Witajcie. Przez kilka dni czytam Wasze wpisy i zastanawiałam się czy napisać czy nie.... Zdecydowałam że napiszę bo kto zrozumie jak nie osoby które mają takie same problemy...
Może opowiem troszkę o sobie o naszej sytuacji...
W tym roku obchodziliśmy z mężem 10 rocznicę ślubu... Tyle lat razem ale bez dzieci,nigdy nie byłam w ciąży, nigdy nie uważaliśmy bo stwierdziliśmy że niech los zdecyduje.... Ale ile można czekać ???kolejne koleżanki mężatki już w ciąży lub już chowajace dziecko a my? Miało być ze własną firmą dom i dziecko że po kolei a tu kolejne miesiące lata i nic... W końcu decyzja o zrobieniu badań... I stało się jest wyrok mąż jest bezpłodny i ja idealna....płacz ....szloch...nawet chęć rozwodu bym znalazła zdrowego który da mi szczęście bo on nie może.... Boże dziewczyny od razu mu powiedziałam że nigdy go nie zostawię bo kocham go najbardziej i czy będziemy mieli dziecko czy nie zawsze będę go kochać bo jest dla mnie całym światem.!Długi czas plakalismy i przeżywaliśmy aż wiadomość że męża siostra jest znowu w ciąży dała nam kopa! Napisałam nas do kliniki , na konsultacje ale od razu zrobiono nam wszystkie badania i po 2 godz.razem z wynikami weszliśmy ponownie do gabinetu. Poszło tak szybko że pamiętam jak przez mgłę to co lekarz mówił... Najważniejsze to ustalenie planu działania przygotowań do in vitro... Ahhh a jednak... Ok więc plan był taki czekamy na @ i tego samego dnia mam zadzwonić do kliniki by na drugi dzień umówić wizytę. Ok to były długie dni czekania, w końcu jest @...ale to piątek a w sobotę klinika zamknięta ale kazali dzwonić...więc zadzwoniłam powiedzieli mi że w poniedziałek rano wizyta. Ok więc weekend pełen pytań w glowie ... W poniedziałek po usg dostaliśmy harmonogram leków i zastrzyków i robimy stymulację Za tydzień wizyta kontrolna...i zdziwienie lekarza bo oba jajniki pełne komórek i ustalamy termin na środę na punkcie... I znowu stres...bo narkoza bo tyle pytan i wątpliwości ... Środa na 7 punkcja pół godziny przed przyjechaliśmy i czekamy ... O 12wizyta i omówienie punkcji udało się pobrać 15 komoreczek Hurrrra Lekarz pochwalił że świetny wynik. Maz oddał nasienie i jedziemy do domu i czekamy na telefon od embriologia....Już na drugi dzień Pani embriolog zadzwoniła że na 6 zaplodnionych komórek są 4 które przetrwały i mówi że jutro w piątek 28.10. robimy transfer z zarobkami 5A i 5B a 2 pozostałe mają klasę 7B i walczą. Ok więc jedziemy na drugi dzień i lekarz na spokojnie opowiedział nam krok po kroku i o 14 już było po wszystkim.... Mam 2 zarodki w sobie.... Dziś jest 9dpt i zaczynam wariowac... Bo po punkcji bolał mnie strasznie brzuch po transferze też kilka dni a od piątku nic....zero ....cisza... Lekarz kazał zrobić betę 12 dnia po transferze i test 14 dni po . Z chęcią już bym zrobiła sikacza ale się boję że znowu będzie tylko 1 kreska.... Jak tu wytrzymać do środowej wizyty w klinice???? Zapomniałam jeszcze napisać że w klinice udało się zarazić 1zarodek w 5dobie,wiec mamy 1mrozaczka... Błagam ratujcie by nie zwariować ...
PS Rustynka serdeczne gratulacje!!!!
Ps aza wszystkie pozostałe dziewczyny mocno trzymam kciuki!!!!