Mawila, ja wlasnie poczytalam anglojezyczne strony i pisza na nich, zeby nie przesadzac z iloscia ananasa po transferze, bo moze zadzialac poronnie. Pisza, zeby odkroic skorke i pokroic go na 5 czesci wraz ze srodkiem, bo srodek zawiera najwiecej bromeliny. I kazda z tych czesci jesc przez 5 kolejnych dni. Ja rowniez bede jadla po transferze ananasa, wczesniej nie jadlam.
Ja zaczynalam w 2012 w Gamecie w Łodzi. Czynnik meski, <1mln plemnikow, od razu decyzja ICSI. Mi usunieto miesniaka 7cm, czyli wiekszy od macicy. Po pierwszym podejsciu zamrozili 5 zarodkow w stanie... moruli. Poczatkowo bylo ich 12 i gdy zobaczyli, ze im padaja, to nie czekali do blastocysty, tylko zamrozili w 4ej dobie!! Dowiedzielismy sie o tym duzo pozniej, przypadkiem, tracac zaufanie do kliniki. Zrobilismy tam jeszcze jedno podejscie, ale ich kiepski embriolog wyczarowal tylko jeden kiepskiej jakosci zarodek. Poniewaz mielismy u nich 2x ciaze biochemiczna (bhcg ok 20), a jesli liczyc wynik bhcg1,2 jako poczatek implantacji, to i 3, to lekarz powiedzial nam, zeby isc do immunologa prof Malinowskiego. Nie poszlismy. Poszlismy do Salve w Łodzi. Zrobili histeroskopie, badanie morfologii i DNA plemnikow. Podeszlismy do PICSI. Dolozyli zelazny zestaw, czyli Acard, Fraxi, Encorton, duuuzo progesteronu, min Prolutex. Do tego Assisted Hatching, Embryo Glue, Primo Vision. Pierwsze podejscie i wreszcie jedna ladna blastocysta, drugi zarodek gorszy. Bhcg znowu wzrosla i opadla na b wczesnym etapie, jeszcze przed miesiaczka. Kolejne podejscie i niestety pobrano jajka z tylko jednego jajnika, wskutek czego nie mielismy na koniec zadnej blastocysty. Poradzono nam, zeby podejsc z nasieniem dawcy. O ile na poczatku przystepowalismy do in vitro pelni nadzieji i optymizmu, to po tylu probach wymeczeni psychicznie, zdecydowalismy sie na nasienie. Jednoczesnie odwiedzilismy wstepnie dwa osrodki adopcyjne w Łodzi. Zrobili hsg - jajowody niedrozne, co wykluczylo inseminacje. Z nasienia dawcy powstaly 2 blastocysty. Wzielam pierwszy raz urlop, zeby po transferze odpoczywac. Bhcg byla 0. Powiedziano nam po raz kolejny, zeby sie udac do prof Malinowskiego. Zamierzalismy znowu podejsc z nasieniem dawcy, ale dowiedzielismy sie, ze mozemy przystapic do programu rzadowego. W nim mozna tylko ze swojego nasienia korzystac. Wiedzialam, ze leczenie u Malinowskiego troche potrwa, dlatego wreszcie mialam czas na systematyczne cwiczenia, a co za tym idzie zaczelam sie troche odchudzac, zdrowo zywic siebie i meza. U Malinowskiego zrobilam szczepienia z limfocytow partnera i intralipid przed transferem. W Salve badanie ERA receptywnosci endometrium, ale w naszym przypadku okazalo sie, ze nie ma z tym problemu, wiec niepotrzebnie je robilismy. Robilam rezonans macicy, wszystko ok. Poziom TSH, ft3, ft4, wszystko ok i wit D, ta suplementowalam, bo byla skrajnie niska. Przy 6tym pelnym podejsciu uzyskalismy jedna blastocyste. Nie mozna bylo jej podac w swiezym cyklu, bo mialam za wysoki progesteron. Musieli zamrozic(co tez moglo miec znaczenie, ze sie udalo). W miedzyczasie doszczepilam sie u Maliny, wzielam intralipid i z mega opuchnietymi od placzu oczami przyjelam ta moja jedyna blastocyste, a bhcg pierwszy raz nie spadala...
Troche to namieszane, dodam, ze dziecko mamy z naszego nasienia, mimo wczesniejszej jednej proby z nasienia dawcy.
Teraz przystepuje 7 raz, dziecko ma 10 miesiecy. Znowu sie szczepilam limfocytami, biore intralipid 2x, przeszlam leczenie na helicobacter, suplementuje wit D, az do poziomu pow 30. Suplementuje tez B12, żelazo i kwas foliowy, bo mialam niedobory. Oczywiscie zelazny zestaw, PICSI, AH, EmbryoGlue. Biore tez leki na insulinoopornosc, co tez moze miec znaczenie. U mnie najczesciej pobierali ok 12 komorek, z czego na koniec wychodzi ta jedna blastocysta. W tym cyklu juz wiem, ze komorek bedzie mniej, oby choc jedna blastka byla...