Hej dziewczyny. Wszystkim, ktorym sie do tej pory sie nie udalo bardzo wspolczuje. Chcialam Wam powiedziec, ze dopuki jest nadzieja- nie poddawajcie sie!
Moja walka trwa juz 7 lat. Przez pierwsze 4 lata przyczyna nieplodnosci byla nieznana. Wszystkie badania byly dobre. Pierwsza inseminacja- nieudana. W miesiacu, w ktorym mialam podchodzic do drugiej okazalo sie, ze zaszlam naturalnie w ciaze! Niestety po tygodniu okazalo sie, ze to ciaza pozamaciczna i trzeba bylo usunac razem z jajowodem. Po operacji dowiedzialam sie, ze byl wodniak w jajowodzie i w drugim tez jest, takze w rezultacie musialam usunac oba aby podejsc do in vitro. Nie musze Wam pisac jaka byla nasza rozpacz po tym co sie stalo. Bo przeciez kazde nienarodzone dziecko to nasz maly Aniolek a my juz w tym momencie jestesmy mamami (takie jest moje zdanie). Najgorsze niestety bylo dopiero przed nami.. Zaczela sie dlugo wyczekiwana procedura in vitro. Udalo sie pobrac 19 jajeczek z czego zaplodnionych zostalo 9. 4 zarodki przetrwaly do stadium blastocysty i zostaly zamrozone. Trasfer mialam przesuniety przez hiperke i trzeba bylo w miedzy czasie usunac polipa. Nadszedl upragniony dzien criotranferu, potem oczekiwania na bete. Udalo sie za pierwszym razem. Radosc ogromna. Potem nudne 9 miesiecy ciazy. Wszystkie badania dzieciatka dobre. Zostalo tylko czekanie na malenstwo. W 10 dniu po terminie pojechalismy na kontrolne usg i okazalo sie, ze serduszko mojego maluszka jest bardzo powiekszone. Reszte pamietam jak przes mgle. Transport do innego szpitala, cc a potem okropna diagnoza.. Nasz synek mial baardzo zadko chorobe genetyczna, ktora obciaza glownie serduszko. Praktycznie nie dowykrycia w trakcie ciazy. Mozliwe wykrycie tylko poprzez badania inwazyjne i to tylko w kierunku tej choroby. My jestesmy oboje zdrowi i nawet wczesniej o tej chorobie nie slyszalam, wiec wykrycie jej wczesniej bylo niemozliwe. W 90% przypadkow choroba dziedziczona jest po rodzicach a wiec to, ze nasz synus byl chory to po prostu wielki pech.. Mutacja jego choroby to pierwszy taki przypadek na swiecie.. Diagnoza postawiona przez lekarzy- nasz maluszek za kilka dni umrze.. Rozpacz nasza nie znala konca. Synek kazdego dnia walczyl o zycie i byl tak silny, ze dal rade 4 miesiace. To byl najstarszejszy okres naszego zycia a i najpiekniejszy, bo moglam poznac mojego synka, bo bylam mama.. Rozwijal sie bardzo dobrze i gbyby nie te serducho moglby normalnie zyc z ta choroba.. Nie do opisania jest bol jak musisz patrzec jak twoje dziecko cierpi. Umarl w naszych ramionach. Mamy Aniolka
Piszac to placze ale chcialam, zebyscie wiedzialy, ze Bog nie zsyla na nas wiecej niz mozemy zniesc, ze nie wolno sie poddawac mimio wszystko. Jezeli jest nadzieja to zawsze warto walczyc! My sie nie poddajemy. Wiem, ze nasz Aniolek chce, zebysmy zabrali nasze mroziaczki. Mamy jeszcze trzy. I chociaz wiem, ze kolejna ciaza nie bedzie latwa to razem damy rade. Swoja kolejna walke zaczynam w sierpniowym cyklu.
Za wszystkie z Was osobna trzymam kciuki. Za staraczki i za te, ktorym sie udalo. Zycze szczesliwego rozwiazania!