40 a zaraz musze juz wyjechac:/ wroce pewnie juz pod wieczor:eek:
No to widzę,że się wyspałaś :p
 
No dobra próbuję raz jeszcze wszystkie albo tyle ile się uda nadrobić i odpowiedzieć.



Kochana mam nadzieję, że już wszystko się ułożyło. Każda z nas to przeżywa. In vitro to dla związku mega ciężkie doświadczenie i naprawdę wielkie wyzwanie, ale miłość w końcu wszystko przetrzyma i wyjdziemy wszyscy z tego silniejsi.
Faceci niestety inaczej to wszystko odbierają no i też inaczej pokazują po sobie oraz odreagowują to wszystko. My też mieliśmy różne spięcia. Nie raz wielkie kłótnie i moje płacze co jeszcze bardziej go rozwścieczało. Z kasą u nas też ciężko bo wszystkie le leki kosztują majątek... a to wszystko wciąż nie daje przecież i tak 100 % pewności, ze się uda więc stres jeszcze większy. Mi ostatnio mąż powiedział, że tego czy tego w domu nie zrobimy bo pieniądze idą na moje leczenie. MOJE? Jakie moje? Normalnie od razu się rozryczałam. To, że ja w siebie wciskam tonę leków i zastrzyków to przecież nie znaczy, że to moje leczenie tylko NASZE. Napisałam mu to od razu co czuję, nie przeprosił ale myślę, że zrozumiał. On w ogóle ostatnio widzę ma problem z przepraszaniem za głupoty jak coś palnie albo zrobi, ale widzę że pewne rzeczy do niego docierają tylko czasem o tym zapomina.
Pamiętaj kochana najważniejsza w tym wszystkim jest MIŁOŚĆ! Bedzie dobrze!





Bardzo mi przykro :( To straszne gdy człowiek tak się ucieszy, że w końcu się udało a potem taki smutek :(
Nienawidzę tego momentu obojętnie czy test czy beta - nienawidzę tego bo od prawie 2 lat nic innego nie widzę jak negatywny wynik. Trzymaj się w końcu musi nam się udać. U Ciebie przed chwilą beta była pozytywna więc znaczy, że coś drgnęło.



Ohhh... jak ja mam czasami ochotę pokrzyczeć do ludzi, ale też nic nie mówię. Jestem chora na kobiece sprawy i to tyle co wszyscy wiedzą i w pracy też wiedzą, że miałam dwie laparoskopie i dalej się leczę, że z brzuchem mam problemy.



Kochana ja już nie raz miałam dokładnie to samo. Od myśli, że powiem mu że chcę się rozwieźć przez opcję ucieczki w pizdu tak by nikt mnie nie mógł znaleźć, przez opcję że okłamie go, że go już nie kocham że kogoś mam - tak by mnie znienawidził i zostawił - aż po to, że chciałabym po prostu zasnąć i już nigdy się nie obudzić, już nie czuć. Nie raz czuję, że nie jestem go warta, że powinien być z taką która da mu dzieci. Czasami te wyrzuty sumienia, że to wszystko moja wina nie dają mi żyć...



Bardzo współczuję...



Mi za pierwszym razem się nie udało bo cała pierwsza procedura była porażką jedną wielką łącznie z ostatecznie negatywną betą. Jutro mam punkcję (drugie podejście bo przy pierwszym to tylko jeden zarodeczek był i ze mną nie został) boję się bardzo. Dużo bardziej niż przy pierwszym podejściu ale trzeba walczyć i wierzyć, że będzie dobrze, że tym razem się uda.



Jezuniu jestem na etapie, że za taki tekst bym zabiła. Ostatnio mam w sobie więcej agresji chyba niż smutku więc bym wypożyczyła na osobność taką osobę i wygarnęła wszystko co mi leżałoby na sercu tak żeby jej w pięty poszło.



Mi też mąż często mówi, że będziemy walczyć do końca ale jeśli się nie uda to świat się nie kończy. Wiele osób nie ma dzieci i są szczęśliwi - fakt nawet obok nas taka para mieszka, ale ja w ogóle nawet nie chcę o tym myśleć.



Ja niedawno wydarłam się jak nienormalna na moją mamę jak mi powiedziała, że jedna z moich koleżanek z podstawówki jest w ciąży a druga w drugiej ciąży. Zaczęłam strasznie na nią krzyczeć, że nigdy więcej nie chcę słyszeć o żadnych dzieciach i ciążach i że jak może wiedząc co ja przeżywam mówić mi o dzieciach innych. Ehhhh.... jeszcze koło mnie ostatnio dwie babki urodziły mieszkające na mojej ulicy i cały czas wpadam na nie jak chodzą z wózkami. Od razu wtedy łzy mi lecą. Izoluję się od osób mających dzieci bo nie daję rady... Kocham moją przyjaciółkę, ale nie rozmawiam z nią od pół roku. Ona ma idealne życie - jest piękna, ma piękną zdrową dwójkę dzieci, wspaniałego męża z którym zwiedza cały świat. No i ja zawsze się bardzo cieszyłam i cieszę jej szczęściem ale nie jestem w stanie patrzeć na to wszystko i wiem, że ona szczerze mi współczuje, kibicuje i martwi się o mnie ale nigdy żadna kobieta mająca bez problemu dzieci nas nie zrozumie i pocieszanie przez takie kobiety obecnie tylko mnie wku...wia...



Może to tylko jakiś krwiak pękł albo coś. Staraj się nie myśleć o najgorszym. Trzymam kciuki musi być dobrze!!!



U mnie było podobnie ostatnio - pobrali tylko 4 komórki, 3 się zapłodniły ale tylko jedna się rozwijała i niestety zarodeczek nie chciał ze mną zostać. Teraz znowu walczymy.
Pomimo calej rozpaczy i smutku szczescie i do nas kiedys zawita, zobaczysz. My musimy poprostu dluzej na to poczekac i troche wiecej doswiadczyc.
 
reklama
Do góry